Wiedza o pontyfikacie Jana Pawła II przysługuje wszystkim, również wyznawcom innych religii, agnostykom i ateistom Narodowych świętości szargać się nie godzi. “Trza, by święte były” (S. Wyspiański, Wesele, akt II, w. 417-420). W oczach “prawdziwych Polaków” haniebnie zachowała się telewizja publiczna, która niepomna słów poety, targnęła się w 22. rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II na cześć uwielbianego przez naród papieża. Za “napaść na Ojca Świętego” uznana została przez wysokich hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce i wiernych skupionych wokół Radia Maryja emisja amerykańskiego filmu dokumentalnego, w którym – horrible dictu – przytoczone zostały negatywne oceny, krążące od dawna na Zachodzie o nieprzejednanych poglądach papieża na temat aborcji, kapłaństwa kobiet i “teologii wyzwolenia”. Od nagonki na telewizję wszczętej w związku z tym filmem nie odciął się Episkopat Polski. Przeciwnie, biskupi uznali na swej konferencji film za niefortunny, “obcy naszej wrażliwości religijnej”, nie oceniając go wszakże jednoznacznie negatywnie. W tym jednolitym chórze zabrakło, niestety, obiektywnych głosów rozsądku wybitnych duchownych-intelektualistów (J. Życińskiego i S. Muszyńskiego). Bardziej papiescy niż papież Gwałtowna reakcja przedstawicieli kleru polskiego na fakt wyświetlenia tego filmu stanowi kolejny przykład nadwrażliwości, jaką Kościół przejawia, gdy pojawia się choćby cień krytyki wielkiego rodaka. Nadgorliwi polscy księża okazali się bardziej papiescy niż sam papież. Papieska Rada ds. Mediów nie zgłosiła zastrzeżeń do amerykańskiego filmu, Watykan bowiem nie zajmuje się cenzurowaniem filmów kręconych poza terenem Stolicy Apostolskiej. Najbardziej bulwersująca była wypowiedź ks. kard. J. Glempa. Prymas powiedział, że emisja rzeczonego filmu w Polsce była gestem politycznym przygotowanym w związku z ujawnieniem tzw. sprawy kaliskiej. Film ten miał pokazać, jak można “naprawdę obrazić Ojca Świętego”. Spisek uknuli, zdaniem prymasa, ludzie zakorzenieni w starym komunistycznym systemie, pracujący nadal w telewizji. Trochę to dziwne, bo przecież materiał filmowy “kompromitujący” papieża powstał w Ameryce, a nie przy ul. Woronicza w Warszawie. Czy film ukazujący poszerzoną prawdę o Janie Pawle II, eksponujący nie tylko ogromne dokonania jego pontyfikatu, lecz informujący również o krytyce, z jaką spotykają się w świecie niektóre poglądy obecnego papieża, jest obraźliwy? Jeśli tak, to obrazy papieskiego majestatu dopuścił się parę lat wcześniej N. Davies, który w książce “Europa. Rozprawa historyka z historią” napisał dosłownie: “Nieprzejednana wrogość Jana Pawła II wobec teologii wyzwolenia, kontroli urodzin i braku dyscypliny wśród duchownych uczyniła z niego pod pewnymi względami zaciekłego tradycjonalistę” (Wyd. Znak, Kraków 1998, s. 1150). Cenzura lepsza od prawdy Księża i katoliccy intelektualiści mogą, oczywiście, polemizować z faktami (!) i nie zgadzać się z krytycznymi ocenami, wypowiadanymi na Zachodzie na temat poglądów swego najwyższego zwierzchnika. Mogą też w otwartej dyskusji kwestionować uproszczenia i inne wady dostrzeżone w emitowanym filmie, a nawet twierdzić, że nie całkiem był on prawdziwy. Jakim jednak prawem domagają się cenzurowania publikacji przeznaczonych do upowszechnienia w telewizji publicznej? Ks. K. Ołdakowski odpowiedzialny, według własnych słów, za “zgodę” na emisję filmu, oświadczył wręcz, że “nie puściłby” tego filmu, gdyby przewidział skutki, jakie ten film wywoła (tj. gniewu biskupów). Mamy więc w redakcji katolickiej TVP cenzora, który pokajał się, że nie dopilnował, aby niewygodna prawda nie dotarła do ludu. Wolność słowa nie oznacza, oczywiście, wolności do obrażania kogokolwiek, zwłaszcza osób cieszących się powszechnym uznaniem. Wszelako omawiany film nie zawierał treści szkalujących papieża, lecz informację o faktach i różnych ocenach krążących na temat spornych kwestii. Jeśli niektóre z tych ocen nie przypadły katolikom do gustu, to nie znaczy, że film był obraźliwy. Zupełnym przeto nieporozumieniem było przeproszenie przez TVP telewidzów, którzy “poczuli się urażeni treścią filmu”. Dziennikarze mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek przekazywania społeczeństwu wiadomości, nie tylko dobrych, ale i złych, byle nie kłamliwych. Prawo do otrzymywania informacji bez ingerencji władz (także kościelnych) jest jednym z podstawowych praw człowieka, które gwarantuje nam art. 10 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (ratyfikowanej przez RP). Prawa tego nie wolno ograniczać pod pretekstem, że informacja (prawdziwa!) może kogoś “urazić”. Zamach wysokich hierarchów Kościoła katolickiego na obywatelskie prawo
Tagi:
Tadeusz Zieliński









