Swobodne spadanie w Lauterbrunnen

Swobodne spadanie  w Lauterbrunnen

Ten sport dużo daje. Przyjaźnie z ludźmi z całego świata, mocne doznania, środowisko, podróże. Ale też dużo zabiera. Traci się przyjaciół, którzy giną. – Pięciu? – pytam. Kręci głową. – 15? – dopytuję, choć uprzedzał, że nie chce dużo mówić o wypadkach. – Ze 25.

Gdy zaczynał, na całym świecie w sporcie było może półtora tysiąca osób, teraz, jak szacuje, trzy razy więcej. W pierwszych latach lista ofiar obejmowała ok. 100 nazwisk, teraz ponad 300. – Coraz więcej ludzi chce skakać, stąd coraz większa liczba wypadków. Ale sport jest niesamowity. I można go uprawiać bezpiecznie – przekonuje. Trzeba tylko zachować czujność, bo najwięcej wypadków zdarza się na początku. I gdy wpada się w rutynę po wielu skokach. Lub gdy ktoś chce zdobyć uznanie środowiska, przyciągnąć media, robiąc rzeczy, których nikt wcześniej nie zrobił. Jak Patrick Kerber, który zginął w marcu, skacząc w gęstej mgle z mającego ponad 3 tys. m Titlisa w Szwajcarii. Zaliczył ponad 2 tys. skoków, wcześniej wsławił się skokiem z innej góry nocą, gdy drogę oświetlał sobie jedynie racą. – Ci z dużym doświadczeniem często chcą przesuwać kolejne granice, robić coraz odważniejsze rzeczy. Ale pokaż mi sport, który jest w 100% bezpieczny, zwłaszcza w awiacji – dodaje. A na koniec podkreśla: – My bardzo cenimy życie. Jesteśmy ostrożni, działamy z rozwagą, większą, niż wykazuje wiele osób, które nie skaczą.

Powiedz im, że nie chcę do nich dołączać

Na forum BASE, komentując śmierć kolegi podczas skoku, MBA-Patto ze Słowacji pisze: „Spędziliśmy fantastyczny czas, skacząc razem. To był facet, który kochał zabawę i miał tak dużo energii. Nie sądziłem, że odejdziesz. Ale odeszło już tak wielu przyjaciół. Powiedz im, że jeszcze długo nie chcę do nich dołączać”.

W ciągu ośmiu lat Patto stracił 37 znajomych, którzy skakali. – Każdy z nich zrobił coś, co przyczyniło się do jego śmierci. BASE jest tak niebezpieczny, jak niebezpiecznym go zrobisz. Dziś zbyt łatwo kupić sprzęt i zacząć skakać. I skacze wiele osób, które nie powinny. Nie ma żadnych przepisów, więc musimy zacząć wprowadzać je sami. Jeśli podchodzisz do skakania z pokorą, masz szansę żyć długo – dodaje i wskazuje przykład motocyklistów. – Spośród jeżdżących na ścigaczach wielu odczuwa potrzebę, by jechać slalomem czy na jednym kole. Ci kończą z obrażeniami lub giną. Jadący rozsądnie rzadko mają wypadki.

Z motocyklistami porównuje skaczących także Thomas Durrer z Biura Promocji Turystyki w Lauterbrunnen, ale zwraca uwagę, że BASE jumperzy, w przeciwieństwie do pędzących motocyklistów, nie narażają życia innych. – W regionie Jungfrau uprawianych jest wiele sportów ekstremalnych: wspinaczka wysokogórska, narciarstwo z paralotnią, BASE jumping. W każdym zdarzają się wypadki śmiertelne. W początkach paralotniarstwa też było ich wiele. Dziś są lepsze materiały i sprzęt, to relatywnie bezpieczny sport. Podobnie jest z BASE – za jakiś czas będzie bezpieczniejszy.
Na pytanie o wypadki na polach, których świadkami mogą być dzieci, Durrer odpowiada: – Większość mieszkańców jest z nimi oswojona, bo już wcześniej ginęli tu alpiniści. I rzadko się zdarza, że skoczek ginie na polu farmera – zaznacza. Zazwyczaj zabijają się po uderzeniu o klif, spadając na skalną półkę. O jednym z takich wypadków, gdy krzyk uderzającego o ścianę skoczka słyszały bawiące się na pikniku pod skałą dzieci, rozpisywały się kiedyś media.

Durrer nie chce, by Lauterbrunnen było kojarzone jako „szwajcarska Dolina Śmierci”. A w ostatnich latach wiele mediów pisało o samym miejscu i o sporcie w tym tonie. Liczba wypadków w dolinie rzeczywiście spada – w latach 2011-2012 było ich pięć, sześć rocznie. Ostatnio dwa, trzy wypadki śmiertelne rocznie. W tym roku w Lauterbrunnen też są już trzy ofiary. W czasie mojego wyjazdu do doliny ginie we Francji mężczyzna skaczący w wingsuicie, parę dni wcześniej ktoś w Stanach. W ten sam weekend we francuskich Alpach dwóch alpinistów, pilot szybowca i paralotniarz.

Szkoły latania

BASE jumping, zwłaszcza w kostiumie Batmana, tj. w wersji wingsuit, wciąż jest uważany za najniebezpieczniejszy ze sportów ekstremalnych. W zeszłym roku na całym świecie podczas takich skoków zginęło ponad 20 osób. Publikowane przez „birdmenów” nagrania z coraz odważniejszych i bijących kolejne rekordy lotów (najdłuższe, z najwyższego punktu, nocą, przez labirynty skał) rozgrzewają do czerwoności wyobraźnię młodych ludzi, którzy też chcą latać. – Gdy przychodzi młody człowiek i mówi, że chce zacząć skakać, a ma na koncie dopiero 200 skoków ze spadochronem, każę mu wrócić za dwa lata. Ja, gdy zaczynałem, miałem ich 500. W Szwajcarskim Stowarzyszeniu BASE Jumpingu zalecamy przynajmniej 300 – wyjaśnia Olek. – Ale młodzi nie chcą czekać. Chcą skakać już, teraz. Z wysokich skał – dodaje. Nie chcą tracić czasu nawet na wchodzenie na górę, a to przecież element tego sportu. – To jest dla mnie równie ważne jak sam skok. Dziś większość skaczących korzysta z kolejek. Wjeżdżają po kilka razy dziennie. Bywa, że przy entym skoku tracą koncentrację, popełniają błąd. A w tym sporcie każdy błąd może kosztować życie – przestrzega. – Wiem, że choć ja ich odeślę, znajdą kogoś innego, kto będzie ich mentorem. Lub zapiszą się na kurs. W samym Lauterbrunnen są dwie szkoły „swobodnego latania”.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2016, 35/2016

Kategorie: Obserwacje

Komentarze

  1. bauman
    bauman 29 listopada, 2016, 14:03

    Wspaniały język, słowa pełne obrazu i wyrazu. Czytam i wydaje mi się że jestem w tamtym powietrzu. Dawno nie czytałem tak dobrego tekstu…mogę jedynie porównać go z opowiadaniami Amona Oza. Gratuluję polotu i edukacji.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy