Szat rozdzieranie

Prawo i obyczaje Początek wieku, w którym żyjemy, przejdzie zapewne do historii jako okres upadku moralności publicznej na skalę porównywalną z czasami, kiedy Polska „nierządem stała”. Taki wizerunek naszej współczesności kreują dzisiejsi komentatorzy sceny politycznej, prześcigający się wzajemnie w opisywaniu obecnych czasów w najczarniejszych barwach. Wystarczy wykrycie jakiejś afery w określonym środowisku, a już prasa żądna sensacji pisze o przeżarciu korupcją całej zbiorowości, w której pojawiła się czarna owca. Wpaja się społeczeństwu przekonanie, że nie ma dziś w Polsce ludzi uczciwych, że wszyscy dają lub biorą łapówki, że przekupni są nawet sędziowie („trąd w pałacu sprawiedliwości”). Celują w tych prymitywnych uogólnieniach naśladowcy legendarnego Wernyhory. Ukazując katastroficzną wizję przyszłości kraju, prorocy szerzący mit totalnego zepsucia zyskują znaczny poklask w społeczeństwie, bo lud lubi być oszukiwany przez demagogów piętnujących zachowania sądów, urzędów i w ogóle wszystkich, którzy są „na świeczniku”. N. Machiavelli dawno już stwierdził, że ludzie bardziej są skorzy do ganienia niż do chwalenia postępków innych („Wybór pism”, Warszawa 1972, s. 233). Ferowanie przesadnie negatywnych opinii o sytuacji naszego kraju w dobie starań o członkostwo Unii Europejskiej jest dla Polski wysoce szkodliwe. Polska przedstawiana wobec zagranicy jako kraj cywilizacyjnie zacofany, mający skorumpowany do cna wymiar sprawiedliwości, prokuraturę i policję oraz złych urzędników, nie może nawet marzyć o wejściu do wspólnoty przodujących państw naszego kontynentu. Państwo, w którym obywatele nie mają zaufania do tych instytucji, a szczególnie do sądów, musi wcześniej lub później pogrążyć się w chaosie. Należy więc apelować do niefrasobliwych krytykantów, aby powściągnęli swoje temperamenty i pisali o dzisiejszych sprawach Polski sine ira et studio, tzn. obiektywnie, nie popadając w zacietrzewienie i histerię, a przede wszystkim, by nie obwiniali o niecne czyny ludzi, których wina nie została stwierdzona prawomocnymi wyrokami właściwych sądów. Prawdą jest wszelako, że takiego rozpasania obyczajów, jakiego jesteśmy świadkami obecnie, dawno już w Polsce nie było. Nie należy jednak wszystkich przejawów zła w dzisiejszym życiu publicznym traktować od razu jako symptomów anarchii, czyli stanu kompletnego rozprzężenia i bezsilności organów władzy. Kości zostały natomiast rzucone, gdy A. Lepper, już jako wicemarszałek Sejmu, zaczął czynnie manifestować swe lekceważenie dla legalnych działań organów państwowych. Dzisiaj posłowie, którzy go na to stanowisko wybrali, rozdzierają szaty. A przecież to właśnie oni podjęli decyzję, która rozzuchwaliła szefa Samoobrony do tego stopnia, że miał czelność nazwać ministra spraw zagranicznych kanalią, a kilku innych ministrów i posłów oskarżyć na forum Sejmu o działania przestępcze. Z czynami bezprawnymi, a tym bardziej anarchicznymi nie wolno w żadnym razie utożsamiać zachowań, które formalnie mieszczą się w granicach obowiązującego porządku prawnego, lecz wywołują zgorszenie z etycznego punktu widzenia. Takim wydarzeniem był np. pozew sądowy sześciu członków Rady Polityki Pieniężnej, którzy zażądali gigantycznych wynagrodzeń za swój udział w pracach tejże rady. Opinia publiczna jednomyślnie potępiła zachłanność tych ludzi, uważanych za bezkompromisowych katonów pilnujących wartości polskiej waluty. Moraliści (tych nigdy nie brakuje) rozdzierali szaty z powodu niegodziwości żądań powodów, którzy śmieli powołać się na literę prawa. Bezsensownie nazwano ich nawet lichwiarzami (lichwa to pożyczanie pieniędzy na wygórowany procent), którzy zadbali o własne interesy, a nie pomyśleli o budżetach szarych obywateli. Trudno się dziwić, że społeczeństwo tak ostro zareagowało na powyższy przejaw prywaty osób publicznych, skoro w tym samym czasie obywatele są zmuszeni do bolesnych wyrzeczeń w celu ratowania budżetu państwa. Ocena tego „skandalu” w płaszczyźnie prawnej nie jest natomiast jednoznacznie negatywna. W państwie prawnym wszyscy mają prawo występować z powództwami do sądów. Jeżeli ustawa przewidziała wysokie pensje dla członków Rady Polityki Pieniężnej jako konstytucyjnego organu Narodowego Banku Polskiego, to zgodne z tą ustawą roszczenia powodów były po prostu uprawnione. Czy zasługiwały jednak na ochronę? W systemie prawnym III Rzeczypospolitej obowiązują przepisy (przejęte z ustawodawstwa PRL), według których nikt nie może czynić ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny z normami moralności (nazwanymi w kodeksach cywilnym i pracy „zasadami współżycia społecznego”). W europejskiej kulturze prawnej dawno już nie obowiązuje rzymski frazes: „Kto wykonuje swe prawo, nikogo nie krzywdzi”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 51/2001

Kategorie: Felietony