Nie ma Szczecina bez stoczni

Nie ma Szczecina bez stoczni

Państwo nie może płacić za błędy prywatnych właścicieli ani zarządów, ale jest zainteresowane, by stocznia szybko wznowiła produkcję W Szczecinie przepustka stoczniowa stała się kartą kredytową i biletem komunikacji miejskiej. – Ludzie wiedzą, że od marca nie otrzymujemy pieniędzy i jesteśmy na przymusowych urlopach – mówi malarz ze stoczni z 30-letnim stażem. – Najbardziej potrzebne produkty kupujemy w sklepach na zeszyt, choć nie wiemy, kiedy spłacimy długi. Autobusami i tramwajami jeździmy na gapę i kontrolerzy już nawet darują nam mandat, kiedy pokazujemy stoczniową przepustkę. Tylko dzieciom najtrudniej wytłumaczyć, dlaczego nie ma pieniędzy nawet na lizaka. – Zapłacę zaległy czynsz za marzec, zaległe rachunki za światło i gaz i prawie nic mi nie zostanie, a długi dalej będą rosły – planuje przed kasą pracownica zaopatrzenia. Podobne plany mają i inni pracownicy Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA. 1100 zł na poczet czerwcowych poborów, które odebrali w czwartek, 23 maja, na więcej nie wystarczy. Cieszą się i z tego, ale nadal nie są pewni, jak spłacą zaciągnięte długi i kredyty. Nie mają też pewności, czy otrzymają zaległe pobory z okresu przymusowego urlopowania. – Nie chcemy kraść, ale pracować – mówią. Praca czy płaca? 8,5 mln zł na zaliczki płac czerwcowych wpłynęło na konto stoczni niespełna tydzień po podjęciu przez rząd decyzji o przejęciu przez skarb państwa większości jej udziałów, w tym przede wszystkim od członków odwołanego kilka dni temu zarządu. – Musimy określić priorytety, skupić się albo na wypłacie zaległych wynagrodzeń, albo na utrzymaniu miejsc pracy – powiedział stoczniowcom 22 maja minister gospodarki, Jacek Piechota. – Państwo nie może płacić za błędy prywatnych właścicieli ani zarządów. Jest natomiast zainteresowane jak najszybszym wznowieniem produkcji. Na spotkaniu z ministrem gospodarki byli obecni członkowie komitetu protestacyjnego wyłonionego spośród wiecujących stoczniowców. – Najważniejsze jest zachowanie miejsc pracy, nawet jeśli wiąże się to z wyrzeczeniami i będziemy musieli poczekać na zaległe pieniądze – twierdzi Janusz Gajek, przewodniczący komitetu protestacyjnego. – Chcemy dać nowemu zarządowi czas na opracowanie programu działań, dzięki któremu będzie możliwe szybkie uruchomienie produkcji. Policja za bramą W poniedziałek, 20 maja, o ósmej rano do biurowca zarządu weszli policjanci. Zabezpieczyli wszystkie dokumenty w związku z wszczęciem przez Prokuraturę Apelacyjną w Poznaniu śledztwa w sprawie niegospodarności zarządu holdingu. Wątpliwości budzi przede wszystkim obrót finansowy pomiędzy zrzeszonymi w nim spółkami. Wkrótce przed bramą zaczęli zbierać się stoczniowcy. W kolejnym burzliwym wiecu uczestniczył prawie dwutysięczny tłum. Jak zwykle było wiele emocji. – Złodzieje! Złodzieje! – skandowali stoczniowcy. Dopominali się zaległych płac. Żądali powrotu do pracy i rozliczenia winnych dramatycznej sytuacji firmy. Gniew stoczniowców obrócił się przeciw członkom zarządu. Już od dawna w mieście słyszało się nieprzyjazne opinie: „Dla siebie brali stoczniowy majątek, za granicę sobie jeździli, domy budowali, samochody kupowali, a o ludziach nie myśleli”. W ub. poniedziałek rada nadzorcza odwołała czterech członków Zarządu Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA.: Krzysztofa Piotrowskiego, Ryszarda Kwidzińskiego, Arkadiusza Goja i Jerzego Górę. Ze starego składu pozostał tylko Andrzej Żarnoch. Członkami nowego zarządu zostali: Andrzej Stachura – dotychczasowy prezes stoczniowej spółki ASS, Zbigniew Stypa – były prezes Ship Service, Jerzy Góra – ponownie powołany do zarządu oraz Andrzej Żarnoch. Prezesem stoczniowego zarządu został Andrzej Stachura. Odwołanie zarządu było jednym z warunków udzielenia przez banki kredytu i pomocy państwa w restrukturyzacji firmy. Nowy prezes został przyjęty przez pracowników z nadzieją. – Najważniejsze, że jest to człowiek związany ze stocznią, który dobrze zna jej problemy – skomentował Janusz Gajek. – Poza tym ma doświadczenie w bankowości, co też nieźle wróży. Dobrze, że w składzie zarządu pozostał Andrzej Żarnoch, który dla armatorów jest człowiekiem instytucją, umie z nimi rozmawiać i zawierać kontrakty. – Jak najszybciej chcemy przygotować program naprawczy – mówi prezes Stachura. – Przede wszystkim trzeba naprawić zerwane więzi z kooperantami, odbudować płynność finansową firmy i przywrócić produkcję. Kilka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 21/2002

Kategorie: Kraj