Sześć modeli oświaty

Sześć modeli oświaty

Spór o przemoc w szkołach nabrał cech walki politycznej zamiast rzetelnej analizy i dyskusji Ze względu na szczególną drastyczność tragiczne wydarzenie w gdańskiej szkole przyspieszyło nieuniknioną debatę o przemocy w szkole. Temperatura debaty jest bardzo wysoka. Tak wysoka, że jako pierwszy stopił się rozsądek, zaraz po nim wiedza, którą należałoby się posłużyć, planując i wdrażając projekty ukrócenia szkolnej przemocy. W dyskusji zabrakło głosów eksperckich, bo w ogromnej części specjaliści, których wiedza i doświadczenie predestynują do roli ekspertów, zajęli stanowiska ideologiczne i polityczne, wskutek czego spór nabrał cech walki politycznej, walki niszczącej cudze wartości, a promującej swoje. Niedobrze, jeśli problem ponadpolityczny i ponadideowy chce się rozwiązać walką na słowa prowadzoną według reguły opisanej przez Kurta Vonneguta: „Na Ziemi poglądy były znakami rozpoznawczymi przyjaciół i wrogów. Przyjaciele zgadzali się z przyjaciółmi, aby dać wyraz swojej przyjaźni. Wrogowie nie zgadzali się z wrogami, aby dać wyraz swojej wrogości (…) ludzie zgadzali się, kierując się nie rozsądkiem, przyzwoitością czy instynktem samozachowawczym, lecz przyjaźnią”. Zapewne w atmosferze wszechogarniającego konfliktu nie ma co marzyć, żeby strony kierowały się wiedzą i chłodnym rozumowaniem, jak chcieliby eksperci. Powinni jednak starać się o to, żeby strony były lepiej poinformowane. Żeby informacje dotyczyły problemu, a nie jego fragmentów lub ideowego stosunku do problemu. Z takim nastawieniem warto przyjrzeć się podstawowym zasadom – „filozofiom” reagowania przez systemy szkolne na szkolną przemoc i mieć przy tym na uwadze, że są systemy oświatowe dłużej i mocniej doświadczane przez rozmaite przejawy szkolnej przemocy. Systemy te wypróbowały już rozmaite środki. Takich wyraźnych modelowych zasad czy – jak wolą mówić Anglosasi – filozofii jest sześć. Pierwsza, uprawiana dotąd także w Polsce, sprowadza się do unikania problemu jako systemowego. Poszczególne ujawnione przypadki traktowane są doraźnie i jednostkowo – w zależności od stopnia upublicznienia przypadku może w ogóle nie być reakcji, może ona mieć charakter interwencji pedagogicznej w stosunku do jednostek lub – jeśli nie da się inaczej – nawet prawnej. Zasadniczo unika się ujawniania i nagłaśniania, gdyż rozgłos szkodzi danej placówce i (to racjonalizacja takiego podejścia) usuwaniu szkód psychicznych u ofiar i sprawców. Takie podejście byłoby skuteczne, gdyby przemoc szkolna była czymś bardzo rzadkim i sięgała płytko. Nęci również dlatego, że nie wymaga żadnych dodatkowych nakładów pieniężnych ani kadrowych. Z tej perspektywy patrząc, szkołę traktuje się jako organizm zasadniczo zdrowy, w którym zjawiska patologiczne znikają dzięki procesom samouleczenia. Drugi model wynika z potraktowania szkoły jako miejsca naturalnie sprzyjającego patologicznym interakcjom międzyludzkim ze względu na zgromadzenie na niewielkiej przestrzeni bardzo różnych ludzi w „trudnym wieku”, o nieukształtowanych jeszcze systemach wartości, i gęste między nimi kontakty. Skoro tak, szkoła musi być wyposażona w urządzenia i przepisy umożliwiające prowadzenie terapii psychologicznej, społecznej i pedagogicznej, musi też mieć specjalistów terapeutów. Jest to rozwiązanie bardzo drogie. W mało której szkole może być stosowane na pełną skalę. Zwykle rozpada się po utracie dotacji z zewnątrz, bądź zostaje zredukowane proporcjonalnie do środków w dyspozycji dyrektora. Zauważono, że skutki uboczne są szkodliwe. Centrum starań i ambicji personelu szkoły staje się wychowanie, osiągnięcia w nauce schodzą zaś na dalszy plan. Jak się okazuje, działalność dydaktyczna jest w stanie uporządkować pracę szkoły w ogóle, nadać strukturę i ramy odniesienia, monopolizująca zaś tę pracę działalność wychowawcza anarchizuje stosunki międzyludzkie i pozbawia wychowawców i wychowanków kryteriów właściwego wywiązywania się z roli ucznia i nauczyciela. Ostatecznie niedouczeni absolwenci nie odnajdują się w życiu, szkoły uczą gorzej, problemy wychowawcze raczej rosną, ale są uczniowie, jednostki, które ten system ratuje. Podejście to polega na wychwyceniu i zdiagnozowaniu „pacjenta” – sprawcy i ofiary, a następnie na poddaniu go (i ewentualnie jego rodziny) zabiegom terapeutycznym, mającym usunąć z psychiki i zachowania ucznia cechy patologiczne lub przystosować go do radzenia sobie ze złem świata i poniesioną krzywdą. Skupienie na jednostce pomaga wielu, innym jednak szkodzi, bo przenosi zainteresowanie szkoły z procesu nauczania na indywidualną opiekę nad samopoczuciem ucznia. Trzeci model wyrasta z założenia, że szkoła jest miejscem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 46/2006

Kategorie: Opinie