2,6 mln Polaków chce wyjechać z kraju „dobrej zmiany” „Ludzie, wiejcie z Polski, ja bardzo żałuję, że wróciłem. Byłem głupi, a teraz jest za późno. Szkoda życia na mieszkanie w tym kraju!!!”, „Mieszkam od kilku lat poza Polską, w której niby finansowo powodziło mi się. Zdecydowałem się jednak wyemigrować i nie żałuję tej decyzji. Zupełnie inna kultura i etyka pracy, uśmiechnięci, niezawistni i nieskażeni zabobonem ludzie”. „Trzeba być niespełna rozumu, żeby tracić swoje najlepsze lata na walkę o mizerny byt w tym kraju”, „Szkoda życia na Polskę” – takie i podobne wypowiedzi można znaleźć niemal na każdym forum internetowym w komentarzach do artykułów dotyczących pracy za granicą. Widać w nich gniew, czasem pogardę. Autorzy postów piszą o „kiepskich perspektywach”, „zabobonie”, „zaściankowości”, „duszeniu się”. Polskę nazywają często „tym krajem”. I ten sam, stały refren: „Szkoda życia na Polskę”. Według najnowszego raportu „Migracje zarobkowe Polaków”, opracowanego przez Work Service w maju br., aż 11,8% Polaków aktywnych zawodowo lub będących potencjalnymi uczestnikami rynku pracy rozważa emigrację zarobkową w ciągu najbliższego roku. Niemal 2,6 mln osób. 51% to młodzi, między 18. a 34. rokiem życia – ponad 1,3 mln ludzi, którzy mogą już nigdy do Polski nie wrócić. Jeśli jednak definicję osoby młodej rozszerzyć, do 44 lat, to o wyjeździe myśli ponad 2 mln (81% badanych). Życie bez nerwówki – Wszystko było wiecznie na styk. Po opłaceniu rachunków praktycznie na nic nie wystarczało – opowiada 35-letni Jarek, który od roku pracuje i mieszka w Niemczech. – Dostaję 8 euro za godzinę, czyli pewnie mniej niż tutejsza minimalna. Ale idzie żyć. Jarek pochodzi z małego miasta na wschodzie Mazowsza. Początkowo planował wyjazd na kilka miesięcy, namówiony przez brata, który był już na miejscu. Po pół roku zdecydował się sprowadzić do Niemiec żonę i syna. – Zdarzało nam się pożyczać od znajomych pieniądze na jedzenie – opowiada Jolanta. – My wcale nie pracujemy bardzo dużo. Osiem godzin dziennie, tyle co tutejsi. Ale jest jakoś z godnością, bez nerwówki. 33-letni Janusz do niedawna był pracownikiem fizycznym z 13-tysięcznego miasteczka 100 km od Warszawy. W Holandii jest od kilku miesięcy. – Nie chodzi o to, że ja nie miałem pracy. Praca była, tyle że niestała. No i zarabiałem trzy razy mniej, niż zarabiam tutaj. Może z 5 tys. zł oszczędności udawało mi się odłożyć w ciągu roku. A nie mam rodziny, jestem sam, nie imprezuję. Jarek za Polską nie tęskni: – Wracać? Do czego? Proszę pani, ja żałuję, że nie zdecydowałem się wcześniej! Janusz z kolei myśli o powrocie: – Nie znam języka, znajomych mam tylko z mojego miasta. Oni tu pozakładali rodziny, ja się czuję trochę wykorzeniony. Więzi i zobowiązania rodzinne stoją na przeszkodzie emigracji 64% Polaków. Toteż wielu zabiera ze sobą bliskich. Wyjeżdżają całe rodziny – mężczyźni ściągają dzieci i partnerki, często również rodzeństwo, kuzynów i znajomych. Można odnieść wrażenie, że taki styl migracji dotyczy przede wszystkim mieszkańców małych i średnich miejscowości, dla których istotne jest przywiązanie do rodziny i lokalnej społeczności. 22-letni Filip, mieszkaniec Sokołowa Podlaskiego, co roku jeździ jako pracownik sezonowy do Norwegii: – Jak tylko zrobię licencjat, wyjeżdżam na stałe. Mam tam wujka i kuzynów, z pracą i mieszkaniem nie będzie problemu. Tylko te studia muszę najpierw zrobić. Emigracyjny baby boom Ci, którzy jeszcze nie mają rodzin, często zakładają je na miejscu. Według danych GUS w 2016 r. za granicą przebywało ok. 2,5 mln Polaków – mowa tu o tzw. nowej emigracji, czyli tych, którzy wyjechali po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, ponad pół miliona stanowią dzieci. Dane te są jednak niepełne, można policzyć jedynie te dzieci, które urodziły się za granicą i zostały zarejestrowane w polskich urzędach. Nie ma też dokładnych danych o dzieciach urodzonych w Polsce, które wraz z rodzicami wyjechały za granicę. Wiadomo jednak, że poza Polską dzieci rodzi się dużo, choćby w Wielkiej Brytanii. „Według badań demograficznych na jedną Polkę przypada na Wyspach 2,5 dziecka – czytamy na portalu Na Temat. – W Polsce ten współczynnik wynosi jedynie 1,3”.










