Kaczyńscy mówiąc o ziemiach zachodnich, przemilczają, dzięki komu są one w polskim władaniu Choć bracia Kaczyńscy stale podkreślają przywiązanie do Polski międzywojennej i całkowicie odcinają się od PRL, to zabiegając o poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości w eurowyborach, po raz kolejny bronili obecnych granic. I wcale im nie przeszkadza świadomość, że te granice są zasługą Gomułki, a nie Piłsudskiego. Bo o tym już prawie nikt nie pamięta. „To oświadczenie jest zakwestionowaniem wyniku II wojny światowej, zakwestionowaniem granic” – w tak zdecydowany sposób Jarosław Kaczyński zareagował 26 maja w Szczecinie na dokument, w którym niemieckie partie CDU i CSU domagają się „międzynarodowego potępienia przesiedleń”. Wyłapał przy tym „oddanie” przez Platformę Obywatelską Niemcom części wyspy Wolin i Międzyzdrojów (znalazły się poza granicami Polski na mapie prezentowanej w spocie wyborczym PO). Dwa dni później na witrynie internetowej PiS pojawił się niepodpisany komentarz „Niemcy grzeją nam zachodnią granicę” z ostrzeżeniem: „Niemcom trzeba patrzeć na ręce, bo co 50 lat regularnie stają się niebezpieczni. Także dla siebie”. 1 czerwca Lech Kaczyński, również w kontekście oświadczenia CDU i CSU, zapewniał mieszkańców Trzebiatowa (miasteczko na Pomorzu Szczecińskim, które znalazło się przy Polsce dzięki ustaleniom konferencji w Poczdamie): „…chciałem mocno podkreślić, tu właśnie, w Trzebiatowie, że jestem w Polsce i gospodarzami tej ziemi są i będą Polacy. Tak jest i tak być musi. Polska jest jedna i nikt tego nie może i nie powinien kwestionować”. Prezydent poradził, by nie likwidować stacjonującego w miasteczku batalionu. Wszak Niemcom trzeba patrzeć na ręce… Użyte przez braci Kaczyńskich argumenty można skierować przeciwko nim. Przecież nie uznali oni wyniku II wojny światowej. Gdyby tak było, Lech Kaczyński w ramach tzw. polityki orderowej nie przypinałby najwyższych odznaczeń byłym żołnierzom Narodowych Sił Zbrojnych, które nie chciały się pogodzić z utratą ziem wschodnich, wzywały do głosowania „3 razy nie” w referendum 1946 r. (a więc także na pytanie: „Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Państwa Polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?”). Prezydent nie wieszałby orderów na piersiach byłych żołnierzy Wolności i Niezawisłości, która to organizacja podobnie jak NSZ szykowała się do III wojny światowej i marszu na wschód („Jedna bomba atomowa / I wrócimy znów do Lwowa. / Druga mała, ale silna / I wrócimy znów do Wilna”). Pan prezydent, podobnie jak jego brat, najwyżej ceni tych bojowników o niepodległość, którzy nie przerwali walki wraz z końcem wojny. Sztandarową postacią, wzorcem Polaka według PiS, jest rotmistrz Witold Pilecki, odznaczony przez Lecha Kaczyńskiego Orderem Orła Białego. W przyjętej w 2006 r. przez Sejm (kierowany wówczas przez występującego w barwach PiS Marka Jurka) uchwale w 60. rocznicę referendum, złożono hołd „działaczom zbrojnego i politycznego podziemia niepodległościowego”. A więc także organizacjom, które pod osłoną amerykańskiego atomu chciały podążać szlakiem Jagiellonów i Piłsudskiego, a nie Piastów i Gomułki. Lech Kaczyński od siebie powinien rozpocząć przekonywanie, że „Polska jest jedna i nikt tego nie może i nie powinien kwestionować”. To przecież on do spółki z bratem wciąż dzieli Polskę na Polskę Armii Ludowej i Polskę AK, na Polskę solidarną i liberalną. Polityka braci opiera się na dokonywaniu podziałów. Dotykają one także bezpośrednio kombatantów. Ci, którzy czekali po wojnie na rozkaz wymarszu na Lwów i Wilno, wyparli tych, którzy przełamywali Wał Pomorski, bili się o Kołobrzeg, forsowali Odrę i zdobywali Berlin. Aby być wiarygodnym rzecznikiem ziem zachodnich i północnych, trzeba uznać pozytywną rolę armii radzieckiej i walczących u jej boku polskich żołnierzy, starania Józefa Stalina w Poczdamie, przejmowanie władzy w Polsce przez komunistów (Stalin nie zabiegałby przecież o zwiększanie potencjału wrogiego państwa), a także późniejsze wysiłki władz PRL mające na celu zagospodarowanie nowych ziem oraz doprowadzenie do traktatowego uznania granic przez RFN, co nastąpiło w grudniu 1970 r. Gestem potwierdzającym szczecińskie deklaracje Jarosława Kaczyńskiego byłoby złożenie kwiatów pod 16-metrowym pomnikiem Wdzięczności (żołnierzom radzieckim) wzniesionym na cokole zburzonego w 1945 r. pomnika cesarza Wilhelma I. Nie zrobił tego, za to szczeciński radny PiS Andrzej Karut chciał uczcić 90. rocznicę odzyskania niepodległości zastąpieniem tego monumentu pomnikiem króla Jana III Sobieskiego. Gestem potwierdzającym szczerość słów Lecha Kaczyńskiego byłaby np. wizyta w położonym blisko Trzebiatowa Kołobrzegu i złożenie hołdu
Tagi:
Krzysztof Pilawski