Czy pałac pruskiego rodu na Mazurach może być miejscem dialogu polsko-niemieckiego, a nawet europejskiego? Tak, ale trzeba go odbudować Sztynort znany jest przede wszystkim jako port żeglarski na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich, pomiędzy zbiornikami Mamry i Dargin, niedaleko Węgorzewa. Ale wielbiciele zabytków architektonicznych pomyślą w pierwszej kolejności o wzniesionym w XVII w., a przebudowanym w XIX w. pałacu, prawdziwej perle baroku, dawnej siedzibie Lehndorffów, jednego z najstarszych w Prusach Wschodnich rodów szlacheckich. To w tym pałacu bywał biskup warmiński Ignacy Krasicki, a podczas II wojny światowej mieszkał Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych III Rzeszy, w jednym skrzydle zaś, kątem u siebie – Heinrich von Lehndorff, jeden ze spiskowców organizujących zamach na Hitlera 20 lipca 1944 r. w Wilczym Szańcu. Za co zapłacił życiem. Uratowany dzięki entuzjastom Ale dziś turyści zatrzymujący się w marinie mogą tylko przyglądać się pałacowi z oddali. Po wojnie obiekt ocalał w całości, choć kwaterujący w Sztynorcie oficerowie radzieccy na pożegnanie zabrali niemal całe jego wyposażenie. Potem siedzibę miał tam PGR, dzięki czemu pałac jakoś się trzymał przy życiu, a na dobre zaczął niszczeć dopiero po transformacji ustrojowej. Co prawda, chciała go odrestaurować pewna warszawska spółka, ale nie podołała zadaniu. Pewnie niewiele by z niego zostało, gdyby nie grupa entuzjastów, wśród których wyróżniała się Bettina Bouresh z Berlina. Jej matka pochodziła z Olsztyna (Allenstein), berlinianka zaś, która dorastała w atmosferze niemieckiej winy za tragedię wojny, właśnie w Sztynorcie znalazła swoje przeznaczenie, działając m.in. w Stowarzyszeniu Lehndorffów i współorganizując tamtejszy letni festiwal. Do głównych postaci związanych z ratowaniem pałacu należą nieżyjący już historycy sztuki prof. Andrzej Tomaszewski i prof. Gottfried Kiesow, którzy w miejsce istniejących fundacji ochrony zabytków z Polski i Niemiec powołali nową strukturę. Ale i ona nie nadąża już za nowymi ideami i wyzwaniami. – W relacjach polsko-niemieckich są dwa symboliczne punkty: Krzyżowa jako miejsce symbolicznej mszy św. 12 listopada 1989 r. z udziałem Tadeusza Mazowieckiego i Helmuta Kohla, która otworzyła nowy etap w stosunkach między naszymi państwami, oraz Sztynort, którego nazwa niemiecka Steinort oznacza kamień i miejsce, a któremu w ostatnich latach nadajemy nowe znaczenie – podkreśla prof. Robert Traba z Instytutu Studiów Politycznych PAN, były wieloletni dyrektor Centrum Badań Historycznych w Berlinie. Należał on także do grona założycieli Wspólnoty Kulturowej Borussia w Olsztynie, która dziedzictwo kulturowe regionu Warmii i Mazur traktuje jako sukcesję dawnych i obecnych mieszkańców tych ziem. Nic więc dziwnego, że to on, wraz z prof. Dieterem Bingenem, byłym dyrektorem Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt (następcą Karla Dedeciusa, popularyzatora kultury polskiej), został powołany przez niemiecką konsul generalną Cornelię Pieper do opracowania całościowej koncepcji zagospodarowania pałacu w Sztynorcie. Tutaj istotne zastrzeżenie: port żeglarski nad jeziorem oraz budynki gospodarcze obok pałacu są własnością włoskiej spółki King Cross, która jednak też chce inwestować w projekt kulturalny. Przymierze ludzi dobrej woli Dwóch głównych autorów koncepcji, Traba i Bingen, utworzyło 34-osobowy zespół ekspertów z różnych dziedzin, którzy opracowali szczegółowe rozwiązania. Aby je wdrożyć, obiekt najpierw musi zostać odbudowany, co powoli staje się realne. Do tej pory Bundestag przeznaczył na ten cel 2,5 mln euro, a polski rząd – 1,5 mln zł. Ale całkowity koszt rewitalizacji szacuje się na 30 mln euro. Na razie trwają żmudne, jeszcze mało widoczne z zewnątrz prace remontowe, w tym prowadzone przez grupę cieśli wędrownych. W skład tego nietypowego zespołu wchodzą młodzi czeladnicy z krajów niemieckojęzycznych, którzy zobowiązali się do nauki „w drodze” przez co najmniej dwa lata i jeden dzień, z zastrzeżeniem, że w jednym miejscu wolno im pracować nie dłużej niż trzy miesiące. Wędrowni czeladnicy muszą nosić tradycyjny strój ciesielski i podróżować bez telefonu komórkowego! Dzięki doświadczeniu zdobytemu w różnych krajach cieśle opracowali autorski system wzmocnienia i mocowania krokwi, których w sztynorckim pałacu jest ok. 200, a tylko część belek tworzy potężną konstrukcję dachową. Powoli więc zza rusztowań wyłania się dawne oblicze pałacu, który według twórców koncepcji ma być upamiętnieniem skomplikowanej historii Sztynortu, ale i miejscem współczesnego dialogu europejskiego. Program ten jest opisany w mającej ponad 50









