Tag "Agnieszka Osiecka"
Miłość jest chorobą, która nawiedza mnie atakami
Agnieszka Osiecka: Jestem właściwie bardzo sama. Mam tyle oblicz, ile wynosi chmara wlekących się za mną „zakochanych” – dla każdego inne
W okresie odwilży sentyment do przedwojennych tang oraz standardów ustąpił wreszcie na rzecz ballad. Osiecką fascynowały te przemiany – odzwierciedlały bowiem nie tylko bliskie jej nastroje, ale także klimat społeczno-obyczajowy szóstej dekady XX w. Ballada adekwatnie wyrażała sytuację młodzieży pokiereszowanej mentalnie przez okres socrealizmu. Na język prozy (po)etykę ballady udatnie przekładał starszy od Agnieszki o dwa i pół roku pisarz i publicysta Marek Hłasko. Ich drogi biegły równolegle, ale za kilka miesięcy miały się zacząć krzyżować. Chwilowo jednak Osiecka pochłonięta była gromadką adoratorów z dziennikarstwa.
„Przeżyłam (zupełnie ostatnio) dziwny okres i świadomie zerwałam ze wszystkimi skrupułami w sprawach »sercowych«. Niemalże upajałam się własnym brakiem »moralności« i potencjalnym prostytuowaniem się. Śmiałam się Edkowi w oczy, prawiąc mu, że jest przecież bezsilny, że mogę z nim zrobić, co mi się podoba, bezwstydnie znęcałam się nad nim. Markowi oświadczyłam, że nie zamierzam przestać żartować z Edkiem, a jeżeli mu się to nie podoba – to nikt go przecież nie trzyma, i kokietowałam Andrzeja N[owalińskiego…]”, wyznała diarystka 22 maja [1955 r.].
W tym samym zapisku wspomniała, że w związku z chaosem uczuciowym, który sobie zafundowała, zaczęła czuć się dziwnie we własnej skórze:
„Któregoś dnia, kiedy jakoś »sponiewierałam« Edka i wracałam właśnie, pożegnawszy się z nim, do pokoju, spojrzałam na siebie w lustro: potargana, w rozchełstanym szlafroku, rozpieszczony kot w ramionach – »jędza, czarownica« – przemknęła mi myśl. Upajałam się nią przez chwilę. Radowałam się własną okrutną wolnością i śmiałam się z tego, że mogłam kiedykolwiek myśleć, że w stosunku do Marka [Kubery] »obowiązuje« mnie bardzo wiele. […] A potem zorientowałam się, że jestem po prostu Markowa dziewczynka. Znam siebie i swoje chimery »w tych« sprawach. Toteż nie potrafię sobie »zaręczyć«, że taki stan jak teraz będzie u mnie trwał wiecznie: miłość jest chorobą, która nawiedza mnie atakami. Ależ jeśli chodzi o Marka, jedno jest pewne, to jest choroba nieuleczalna”.
Zupełnie nie rozumiała swoich uczuć do Mariana vel Marka, vel Markusa Kubery. Przyznała jednak tego dnia, że nie stosuje wobec niego żadnej wyrafinowanej „taktyki” – raczej ulega „typowej […] przekorności” osiemnastoipółlatki: „To tak, jakby tatuś wprowadził grzecznego chłopczyka do cukierni i kazał mu jeść ptysie, [a] chłopczyk ponuro i niechętnie »spełnił rozkaz«. Ale któregoś dnia chłopczyk się zbuntował i chce sam wybierać ciastka. No i wybrał, po namyśle, ptysia”.
W czerwcu Osiecka zacieśniła znajomość z krytykiem Grzegorzem Lasotą. Umawiała się z nim na obiady w Bristolu i U Fukiera. Bywała w jego mieszkaniu na Rynku Starego Miasta. Chadzała z nim do pobliskiego Krokodyla. Nie podzielała jego uwielbienia dla Włodzimierza Majakowskiego, on z kolei kpił z jej zachwytów nad Gałczyńskim. Ich gusty godziła scena. Pod koniec 1952 r. Państwowy Akademicki Teatr im. Mossowieta z Moskwy przyjechał na gościnne występy do Polski. Agnieszka widziała np. „Sztorm” na podstawie dramatu Władimira Billa-Biełocerkowskiego. Razem z Lasotą ekscytowała się tą sztuką – z tym że ona ceniła sposób wystawienia, Grzegorz zaś – jej tekst.
Przepadała za przeglądaniem w mieszkaniu Lasoty albumów z reprodukcjami. Najbardziej podobali jej się Marc Chagall, Picasso i van Gogh. Uwielbiała kotkę nowego znajomego – czarną Panterkę, którą Grzegorz karmił dorszami. Jakiś czas temu krytyka opuściła żona – dziennikarka i tłumaczka z języka rosyjskiego Irena Lewandowska. Agnieszka uważała, że Lasota oddałby wszystko za jej powrót. Rozumiała, że w relacjach z nią i innymi dziewczynami poszukiwał li tylko zapomnienia i pocieszenia. To z tej przyczyny brylował tak ostentacyjnie na warszawskich salonach.
Pewnego razu Osiecka upiła się likierem z Braciszkiem Regulskim i całowała Janusza „w sposób, jak na »rodzeństwo«, dość nieoczekiwany”. W tym samym zapisku dziennym przyznała, że nie byłaby w stanie pójść do łóżka z Grzegorzem Lasotą. Monopol na zbliżenia intymne nadal przyznawała Gaździe. Z kolei wobec Kubery odczuwała mieszankę oporów i rozterek, obiekcji i zobowiązań. Podejrzewała się o „perwersję” polegającą na tym, że mężczyźni bardziej podniecali ją w tańcu niż w łóżku. Nawet z Januszem Gazdą właśnie tak się czuła. (…)
Z Grzegorzem Lasotą było jednak inaczej.
„Jego sposób bycia, który jest swoistą mieszaniną wdzięku, chamstwa i bezpośredniości
Fragmenty książki Karoliny Felberg Osiecka. Rodzi się ptak, t. 1, Znak Literanova, Kraków 2024
Wakacje prawdziwych gwiazd
Zakochana Osiecka, Semkow i chór wczasowy, Wiłkomirska ze stradivariusem, Lipińska i koguty, czyli… wakacje prawdziwych gwiazd Fama o Famie W Świnoujściu zawsze można zawiesić oko na tym i na owym, ale najpierw trzeba się tam dostać. Przeprawa przez Świnę na wyspę Uznam to już pierwsza atrakcja. Wysiadasz z auta czy z pociągu w Międzyzdrojach, a tu koniec świata, ląd się kończy. I stwierdzasz to absolutnie na trzeźwo. Weźmy byka za rogi – trzeźwość nie była mocną stroną kilkudziesięciu tysięcy młodych ludzi, podróżujących po Polsce
Misja „Osiecka”
Powiem państwu otwarcie, ja osobiście nigdy nie oglądam seriali, bo uważam, że nie. Nieosobiście, to co innego; jestem widzem biernym. Wszyscy wokół mnie seriale oglądają, ba, zdaje się, że nie oglądają niczego innego, potem gadają o serialach, piszą o serialach, czytają o serialach, kłócą się o seriale – a ja, nie chcąc pogłębiać swojej aspołeczności, przesiąkam dymem wokółserialowych pogwarek. A potem wracam do domu i wrzucam natychmiast wszystek odzież do pralki, aby Żona nie nabrała podejrzeń. Ona też nie ogląda,
Nie na miejscu
Moja ciepłolubna Żona, pozbawiona naturalnej warstwy ochronnej (BMI odwiecznie w dolnych granicach normy), z uwagi na łaskawość słonecznej jesieni zaczęła cierpieć w tym roku dość późno, ale nie mniej niż zwykle. Od pierwszych przymrozków nawet po domu chodzi w pluszowych nausznikach, dłonie z mufki wyjmując tylko w ostateczności, np. po to, by poczynić notatki. Właśnie rozgrzewa się lekturą dzienników swojej mamy, Agnieszki Osieckiej, z czasów intensywnej znajomości poetki z Markiem Hłaską, do którego to tomu, ostatniego już, Żona obiecała napisać
Tylko flirt, a nie miłość
W romansach Agnieszki Osieckiej najważniejsze było olśnienie partnerem „Oj, nie mam ja szczęścia do niedzielnych przedpołudni z ukochanym. W czasach studenckich Andrzej [Jarecki] wywoził mnie do teściów do Radości, kładł na hamaku i leżałam tak pół dnia w panieńskich grymasach pt. »I to ma być już wszystko?«… Znękana tymi grymasami ruszyłam po przygodę i trafiłam na Fryka”. W romansach Agnieszki była ogromna rozpiętość zainteresowań. Najważniejsze było olśnienie partnerem. „Wojtek z nosem boksera i lekkim grymasem ust miał w sobie coś supermęskiego i wyglądał
Legenda ginącego ludu
Historia zabrała Mazurom prawie wszystko. Zostawmy im więc mazurskość Waldemar Mierzwa – mazurski autor i wydawca książki „Zrozumieć Mazury” Co „warszawka” wie o Mazurach? – Wolałbym, abyśmy nie nazywali ludzi z dużych miast „warszawką”, bo sam, lublinianin z urodzenia, osiadłem na Mazurach po kilkuletnim pobycie w stolicy. Choć rzeczywiście czasami trudno tu do „warszawki’ się przyznawać, bo sam już na początku rozmowy nierzadko słyszę: „Dzwonię do pana ze stolicy…”. Lata lecą, a „warszawka” się nie zmienia, jest przekonana o swojej wyższości
Mam na imię Agnieszka, a na nazwisko Osiecka
Szczere, intymne i bez cenzury – o dziennikach poetki wiedzieli tylko najbliżsi Zaczynam mój pamiętnik Dnia 27 XII 1945 r. W 1939 r. wróciłam z Zakopanego do Warszawy. Wtedy zaczęła się okupacja niemiecka. Miałam wtedy trzy lata, a teraz mam dziewięć. Na początku mieszkałam z rodzicami na Saskiej Kępie, na ulicy Jakubowskiej 16. Miałam tam swój pokój, który był mały, ale śliczny. (…) Pewnego razu byliśmy (to znaczy Mama, Tata i ja) w naszej kawiarni i jedliśmy obiad. Potem tata









