Tag "Biblia"
Wspólnota daje ratunek
Wszyscy są bezradni w wielkiej strukturze Kościoła
Piotr Domalewski – (ur. w 1983 r.) zdobył dyplom aktora sztuki lalkarskiej w Białymstoku, na wydziale zamiejscowym Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, a potem ukończył aktorstwo na PWST w Krakowie. Jest absolwentem reżyserii na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Jego pełnometrażowy debiut „Cicha noc” wygrał Złote Lwy na FPFF w Gdyni oraz 10 Orłów. Film „Jak najdalej stąd” przyniósł mu nagrodę za scenariusz w Gdyni i Paszport „Polityki”.
Byłeś ministrantem?
– Przez 12 lat.
Jakie są twoje wspomnienia z tego okresu?
– Bycie ministrantem jest ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza w tak długiej perspektywie. Od najmłodszych lat służyłem przy ołtarzu, więc kościelne formuły weszły mi głęboko do głowy. Poza tym ministranci znają sposób funkcjonowania Kościoła od zakrystii i coś na tym tracą. Przypomina to trochę oglądanie filmu z perspektywy reżysera. Trudno wejść w fabułę, bo rozpoznaje się metody kręcenia, twarze statystów itp. Nawet podczas gali otwarcia festiwalu wszystko będzie wyglądało pięknie na scenie, ale za kulisami trwa praca wielu osób, które mają dylematy i problemy. Sceniczna magia do końca nie działa, gdy się wie, co się dzieje z tyłu. To porównanie najlepiej oddaje doświadczenie bycia ministrantem przez 12 lat.
Na ile te przeżycia wpłynęły na pomysł realizacji „Ministrantów”?
– Na pewno dzięki zgromadzonym doświadczeniom z tamtego okresu mogłem wiarygodnie sportretować Kościół od tzw. zakrystii. Lubię opowiadać historie, z którymi mogę się utożsamić, lub takie, które mogę przedstawić w sposób autentyczny. „Ministranci” to właśnie ten przypadek. Sama fabuła nie ma jednak wiele wspólnego z moimi przeżyciami. Kiedy pisałem scenariusz, pomyślałem sobie, co by było, gdyby dzisiaj pojawiła się taka postać jak Jezus. I rozwinąłem ten pomysł w filmie. Główny bohater, Filip, młody człowiek wychowywany przez samotną matkę, nigdy nie poznał ojca. Odkrywa u siebie rodzaj powołania i będąc w nieustannym dialogu z siłą wyższą, postanawia poświęcić życie dla zmiany lokalnej społeczności. To współczesna adaptacja historii z Nowego Testamentu.
„Ministranci” są jednocześnie opowieścią zaangażowaną społecznie. Skąd bierze się u ciebie zacięcie do takiego kina?
– To chyba wynika z faktu, że muszę uwierzyć w swoich bohaterów, w to, że sytuacje, które pokazuję na ekranie, mogły komuś się przytrafić. Trudno o lepszy wzorzec niż wczesne filmy braci Dardenne czy kino Kena Loacha, którego bardzo cenię. A w co mogę uwierzyć ja jako dzieciak wychowany na blokowisku we wschodniej Polsce? Znam takie realia, dlatego wierzę w określone rzeczy. Ktoś z innym bagażem społecznym opowie zupełnie inne historie. Zawsze też podkreślam, że moim ulubionym filmem jest „Manchester by the Sea”. Pokazana tam społeczność wydaje się całkowicie realna i choć ekranowa opowieść nie wydarzyła się naprawdę, dzieje się codziennie w tysiącu miast. Bardzo bym chciał, żeby tak samo było z moimi filmami. Podsumowując, lubię kino, które omija publicystykę, ale wchodzi w dialog z bliską mi rzeczywistością. Pewnie dlatego nie robię filmów o potentatach branży modowej, bo ich świata po prostu nie znam.
W Polsce nie mamy jednak dobrego kina społecznego, bo filmy o ludziach nieuprzywilejowanych ekonomicznie najczęściej pokazują różne patologie. Brakuje im wyczucia.
– Robienie filmów o tematyce społecznej nie jest proste. Sytuacje ekstremalne znacznie łatwiej przebijają się do świadomości widzów, docierają szerzej, dlatego naturalnie ciągnie nas do opowiadania w ten sposób. Ja jednak staram się uprawiać kino społeczne po swojemu. Posłużę się przykładem wspomnianego giganta modowego. Może i dałbym radę zrobić o nim film, ale pod jednym warunkiem. W domu bohatera pracowaliby np. sprzątaczka lub ogrodnik. I to z ich punktu widzenia opowiadałbym o świecie wielkich pieniędzy i mody. Potrzebuję odpowiedniej perspektywy, którą daje mi spojrzenie ludzi z niższych szczebli drabiny społecznej.
Bohaterowie „Ministrantów”, Filip i jego przyjaciel Gustaw, mieszkają w małym mieście. Pochodzą jednak z bardzo różnych domów. Czujesz, że zbyt łatwo zapominamy o dzielących nas różnicach klasowych i ekonomicznych?
– Uważam, że jako
Jak rozpoznać anioła?
Jak rozpoznać anioła? Pytanie wydaje się zasadne ze względu na okoliczności. A może jest zawsze zasadne, może na tym polega bajer? Bo wyobraźmy sobie – tak przegapić anioła. Trochę fuck-up, trochę wstyd. To jak minąć za rogiem miłość swojego życia. Ale jak rozpracować anioła? Trzeba mieć specyficzne cechy? Talenty? Być w ciąży? Bez nogi? Połknąć ósemkę? Głosować na Razem? Zatruć się azbestem? Poeta Andrzej Sosnowski wiedział, co jest ważne: „te wszystkie mechanizmy, półautomatyczne
Zawsze za późno, zawsze za wcześnie
Parafrazując biblijnego Koheleta, można na poziomie niedookreślonej ogólności powiedzieć, że zawsze jest czas na coś i na coś innego czasu nie ma. Może będzie później, ale nie teraz, na boga, nie teraz, jak możesz w takim momencie wyskakiwać z tym temacikiem zastępczym, wątkiem pobocznym, marginalnym głosikiem. „Nie szkoda róż, gdy płonie las”. Na naszej liście priorytetów czegoś zawsze braknie, coś nie dojedzie, o czymś nie da się pogadać. Jakoś dziwnie się składa, że większość tych zastrzeżeń, wykluczeń, „zamilknij
Plagiaty w Biblii
Odtworzenie tego, co w Starym i Nowym Testamencie zapożyczono z innych religii, nie jest specjalnie trudne Prof. Kazimierz Banek – historyk religii, były dyrektor Instytutu Religioznawstwa UJ Panie profesorze, gdyby Biblię przepuścić przez program antyplagiatowy, to… – Jeżeli byłby szeroko zakreślony, obejmowałby geografię, osoby, wydarzenia, piśmiennictwo, odkrycia archeologiczne itd., wskazałby splagiatowane treści, zapożyczenia w bardzo wielu miejscach. Zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie. Czy te zapożyczenia trudno odszyfrować? – Nie, sprawa ich
Objawienia, objawienia
Jest człowiek, który uważa, że Księga Objawienia św. Jana zapowiada powstanie rządu światowego! Może to i prawda. Choć Wojciech Golonka z tygodnika „Do Rzeczy” pisze z tak wielkimi emocjami, że trudno go uznać za wiarygodnego znawcę Księgi Objawień. Chyba że Golonka tak się boi tego proroctwa, że na wszelki wypadek rozjeżdża wszystko, co globalne. A szczególnie raport (Światowej Organizacji Zdrowia) z dość banalną konkluzją, że z globalną zarazą można skutecznie walczyć tylko globalnie. Dla Golonki to czysta Apokalipsa. Zamach na suwerenność naszego narodu,
Średniowieczne zoo
Zamknięte ogrody ze zwierzętami były tak popularne, że zaczęły pojawiać się przy pałacach jak inne elementy architektury Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, jaki jest główny cel istnienia ogrodów zoologicznych? (…) Celem ich istnienia nie jest rozrywka ani turystyka. Nie chodzi tu nawet o naukę i edukację. Głównym celem powstawania zoo jest ochrona gatunkowa. Istnienie ogrodów zoologicznych jest więc podyktowane dobrem zwierząt, a nie ludzi. Kiedyś na ziemi istniało wiele gatunków, które nie przetrwały niestety
Zwierzęta na ołtarzu polityki
To, jak traktujemy zwierzęta, o nich nic nie mówi, ale o człowieku mówi wszystko Powiedz mi, jak traktujesz zwierzęta, a powiem ci, kim jesteś. To swoisty test na człowieczeństwo. Do niego odwołał się prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, kiedy przedstawiał projekt ustawy zakazującej hodowli zwierząt na futra. Mówił: „Każdy dobry człowiek powinien poprzeć tę ustawę. Ja ją popieram z całego serca”. Był to efekt wstrząsającego reportażu zamieszczonego na portalu Onet – nie pierwszego zresztą w mediach –
Czyńcie sobie ziemię kochaną
Katolicka prawica i wielu księży, kwestionując zmiany klimatyczne, neguje de facto nauczanie papieża Franciszka 1. Głosimy to, co dobrze znamy. Ta zasada doskonale pasuje do polskich biskupów. Z dorobku Jana Pawła II, który zajmował się przecież także nierównościami społecznymi czy dialogiem między religiami, nasi hierarchowie zapamiętali jeden przekaz, sprowadzając całe papieskie nauczanie do przeciwstawienia: cywilizacja życia kontra cywilizacja śmierci. W ten sposób biskupi wymyślili sobie wroga, który jest sklejony z ich wyobrażeń
Kiedy Baltazar stał się czarnym królem
Na malowidłach w rzymskich katakumbach pojawia się dwóch, trzech lub czterech podróżników do Betlejem Jeśli do tematu Trzech Króli podejdziemy przez pryzmat sztuki i zapisów religijnych, to okaże się, że tylko w jednej z czterech Ewangelii mówi się o adoracji Trzech Króli. Nie wchodząc w szczegóły, św. Mateusz wspomina mimochodem o magach, którzy kierowani gwiazdą przyszli ofiarować Jezusowi złoto, kadzidło i mirrę. Przy czym nie wymienia ich imion, nie opisuje ich wyglądu, nie wspomina o ich rasie ani wieku. Nie podaje nawet, ilu









