Tag "Bożena Umińska"

Powrót na stronę główną
Opinie

Szantaże i cenzurki, czyli wolność dyskursu publicznego

Świat moich symboli ma być światem twoich symboli. Moja wiara – twoją. Na tym polega katolicko-narodowa tolerancja Oto kolejny odcinek z serialu pt. „Obraza uczuć”. Kazimiera Szczuka w programie Wojewódzkiego snuła opowieść o głosie założycielki podwórkowych kółek różańcowych z Radia Maryja, który, jak powiedziała, ją fascynuje. Naśladowała ten głos, „starej dziewczynki jakby”, odmawiający modlitwę, a wreszcie dołączyła do tego opowiastkę, jak kiedyś ów głos, gdy nim przemawiała, wyprowadził ją z ciemnej drogi w lesie przed oświetlony dom. Taka opowiastka, w której był i element naśladowczy czy parodystyczny (ciężko to odróżnić, zwłaszcza kiedy naśladowana osoba jest charakterystyczna), i element niejako mistyczny. Madzia, 15 kilo ofiary Wojciech Bonowicz w „Tygodniku Powszechnym” (3.03.2006 r.) pisze: „W przestrzeni publicznej wolno mówić o wszystkim. Nie ma tematów tabu. W tym sensie każda pojawiająca się w niej wypowiedź (…) służy sprawie wolności”. Nie wiem, jaką to rzeczywistość bez tabu ma autor na myśli, ale na pewno nie polską. Chyba że ma taki rozmach w swej wizji. Wracając do Szczuki – okazało się, że ów głos należy do Madzi Buczek, która jest kaleką (odłożono tym razem grzeczniejsze słowo „niepełnosprawna”, bo nie wzbudza takiej litości), waży 15 kilo i porusza się na wózku inwalidzkim. Zatem Szczuka (która nie widziała owej Madzi na oczy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Mały uciekinier

Pan Giertych zapewnia, że nie będzie w szkole żadnej ideologii. Oczywiście poza tym, co w jego rozumieniu jest tylko słusznym endeckim spojrzeniem na polską rzeczywistość Na rysunku Marka Raczkowskiego w „Przekroju” (8.05.2006 r.) stroskani rodzice wyprawiają dziecko na lotnisku, wręczają mu bilet i banknot: – Masz, oto 100 euro, nasze wszystkie oszczędności. Weź z lotniska taksówkę i każ się zawieźć do najbliższego sierocińca. Zważywszy na rzeczniczkę praw dziecka i ministra edukacji, nie ma co się zastanawiać. Mój przyjaciel powiada: oto wróciła PRL, Polska Republika Ludu. Ten lud nie cierpi inteligencji, nie zrażają go politycy, którzy kłamią, bo nie umie odróżnić politycznego kłamstwa od prawdy, nie zraża go szczucie na innych (raczej nawet to lubi, ma nieustający marzec ’68 i rozwalanie Parady Równości w Poznaniu), nie zniechęca go, że politycy mają sprawy w sądach, że prowadzą nieczyste interesy, gdyż lud ów wierzy, że inaczej w tym kraju nie można, a ich wiara, jak można w tym kraju, tworzy ten kraj. Lud chce być silny jak pan Giertych, krzepki jak pan Lepper, zawsze mieć pretensje i zawsze być niewinny jak panowie Kaczyńscy. I dać popalić tym wszystkim magistrom, doktorkom, profesorkom. I nic o sobie, mocium panie, nie wiedzieć, jak to zawsze bywało. W telewizji miga

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kraj horroru

Szkic podsumowujący w oczekiwaniu na pomnik Telewizja publiczna wysunęła niedawno pomysł, o którym pewnie część z państwa słyszała, żeby w czasie wizyty papieża Benedykta XVI w telewizji publicznej nie było reklam podpasek, papieru toaletowego, bielizny damskiej, piwa i być może jeszcze czegoś, co ma bliższy związek z ciałem. Dzieci śmieci Poza tym w tygodniu, kiedy pojawiła się ta nowość, wszystkie inne po staremu: tu jakieś zakatowane dziecko, ówdzie inne. Lecz w Polsce, kraju płynącym coraz czystszym strumieniem moralnym, patologii w rodzinie nie ma. Jeśli jakaś kobiecina dostanie w ucho czy brzucho od męża, bo coś było nie tak z tą zupą, to nie dlatego, że jest to objaw patologii, tylko dlatego, że mąż powinien dostać zupę przyprawioną smacznie, nieprawdaż? Potem znów nam trąbią, że w Belgii 17-latek z Polski zabił nożem belgijskiego 17-latka. No pewnie, zabił, bo Belg miał odtwarzacz MP3, a Polak nie miał, więc skoro miał, zapewne było to z krzywdą dla Polaka. W końcu brak idealistycznych złudzeń w dążeniu do tego, co się pragnie posiadać, nie jest źle notowany w polskiej tradycji. Rodzice w Polsce często powtarzają dzieciom: „Nikt ci nic za darmo nie da, gnojku”. „Walnij go, zanim on ciebie walnie, sieroto”. „Nie daj się robić w ch… smrodzie”. I dziecko się nie da, nie będzie czekać,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Z gorącą krwią

Film „Capote” pokazuje, czym jest kara śmierci – zabójstwem za zabójstwo, tym samym za to samo, ani milimetra wyżej moralnie Nigdy nie przeczytałam książki Trumana Capote’a „Z zimną krwią”. Może dlatego, że w ogóle nie jestem fanką tzw. literatury faktu, ponieważ w literaturze najbardziej mnie interesuje to, co osobiste. Jeśli więc pisarz/narrator ukrywa swoją osobistą motywację za rekonstrukcją faktów czy za wizją wydarzeń, raczej mnie to zniechęca. Wiem, że to jest kryjówka i miejsce badań pisarza, tkwi tam, ale raczej nie dowiem się, dlaczego. Film „Capote” wynagrodził mi tę zaległą lekturę i opowiedział mi, dlaczego. Teraz będę mogła przeczytać książkę. Truman Capote, jeden z najpopularniejszych pisarzy amerykańskich lat 50. i 60., bywalec, przyjaciel gwiazd i sław, egocentryk skupiający na sobie uwagę, robiący wokół siebie zamieszanie, miał sobie co kompensować. Matka urodziła go w roku 1924, kiedy miała 18 lat, raczej z konieczności niż z chęci, ojciec, nieudany biznesmen, starszy od matki, chciał mieć synka – tak jak dzieci chcą mieć kota czy chomika, który szybko zaczyna przeszkadzać. Truman jako dziecko żył w strachu przed opuszczeniem – i jego strach się spełniał. W biografii pióra Geralda Clarke’a (powinna niedługo się ukazać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Szare na szarym

Dlaczego Polacy nie lubią rzeczy ładnych? Bo się ich nie uczy plastyki, bo nie ma tradycji, bo nie lubią życia Moi znajomi mieszkają w niezłej warszawskiej okolicy – wokół parki, dwie stacje metra (jak wszystkie inne szaro-metalowe), kina, baseny, siłownie, sklepy, zieleń. Ale podwórko – ohyda, a klatka domu – tragedia. Szara, głęboko jeszcze socjalistyczna farba odpada płatami, młódź na tej brudnej skorupie umieściła różne komunikaty, np. którędy do Zdzicha i co oraz w co policji. Kloaczna rozpacz, powiada moja znajoma, Inka, która od lat płaci słone składki remontowe, ale nie może się doczekać pomalowania klatki niemalowanej od 28 lat. Jej sąsiedzi oboczni, ludzie raczej burkliwi, jakiś czas temu odnawiali sobie drzwi i przy okazji pomalowali ścianę obok drzwi. Inka usiłowała wtedy pertraktować z nimi na temat tego, czy nie mogliby wspólnym wysiłkiem pomalować choćby swojego piętra (w sumie nie tak wiele), ale sąsiedzi pomalowali 30 cm z jednej i 40 cm z drugiej strony swoich drzwi i absolutnie niczym więcej nie byli zainteresowani. Inka stała więc sama na klatce i godzinami szpachelką podważała farbę, potem Arek, mąż Inki, godzinami stał na klatce i szpachlował dziury w ścianach. Sąsiedzi przechodzili, mówili „dzień dobry” i nie interesowali się. „A, dziurki pan

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Krzywda Palestyńczyków, krzywda Żydów

Spielberg powiedział coś, co rzadko się słyszy: w konflikcie izraelsko-palestyńskim racje są równorzędne. Nie ma dobrych wyjść Motyw palestyńskiej krzywdy jest w Polsce, niestety, niemal niezawodnym sposobem dla wyrażania antysemickich treści. Niemal nikt nie przejmuje się tu Palestyńczykami dla nich samych. Współczucie dla nich jest uwiązane jak na sznurku do niechęci wobec Izraela, jest sposobem na kopniak w Izrael, czytaj w Żydów. Palestyńczycy są kastetem i żyletką moralną na Żydów, są jeziorem, do którego kapią krokodyle łzy, są wszystkim, tylko nie sobą. Nieco inaczej na Zachodzie, gdzie antyizraelskość bywa naiwnym propalestynizmem, gdyż „zachodnioeuropejska lewica przyswoiła sobie bezkrytycznie palestyńską sprawę, która jest uznawana za postępową tylko dlatego, że jej oponent, Izrael, jest krajem o systemie zachodnim i jest bliskim sojusznikiem arcy-Szatana, Stanów Zjednoczonych (…)”. Lecz także – i to jakże się stosuje do Polski: „W krytycyzmie wobec Żydów jest coś wyzwalającego. Przywołując stale obraźliwą i odrażającą rzekomą analogię między Izraelczykami a nazistami, Europejczycy uwalniają się od wyrzutów sumienia i wstydu. Jakby krzyczeli: Wreszcie jesteśmy wolni! Wreszcie wolni, w końcu wolni od tego cholernego holocaustu”. To cytaty z książki „Contemporary Antisemitism. Canada and the World”. Zaczyna się ona wypowiedziami kanadyjskich polityków, zawiera studia historyków i badaczy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

O znaczeniu zgorszenia i obrazy

Nie obraża nas tylko to, co jest takie samo jak my, tak samo szacowne Słyszę, że ktoś ulepił penisa ze śniegu, na co zostało złożone doniesienie z powodu obrazy. W zasadzie nie ma powodu rozmieniać się na drobne: od razu zaskarżyć całą sztukę od antyku i cały śnieg jako materiał wyrażający nietrwałość, zatem postmodernistyczny relatywizm. Widzę też, że w tym sezonie wśród obrażanych jest bardzo modne powoływać się na zgorszenie dzieci. Idę ulicą z dzieckiem, mówi narodowo-katolicki dziennikarz, a tu marsz gejów i lesbijek, i co ja powiem dziecku? (Mam nadzieję, że powie prawdę, że to zboczeńcy!). Ale jest kulturalny, przez ten marsz on się oniemi, a dziecko ulegnie nieodwracalnemu zgorszeniu i nada się tylko do wyrzucenia. Dzieci są modne, może w jakimś kazaniu było o zgorszeniu maluczkich i chwyciło. W oryginale nie chodziło o dzieci, co nie jest istotne, i mówi się tam: jeśli cię gorszy twoje oko, to je SOBIE wyłup. (np. Mt, 5,29), lecz można przeinterpretować na: wyłup KOMUŚ, marsz czy demonstrację. Bo nie chodzi o żadne judejskie idee, lecz, przeciwnie, o endecko-plemienne wyznanie. Plemię trzyma smycz pewnie, mówi ci, kto twój ojciec i matka, w czym twoja wyższość i jak pokonać INNYCH, te monstra w głowach się niemieszczące. Plemię prowadzi dziś trudny imperialny podbój wewnętrzny, który wiedzie do uzyskania stanu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Nadejdź, gniewie

Polska literatura potrzebuje głosu wściekłego, w rodzaju tego, jakim w Austrii mówi Elfriede Jelinek Obejrzałam niedawno w katolickiej Telewizji Puls (przez przypadek, tyle powiem tytułem usprawiedliwienia) francuski film o Gombrowiczu, z 1989 r. Oglądając twarze Giedroycia, Miłosza, Jeleńskiego, poczułam, że oto patrzę na ludzi z innej epoki, ze świata, który definitywnie odpłynął. Świata pewnej – elitarnej, lecz wyraźnej – łączności między tym, co polskie, a tym, co europejskie. Ludzi wywodzących się z Rzeczypospolitej wielonarodowej. A zatem wyposażonych w pewną kulturową samoświadomość, w pewien dystans wobec polskich mitów i stereotypów na własny i cudzy temat. A przy tym jeszcze uderzyła mnie pewna stosunkowa niewinność tej Polski, która tak bolała i wściekała Gombrowicza! Tej Polski głupszej, nieokrzesanej, bezrefleksyjnej, bezforemnej. W filmie pojawia się ten fragment „Dziennika”, gdzie Gombrowicz powiada, że Polska to kraj między Wschodem i Zachodem, w którym formy zachodnie tracą swoją wyrazistość, ale i wschodnie są rozmyte. To, co odczuwał Gombrowicz, to ciasnota umysłowa, stadność, konieczność bronienia swojej indywidualności w kraju przeciwnym indywidualizmowi – ale niewykluczająca obcość tej kultury. Jakaż to była optymistyczna w sumie, choć straszna sytuacja! Jakiś ciekawy ferment zaczynał się w polskiej kulturze XX-lecia międzywojennego, w kulturze żywej i oryginalnej jak chyba nigdy do tamtego czasu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Dary św. Mikołaja dla lewicy

Dopóki lewica nie broni prawa jednostek do samostanowienia, zgadza się na wykluczanie i dyskryminację – to nie jest lewicą Ponieważ żyjemy w kraju wszechwładnej tradycji, pomyślmy: co też św. Mikołaj mógłby przynieść w darze polskiej lewicy? Dzyń, dzyń, oto nadjeżdża saniami i wyjmuje ślicznie zawinięty prezent. Prezent fundamentalny. Czyli odwagę odróżnienia się od prawicy. Aby móc zrobić użytek z tego prezentu, lewica musiałaby umieć przemówić własnym językiem, niby bydlątko w noc wigilijną. Na początek musiałaby chcieć być identyfikowana jako lewica właśnie. Jak dotychczas nader często gra w lidze prawicy, choćby przez to, że się nie wyodrębnia, nie szuka różnic. Nacjonalistyczno-katolicka prawica narzuca tożsamość, którą uważa za oczywistą i niedyskutowalną: jest się Polakiem (znaczy to nie-Żydem, nie tym widmowym wrogiem kraju), który ma wizję historii jak z „wieszcza” Sienkiewicza, oraz katolikiem, który jednak jest wyznawcą Kościoła własnej polskości, a nie chrześcijaństwa. (Katolicy refleksyjni są najbardziej szkodliwi). Jest to naród i Kościół w rozumieniu plemiennym. Plemię ma to do siebie, że podporządkowana mu jednostka nie jest w stanie i nie ma prawa samodzielnie określić swojej tożsamości. Dopóki lewica nie przeciwstawia się tej plemiennej autorytarnej mentalności, nie broni prawa jednostek do samostanowienia, zgadza się na wykluczanie i dyskryminację – to nie jest lewicą. I sama nie ma tożsamości, bo niby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Kino Europa

Cała Europa potrzebuje nowszej autodefinicji, nowszego sposobu myślenia o sobie Film Hanekego „Ukryte” może funkcjonować jako przypis do ostatnich wydarzeń we Francji, tyle że proroczy. W jednej z początkowych scen filmu bohater, Georges, wychodzi z żoną z domu położonego w cichym zaułku Paryża i wtedy niemal wpada na niego czarny rowerzysta. Georges wymyśla mu od idiotów, rowerzysta groźnie jakoś zawraca i też się piekli. Być może, rowerzysta sądził, że pod „idioto” leży „ty czarny idioto”, a Georges, który tego nie powiedział, może nie był pewny, czy tego nie pomyślał. I taki jest ten film. Georges (Auteuil) i jego żona (Binoche) od jakiegoś czasu znajdują pod drzwiami domu kasety wideo, z których wynika, że ktoś ich obserwuje. Kasety burzą ich spokój. Georges prowadzi program o książkach w telewizji, żona pracuje w wydawnictwie. Inteligentni, porządni ludzie. Kasety zawiodły Georges’a z powrotem do dzieciństwa, kiedy u jego rodziców na wsi pracowała rodzina z Algierii – matka, ojciec i syn, Majid. Rodzice Majida zginęli podczas zamieszek w 1960 r. w Paryżu, a ich osierocony syn miał zostać adoptowany przez rodziców Georges’a. Obietnicy nie dotrzymano i Majid został odesłany do sierocińca. Przekładając z osobistego na społeczne: imigranci z Maghrebu, rodzice dzisiejszych podpalaczy z tych niedających nadziei

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.