Tag "imperializm"
Bajka o dobrych Chińczykach
Państwo Środka ma coraz większe problemy z ukrywaniem imperialnych ambicji
„Ta brudna głowa, która wychyla się i wtrąca w nie swoje sprawy, musi zostać odcięta”. Choć w ostatnich miesiącach z ust polityków niemal wszystkich krajów i opcji padały słowa jeszcze kilka lat temu trudne do wyobrażenia lub poważnego potraktowania, takie zdanie wciąż wzbudza kontrowersje. Zwłaszcza jeśli wypowiada je ktoś, kto przynajmniej nominalnie jest dyplomatą. A taką osobą jest Xue Jian, konsul generalny Chińskiej Republiki Ludowej w japońskiej Osace. W zacytowanym wpisie na platformie X odniósł się do nowej szefowej rządu w Tokio, Sanae Takaichi.
Pierwsza w historii kobieta na tym stanowisku, polityczka ambitna, konserwatywna, ale też zdecydowana i dobrze odnajdująca się w dzisiejszych tendencjach do wyrazistych diagnoz i deklaracji, swobodnie płynie na fali ogromnej popularności. Według badań opinii publicznej z początku grudnia, cytowanych przez portal Nikkei Asia, pozytywną opinię na temat jej rządów ma 76% respondentów. Biorąc pod uwagę fakt, że jej poprzednik Shigeru Ishiba opuszczał urząd, kiedy społeczna satysfakcja była na poziomie poniżej 30%, jej wynik jest spektakularny – aczkolwiek jej rządy trwają zaledwie półtora miesiąca.
Obrona? Tylko teoretyczna
Sanae Takaichi ma sprecyzowane poglądy na wiele rzeczy, w tym na kwestię, którą w niedawnym przemówieniu do japońskiego parlamentu nazwała „egzystencjalną”, czyli bezpieczeństwo Tajwanu. Stwierdziła wówczas, że ewentualna inwazja Chin na wyspę mogłaby stanowić zagrożenie dla japońskiej państwowości, co z kolei uzasadniałoby uruchomienie „prawa do samoobrony”. To termin wprowadzony przez japońską legislaturę w 2015 r. jako swego rodzaju furtka militarna.
Japonia, zdemilitaryzowana siłą przez aliantów po II wojnie światowej, teoretycznie nie ma sił zbrojnych – przynajmniej nie w tradycyjnym, zachodnim znaczeniu tego pojęcia. Tamtejsze jednostki, o znacząco ograniczonych zdolnościach zaczepnych, nazywane są właśnie samoobronnymi i na co dzień wykonują zadania, które trudno nazwać militarnymi. Pomagają w akcjach ratunkowych po katastrofach naturalnych, wspomagają ochronę wydarzeń publicznych i pilnują sytuacji na japońskich wybrzeżach.
Zgodnie z obowiązującą od powojnia doktryną Japonia może więc się bronić, i to całkiem skutecznie – ale raczej krótko, operacje ofensywne w bieżącym układzie nie są zaś możliwe.
Debata o remilitaryzacji Japonii przez lata pozostawała w dużej mierze teoretyczna, bo takie też były zagrożenia. Nawet nieustanna eskalacja działań nuklearnych ze strony Korei Północnej, przejawiająca się w regularnych testach rakiet, spadających do morza w połowie drogi między półwyspem a japońskimi wyspami, nie wywoływała paniki klasy politycznej w Kraju Kwitnącej Wiśni. Czasy jednak się zmieniły, także dla decydentów w Tokio.
To nie Korea Północna, ale Chiny w największym
Ostateczne rozwiązanie kwestii ukraińskiej?
Jak na plan przejęcia całej Ukrainy, na trzeszczący front, na ukraiński skandal korupcyjny żądania Władimira Putina wyrażone niedawno na konferencji prasowej w Biszkeku wyglądają powściągliwie. Wszak chodzi tylko o odebranie Ukrainie Krymu, Donbasu i Ługańszczyzny! No ale jest to ok. 20% ukraińskiego terytorium, zatem niemal dokładnie taka część państwa, jaką w roku 1945 musiały przekazać Polsce pokonane w wojnie Niemcy. A o żadnych ustępstwach nawet mowy dziś nie ma.
Bo mniejsza już, że w rosyjskich żądaniach istnieją też inne punkty, których Putin teraz nie wymienił, ale których nigdy nie odwołał. Najistotniejsza jest odmowa rokowań z Ukrainą, bo jej władze są „nielegalne”. Putina nie obchodzi, że ukraińska konstytucja zabrania organizowania wyborów w stanie wojny. Natomiast z dumą powiada, że w Rosji podczas wojny takie wybory odbyły się normalnie. Porównywać Rosję z bombardowaną przez nią Ukrainą to szczyt cynizmu. A Rosja pouczająca Europę o zasadach demokracji – to dowcip stulecia.
Gdyby jednak jakaś siła zmusiła rosyjskiego dyktatora do uznania realiów, to i tak ma on w przyszłości zawsze ten sam argument: negocjacje z władzami nielegalnymi były nieważne. A gdyby Ukraina się ugięła i przeprowadziła wybory… Lecz przecież nie wiemy, czy miałyby się one odbyć po zawieszeniu broni, czy jeszcze w trakcie działań wojennych. No i na jakim właściwie terytorium. A gdyby organizowano je w warunkach pokojowych, na Ukrainie okrojonej od wschodu i południa, to bez trudu można sobie wyobrazić ujawniającą się wtedy rosyjską piątą kolumnę oraz artyleryjski ogień rosyjskiej propagandy, atakujący śmiertelnie zmęczone ukraińskie społeczeństwo. Czy z takiej „demokratycznej” zawieruchy wyłoni
a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl
Czy Joseph S. Nye przegrał tak samo jak Francis Fukuyama?
Wszyscy zachowujemy w pamięci tezę Francisa Fukuyamy o nieuchronnym demokratyzowaniu się świata po zakończeniu zimnej wojny, rozpadzie ZSRR i zwycięstwie USA. Dzisiaj widzimy, jak grubo Fukuyama się mylił. Czy Chiny pod przywództwem Xi Jinpinga i Rosja pod przywództwem Władimira Putina stają się coraz bardziej demokratyczne, czy raczej Stany Zjednoczone za prezydentury Donalda Trumpa stają się coraz bardziej autorytarne?
Fiasko tezy o końcu historii, rozumianej jako nieuchronne zmierzanie państw ku demo-liberalnemu porządkowi i globalizacji, nasuwa pytanie o stan innego słynnego pojęcia, mianowicie soft power. Pojęcie to ukuł zmarły niedawno amerykański politolog Joseph S. Nye. Zrobił to mniej więcej wtedy, gdy Fukuyama mówił o końcu historii, czyli u schyłku lat 80. i na początku lat 90. ubiegłego wieku. Z kolei na początku obecnego stulecia Nye wprowadził jeszcze pojęcie smart power jako kombinacji mądrego użycia siły twardej (hard power) i miękkiej (soft power). O soft power Nye powiada, że „jest subtelnym sprawianiem, by inni chcieli tego samego wskutek niewymuszonego wyboru”, co można rozumieć jako wpływanie na rzeczywistość poprzez atrakcyjność własnej kultury politycznej i zakorzenionych w niej idei, która pociąga za sobą chęć naśladowania jej przez inne podmioty. Czy pojęcie to zbankrutowało tak samo jak koniec historii Fukuyamy, skoro na naszych oczach odbywa się triumfalny pochód twardej siły? Sądzę, że mimo wszystko odpowiedź jest przecząca.
Kiedy Nye pojęciowo wyróżnił soft power, nie odkrył niczego nowego. Powiedział coś, o czym dobrze wiedzieli starożytni, którzy mają tę przewagę nad nami, że, jak to ujął Bronisław Łagowski, chcieli rozumieć świat, podczas gdy my chcemy już tylko świat interpretować. Starożytni wiedzieli mianowicie, że czynnikiem sprawczym w polityce jest nie tylko sama siła (hard power), ale także wszystko to, co może przemienić się w siłę.
Taką moc mają nade wszystko idee. Na przykład idea bezpardonowego obejścia się z dużo słabszym przeciwnikiem. Takie bezpardonowe obejście mobilizuje inne państwa przeciwko nadużywającemu siły. Przed tym właśnie ostrzegają imperialistów ateńskich słabi Melijczycy w słynnym
Tryptyk rosyjski I. Ottorżennaja wozwratich
Dwa tygodnie temu pytałem w tej rubryce, co właściwie w świecie słowiańskim robi Rosja. Co wśród słowiańskiego planktonu robi ten wieloryb, którego głowa leży 100 km od polskiego Elbląga, a ogon sięga Chin i Pacyfiku?
Umom Rossiju nie poniat’ (rozumem Rosji nie pojmiesz) – pisał kiedyś rosyjski poeta, Fiodor Tiutczew. Tymczasem zrozumieć Rosję jest dziecinnie łatwo – jej istotą, od początku istnienia, jest podbój. Przecież to nie tyle z Polski, Niemiec czy Francji, lecz przede wszystkim z samej Moskwy (i z Mngolii) szły zawsze na „świętą Ruś” wojna i niewola. Już w roku 1169 Andrzej Bogolubski, władca poprzednika Moskwy, księstwa włodzimiersko-suzdalskiego, złupił Kijów, „matkę ruskich grodów”. Potem, w XIII w., na ponad 200 lat ujarzmili Ruś Tatarzy. A od XIV w. „zbierała ziemie ruskie” Moskwa.
Wciąż, po upływie stuleci, warto i trzeba pytać: dlaczego akurat Moskwa? I dlaczego to „zbieranie” dokonywało się ogniem i żelazem? Owszem, Kijów nie mógł realizować jednoczenia (cokolwiek to wtedy znaczyło), bo był pod panowaniem Litwy, lecz przecież istniała równa mu znaczeniem (i ogromna) republika Nowogrodu Wielkiego. Tymczasem to nie Nowogród Moskwę, lecz Moskwa Nowogród podbiła i wcieliła do swego państwa. W ciągu zaledwie 60 lat przełomu XV i XVI w. Moskwa, często wśród strasznych okrucieństw, połknęła kolejne państwa ruskie: księstwa perejasławskie, rostowskie, twerskie, riazańskie, republikę pskowską… Aż na koniec, w XVIII w., przyszła kolej na Rzeczpospolitą: jej władca, król Polski, panował nad większością dzisiejszej Ukrainy i Białorusi oraz nosił tytuł księcia Rusi…
a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl
Spory o Ukrainę. Jakie są cele USA?
Pomoc zbrojna USA to nie czysty altruizm, administracja Bidena skutecznie osiąga swoje cele „Ameryka będzie stać przy Ukrainie tak długo, jak będzie trzeba”. Gdy w rocznicę inwazji Rosji na Ukrainę prezydent Biden kolejny raz powtarzał te słowa, mało kto podważał jego szczerość. Oczywiście, że prezydent Biden chce wspierać Ukrainę, a pakiety pomocy militarnej dla Ukrainy przyjmowano przy ponadpartyjnym poparciu. Morale w Waszyngtonie było – szczególnie po niezapowiedzianej wizycie Joego Bidena w Kijowie
Wielka odnowa amerykańskiego imperium
Rozsądna rewizja strategii bezpieczeństwa narodowego powinna się rozpocząć od ogłoszenia harmonogramu wycofania się z NATO Andrew J. Bacevich gościł już na łamach PRZEGLĄDU 13 marca 2023 r. za sprawą głośnego i wyśmienitego tekstu „Hipokryzja i obrona cywilizacji”.
Jak ujawnić prawdę
Raporty Walentina Falina dla KC KPZR i Michaiła Gorbaczowa w sprawie tragedii katyńskiej 13 kwietnia 1943 r. niemieckie radio podało komunikat o odnalezieniu w okolicach Smoleńska masowych grobów polskich oficerów. Hitlerowcy oskarżyli o tę zbrodnię NKWD, a kontrolowane przez Niemców Międzynarodowa Komisja Lekarzy, Komisja Polskiego Czerwonego Krzyża i Specjalna Niemiecka Komisja Sądowo-Medyczna znalazły na miejscu zbrodni osiem zbiorowych mogił, w których znajdowało się ponad 4 tys. ciał, i określiły czas zbrodni na 1940 r., co jednoznacznie obciążało
Inwazja na Irak zniweczyła potęgę Ameryki
Wielka siła powinna się wiązać z wielką odpowiedzialnością Justin Logan – dyrektor ds. obronności i strategii w think tanku Cato Institute w Waszyngtonie Mamy 20. rocznicę inwazji USA na Irak. Co z niej pańskim zdaniem zrozumiano? – Po stronie plusów trzeba zapisać to, że wojna w Iraku nauczyła Amerykę jednego: jesteśmy dużo mniej skłonni iść na kolejną wojnę przeciwko średniej rangi autokracji na Bliskim Wschodzie, by obalić jakiś reżim i próbować zainstalować tam demokrację przywiezioną
Uciec, ale dokąd?
W 2022 r. ponad 100 mln ludzi uciekało przed wojną, głodem czy katastrofami klimatycznymi Ponad 100 mln ludzi uciekało w 2022 r. przed wojną, głodem, katastrofami klimatycznymi, autokratyczną władzą lub wszystkimi tymi czynnikami naraz. To niechlubny rekord w historii globu, jednak w obliczu rosnącej populacji i piętrzących się problemów, które nie wiadomo jak skutecznie rozwiązać, można przypuszczać, że na jego pobicie nie będziemy musieli długo czekać. Migracje w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia to nic nowego ani dla
CIA a niepokoje w Chinach, Iranie i Rosji
Gdyby rządy Iranu czy Rosji zostały obalone, nie ma gwarancji, że ich następcy wykazywaliby więcej skłonności demokratycznych lub mniej despotycznych Douglas London jest wykładowcą w Szkole Służby Zagranicznej Uniwersytetu Georgetown oraz współpracownikiem waszyngtońskiego Instytutu Bliskiego Wschodu. Ma za sobą ponad 34 lata służby w CIA na eksponowanych stanowiskach, m.in. jako szef placówek na Bliskim Wschodzie, w Azji Środkowej (w republikach będących wówczas częścią ZSRR), w Azji Południowej i w Afryce. Był ekspertem CIA ds. Iranu, broni masowej zagłady i zwalczania









