Wielka odnowa amerykańskiego imperium

Wielka odnowa amerykańskiego imperium

Rozsądna rewizja strategii bezpieczeństwa narodowego powinna się rozpocząć od ogłoszenia harmonogramu wycofania się z NATO

Andrew J. Bacevich gościł już na łamach PRZEGLĄDU 13 marca 2023 r. za sprawą głośnego i wyśmienitego tekstu „Hipokryzja i obrona cywilizacji”. Nie trzeba zatem specjalnie go przedstawiać. Wypada może tylko przypomnieć, że ten amerykański żołnierz (absolwent West Point) to emerytowany profesor stosunków międzynarodowych i historii na Uniwersytecie Bostońskim. W swoich książkach i publicystyce występuje jako surowy krytyk kierunków amerykańskiej polityki zagranicznej. Jest jednym z najzagorzalszych krytyków amerykańskiej wojny w Iraku, w której zginął jego syn.

W prezentowanych fragmentach Bacevich pokazuje, w jaki sposób Ameryka, wykorzystując NATO oraz wojnę w Ukrainie, dąży do odnowy swojej pozycji imperium. Tekst ukazał się w witrynie internetowej The American Conservative 14 lipca 2023 r. Całość można przeczytać na: www.theamericanconservative.com/ukraine-the-empire-strikes-back/.

(…) Grey Anderson i Thomas Meaney [w zamieszczonym w „New York Timesie” 11 lipca 2023 r. artykule „NATO Isn’t What It Says It Is” – NATO nie jest tym, czym mówi, że jest] przekonująco wywodzą, że – wbrew twierdzeniom architektów i obrońców Sojuszu – jego celem od samego początku nie było odstraszanie agresji ze Wschodu ani tym bardziej promocja demokracji, lecz „przywiązanie Europy Zachodniej do znacznie szerszego projektu porządku światowego kierowanego przez Stany Zjednoczone”. W zamian za gwarancje bezpieczeństwa w okresie zimnej wojny europejscy sojusznicy Ameryki okazali uległość i ustępstwa w kwestiach handlowych oraz polityki pieniężnej. Wspomniani autorzy piszą, że w wypełnianiu tej misji NATO „okazało się nadzwyczaj skuteczne”. (…) Europa stała się centralnym punktem powojennego imperium amerykańskiego.

Zakończenie zimnej wojny podało powyższe ustalenia w wątpliwość. Zwolennicy Sojuszu – desperacko pragnący jego przetrwania – twierdzili, że musi on „wyjść poza dotychczasowy obszar działań albo przestanie istnieć”. NATO przyjęło postawę aktywisty, wiodącą do lekkomyślnych interwencji w Libii i w Afganistanie. (…) Sprawę uratowało pojawienie się na scenie Władimira Putina. Rosyjska inwazja na Ukrainę nie tylko dostarczyła USA usprawiedliwienia pozwalającego zapomnieć o własnych porażkach militarnych doznanych po 11 września 2001 r. Umożliwiła także NATO przekształcenie się w główny instrument obrony Zachodu, i to – co najistotniejsze – bez konieczności ponoszenia krwawej ofiary czy to przez Amerykanów, czy Europejczyków. W tym kontekście rzeczywisty los Ukrainy jawi się jako coś drugoplanowego. Istota sprawy skupia się na podbudowaniu nadwerężonych amerykańskich aspiracji dotyczących globalnego przywództwa. W zasadzie jednomyślnie establishment systemu bezpieczeństwa narodowego stoi na stanowisku, że USA muszą pozostać jedynym światowym supermocarstwem, nawet jeśli odbywa się to kosztem ignorowania mnóstwa dowodów, że jest inaczej, że wyłonił się porządek wielobiegunowy. W tym sensie brawura Putina wręcz spadła z nieba.

Jest w tym wszystkim element geniuszu. Pokonanie Rosji bez konieczności wyprowadzania na pole bitwy własnych wojsk pomaga przywrócić przekonanie o amerykańskiej niezbędności słabnące przez dziesięciolecia, które upłynęły od upadku muru berlińskiego. Dla Waszyngtonu, jak podnoszą Anderson i Meaney, prawdziwa stawka wojny w Ukrainie wykracza daleko poza kwestię, czyja flaga powiewa nad Krymem. Jeśli Ukraina „wygra” wojnę z Rosją – bez względu na to, jak zdefiniuje się „wygraną” i jak wielkie koszty muszą ponieść Ukraińcy – samo NATO oraz natowskie lobby w Waszyngtonie wysuną żądania windykacyjne. Zapewniam państwa, że najważniejsze europejskie narody wycofają się po cichu z obietnic zwiększenia wydatków wojskowych, a faktyczna odpowiedzialność za europejskie bezpieczeństwo ponownie spocznie na barkach USA. Ponieważ zbliża się setna rocznica wybuchu II wojny światowej, da to dodatkowy asumpt do pozostawienia wojsk amerykańskich na stałe w Europie. Uraduje to cały amerykański kompleks przemysłowo-zbrojeniowy, stanowiąc zapowiedź jego prosperity.

Prężąc muskuły, Stany Zjednoczone zmuszą bez wątpienia znacznie rozszerzone NATO do skupienia uwagi na egzekwowaniu „opartego na zasadach porządku międzynarodowego” w rejonie Azji i Pacyfiku, do skupienia się na Chinach jako przeciwniku. (…) Globalna obecność wojskowa USA zwiększy się. Spełzną na niczym wysiłki zmierzające do uporządkowania spraw wewnętrznych (w Stanach Zjednoczonych – przyp. P.K.). Palące problemy świata, takie jak kryzys klimatyczny, będą traktowane jako drugorzędne. Ale imperium, które nie musi mieć nazwy, przetrwa, co jest ostatecznym celem gry.

Prezydent Biden lubi mówić, że świat znalazł się w „punkcie zwrotnym”, co sugeruje potrzebę zmiany kierunków myślenia. Jednak nadrzędną cechą jego podejścia do polityki zagranicznej jest zastój. Wykazuje przywiązanie do geopolitycznej logiki, która doprowadziła do powstania NATO w 1949 r. Wtedy, gdy Europa była słaba, a Stalin rządził Związkiem Radzieckim, ta logika mogła mieć pewne zalety. Ale dzisiaj znaczenie przypisywane NATO świadczy nade wszystko o bankructwie amerykańskiej myśli strategicznej i niezdolności do nadania priorytetu faktycznym interesom narodowym USA, zarówno w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej. Rozsądna rewizja amerykańskiej strategii bezpieczeństwa narodowego powinna się rozpocząć od ogłoszenia harmonogramu wycofania się z NATO i przekształcenia go w sojusz będący w całości własnością Europy i przez nią zawiadywany. Niemożność wyobrażenia sobie takiego kroku uczynionego przez Stany Zjednoczone dowodzi niedostatku wyobraźni w Waszyngtonie.

Wstęp, wybór i przekład Piotr Kimla

Wydanie:

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy