Tag "Krzysztof Daukszewicz"

Powrót na stronę główną
Felietony

Kultura = tłuszcz

Donoszę, szczerze mówiąc, nawet nie wiem już komu, bo się pogubiłem, kto ma kompetencje w tym przedmiocie, że odkryłem z przerażeniem telewizję dla myślących. Jest to, proszę Pana/Pani – niepotrzebne skreślić – TV Polonia. Sprytny kanał założony prawdopodobnie przez Żydów lub masonów albo nawet niewyżytych Polaków, co by było nieszczęściem największym, założony dla tumanienia narodu polskiego filmami dokumentalnymi o Fryderyku Chopinie, Ignacym Paderewskim i dolinie Biebrzy. Podejrzeń co do intencji tej stacji nabrałem, kiedy uzmysłowiłem sobie, że za ocean nasze społeczeństwo wyjeżdża, żeby okładać Amerykę glazurą, papą i sidingiem, a nie delektować się Moniuszką i Słowackim. Wtedy właśnie zrozumiałem tę straszną prawdę, że ktoś próbuje nas w taki bezczelny sposób zmusić do myślenia o korzeniach i podstępnie nakłaniać, żebym poszedł do muzeum, a nie do supermarketu, gdzie jest ciągła obniżka cen, kiedy wszystkim wiadomo, że obrazy nie tanieją. A może ktoś sobie nie życzy, żeby robić z niego na siłę inteligenta?! Tym bardziej że co to jest obecnie kultura, to ja wiem, ponieważ opowiadała mi pewna pani dziennikarka, która przez wiele lat odpowiadała w swojej gazecie za film, teatr i literaturę, i ta pani stała się bezrobotna, ale ponieważ chciało się jej jeszcze pracować, znalazła ogłoszenie w największym niemieckim tygodniku polskojęzycznym, że poszukują kierownika

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

List otwarty do Pana Ministra Skarbu Wiesława Kaczmarka

Szanowny Panie Ministrze! Zwracam się z uprzejmą prośbą o zatrudnienie mnie na stanowisku prezesa KGHM w Lubiniu. Prośbę swą motywuję tym, że będąc szefem tego przedsiębiorstwa, wypracuję dla naszego kraju ogromne oszczędności. Większe niż Andrzej Lepper rezygnując z cudzych diet poselskich (tak więc list ten kieruję i do pana Ministra Finansów Marka Belki). Mój plan zakłada, że za stanowisko, które będę piastować pod Pańskim czujnym okiem, chcę pensję kierowcy w tym przedsiębiorstwie, czyli 40 tys. zł, a ponieważ osobiście bardzo lubię jeździć samochodem, zamiast szofera wystarczy mi dodatkowo ryczałt za eksploatację auta. Ewentualne konferencje w czasie podróży będę prowadził z zarządem przez zestaw głośnomówiący. Pensję mojej sekretarki ustawię na wysokości poborów sekretarza stanu w Pańskim ministerstwie, co przyniesie następne 18 tys. zł oszczędności miesięcznie. Jeżeli chodzi o wystawne obiady i kolacje, to informuję, że chociaż od czasu do czasu bywam w restauracjach polecanych przez pana redaktora Bikonta, to najlepiej mi smakuje żurek i bigos w barku Tawerna na trasie z Lubinia do Warszawy. Żurek kosztuje tam 3 zł i jest nie do przejedzenia. Jeżeli chce się dodatkowo zjeść bigos za 3,80 zł, to trzeba zamawiać dziecięcą porcję, której z kolei nie mogą przejeść dzieci. Z tych cen,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Ewolucja absurdu

Pierwszym powojennym, jaki zachował się w mojej pamięci, a stał się także flagowym żartem opozycji i ówczesnych satyryków, było nieśmiertelne hasło SYJONIŚCI do SYJAMU! I nic w tym dziwnego, bo Wiesław Władysław Gomułka był równie prostolinijny jak ów okrzyk zdezorientowanej jeszcze klasy robotniczej. Potem, za czasów gierkowskich absurd pojawił się w całkiem innej formie, czego dowodem było hasło wywieszone na murze więziennym podczas pochodu pierwszomajowego w Olsztynie. Hasło głosiło, że BYLIŚMY, JESTEŚMY, BĘDZIEMY! Co prawda, bardzo patriotyczne, ale jakby nie patrząc, mur był nie ten. Jeżeli jednak ten żart powstał dzięki nadgorliwości jakiegoś towarzysza, to następny wyreżyserowało już samo życie. W czasie obchodów 60. rocznicy rewolucji październikowej vis a vis Teatru Jaracza, w tym samym Olsztynie, powieszono billboard ogromnych rozmiarów, na którym stał Włodzimierz Ilicz, trzymając się steru, a pod spodem było napisane LENIN TWÓRCA ŚWIATOWEJ REWOLUCJI, co miało oznaczać, że jest naszym Ojcem i że dodatkowo zdobył uprawnienia sternika, co powinno zmobilizować żeglarzy do tego, by śpiewali o nim piękne szanty. Nie byłoby w tym nic zabawnego, gdyby nie plakat Teatru Jaracza, który wisiał pod napisem LENIN TWÓRCA ŚWIATOWEJ REWOLUCJI i informował, że obecnie grana jest sztuka TATO, TATO, SPRAWA

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Dobry Polak – martwy Polak

Od dawna nosiłem w sobie takie przeświadczenie, ale ostatnie tygodnie przekonały mnie ostatecznie, że nie jest to wydumana teoria. Historycznym dowodem na poparcie są tutaj Józef Piłsudski niewielbiony przed wojną i Edward Gierek niekochany do 1995 r. Marszałek Piłsudski ma obecnie ulicę w każdym naszym mieście, a sekretarz Edward Gierek ma otrzymać pomnik na kółkach, będzie to prawdopodobnie pierwszy w świecie objazdowy dowód uznania. Ale zostawmy historię na boku i wróćmy do współczesności, w której peeselowski minister kultury też chciał wezwać do siebie duchy przeszłości, wychodząc ze słusznego założenia, że skoro twórcy nie chcą z nim rozmawiać, to Z MARTWYMI TRZA DO PRZODU IŚĆ – Z ŻYWYMI TYLKO PIĆ! Aliści okazało się, że ta ośmieszona przez środowiska idea została tylko na krótko uśpiona i odżyła ze wzmożoną siłą podczas wręczania Fryderyków, czego dowodem jest powiedzenie krążące po pustawej Sali Kongresowej: TRZEBA UMRZEĆ, ŻEBY OŻYĆ. Tak naprawdę to uhonorowanie Grzegorza Ciechowskiego jest ze wszech miar pożądane, ale mieliśmy na to 20 lat. Wtedy satysfakcję z wręczania nagród miałby i artysta, a nie tylko płaczki zasiadające w komisji nominacyjnej. Ale tak naprawdę to szczególnie mnie wzruszył Fryderyk dla Ignacego Jana Paderewskiego… „za nagrania na rolkach WELTE-MIGNON”. Z tego, co pamiętam, to zawsze grał na fortepianie i pewnie nagrywał też, a jeżeli na rolkach, to nawet i Krzysztof Skiba może Paderewskiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Le Per – Opowieść o nadchodzącej przyszłości

Drugie miejsce Le Pena w wyborach prezydenckich spowodowało, że w obronie demokracji jednoczą się we Francji wszystkie polityczne siły od lewa do prawa. Spróbujmy taką sytuację przenieść na nasz grunt. W wyborach, które nadchodzą, startuje tym razem 175 kandydatów od szewca spod Radomia poczynając, na obu braciach Kaczyńskich kończąc. Po pierwszej turze najwięcej głosów dostaje kandydat X, a tuż za nim nasz Le Per. Przed drugą, decydującą rundą siły polityczne naszego kraju zaczynają się jednoczyć. Liga Polskich Rodzin ogłasza, że poprze Le Pera, ponieważ okazało się, że jest on bardzo dobrym katolikiem, a w PZPR był tylko dlatego, że myślał, iż skrót oznacza nie Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, a Polski Związek Producentów Różańca. Prawo i Sprawiedliwość również staje pod jego sztandarem, ponieważ obiecuje, że przywróci karę śmierci na każdym rogu ulicy i posadzi do wiezienia wszystkich, którzy kradną i są cokolwiek winni państwu, za wyjątkiem tych, którzy nie spłacają kredytów. Jan Łopuszański również popiera kandydata, ponieważ Polska będzie teraz tylko dla Polaków, o czym zawiadamia wódz na wielkim mityngu pod Pałacem Kultury i Nauki, który po wygranych wyborach ma być pomalowany w biało-czerwone pasy. Na zakończenie wiecu dodaje żartem, że aby i jego nie posądzali o to,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Skutki niepicia wódki

Byłem ostatnio na ścianie wschodniej naszego uroczego kraju i wieczorem po robocie postanowiłem kupić w miejscowym sklepie jakieś mocniejsze krople na sen, aliści okazało się, że oprócz „mózgotrzepów” – taniego wina – i piwa żadnych szlachetniejszych trunków nie ma. Kiedy zapytałem, gdzie można je kupić, sprzedawca odpowiedział z rozbrajającą szczerością: – Jakieś 60 kilometrów stąd. – A co robi w waszym mieście ten, który lubi tylko wódkę? – Zamawia przez Internet – i uśmiechnął się do mniej jeszcze bardziej tajemniczo niż Mona Lisa – A poważnie? – Wspomagają nas w biedzie sąsiedzi zza Buga, a i sami też co nieco potrafimy. Okazuje się, że coraz większa akcyza na alkohole i coraz wyższe opłaty za koncesje na handel nimi spowodowały, że społeczeństwo przestawiło się na praktyki stanu wojennego, czyli produkcję zacieru i gotowanie kiszonej kapusty jednocześnie, żeby w czasie gonu niczego nie wywęszyli abstynenci. Szczerze mówiąc, nie rozumiem polityki naszej władzy. Na całym świecie jest taki zwyczaj, że jak coś nie schodzi z półek, to robi się obniżki towaru do takiego pułapu, żeby klienta ponownie zachęcić. Tak j esy wszędzie, tylko nie u nas. U nas myślenie idzie w taki sposób. – Jeżeli – kombinuje minister –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Rolnik pierdolnik

Od kilku miesięcy zastanawiamy się ze znajomym, czy nie kupić kilku hektarów ziemi, zasadzić na niej aronie i w taki sposób dorobić do emerytury, omijając w ten sposób pomysły ministra Hausnera. Jak założyć plantację aronii wiem, bo przeczytałem na ten temat książkę i porozmawiałem z paroma osobami, które się tym zajmują. Muszę się jednak spieszyć, ponieważ ma wyjść ustawa, że ziemię będzie mógł kupić tylko ten, kto posiada uprawnienia rolnicze. Muszę i nie muszę, bo takowe posiadam. Otrzymałem je na kursie przysposobienia rolniczego w miejscowości Świętajno w roku 1969. Kurs trwał dwa miesiące, a zajęcia odbywały się raz w tygodniu i trwały dwie godziny. Najpierw opowiedziano nam, jaka jest różnica między traktorem a koniem. Potem przyjechał działacz ZSL i zrobił nam wykład o roli Batalionów Chłopskich w odbijaniu pól i łąk na Ziemiach Odzyskanych, następnie jegomość ze spółdzielni kółek rolniczych poopowiadał o nawozach sztucznych ze szczególnym uwzględnieniem kombinatu w Puławach, a na zakończenie kursu dotarł do nas i sekretarz propagandy komitetu powiatowego PZPR i opowiedział zapierającą dech w piersiach historię o imperialistycznej stonce, która tym razem zaatakuje od strony morza, ponieważ z każdej innej strony nie musimy się już bać, gdyż radzieckie samoloty są szybsze od amerykańskich, a radzieckie czołgi też

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Trzy dowcipy

Pierwszy, jak sądzę, będzie taki, piszę „jak sądzę”, ponieważ dotyczy bliżej nieokreślonej przyszłości. Policja po zwycięstwie nad bandytami w bitwie o TIR-a pod Nadarzynem wyłapuje wszystkich gangsterów i dochodzi do rozprawy. Udział w niej biorą przestępcy, którym odebrano wolność, ale tradycyjnie pozostawiono pieniądze na bardzo dobrego adwokata, sędzia i prokurator opłacany zamrożoną pensją, który w podsumowaniu oskarżenia mówi, że nie rozumie postępowania tych bandytów. Na to wstaje adwokat i stwierdza stanowczym głosem, że jego klienci nie są winni, ponieważ bronili tylko swojej własności. – Jak to swojej – dziwi się publicznie sędzia, również zamrożony jak i prokurator – przecież w ciężarówce był towar skradziony!?!? – Ale – wpada w słowo sędziemu rozbrajający adwokat – od momentu kiedy ukradli, to był już ich!! Powalony taką logika sąd wypuszcza gang na wolność, zabierając po drodze pozostałym przy życiu policjantom rozkalibrowane pistolety. To był pierwszy dowcip. Żeby opowiedzieć dwa następne, muszę przyznać się do tego, że w swoim 25-letnim satyrycznym życiu, co prawda, wiele razy mówiłem ze sceny o policji, ale żarty wymyśliłem właściwie tylko dwa. Jeden był taki. Przychodzi obywatel na posterunek i mówi do funkcjonariusza: – Panie władzo, chciałbym zgłosić kradzież roweru. A władza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Żart nr 1

Opowiadał mi ktoś, kto bywał w Moskwie za czasów Leonida Breżniewa, że w jednym z satyrycznych teatrzyków koncerty prowadził znakomity i niebywale dowcipny konferansjer, niestety, nazwiska nie pamiętam, który właśnie odchodził na emeryturę. A trzeba pamiętać, że w tamtej epoce razem z wysługą lat kończył się i zawodowy talent. Wyszedł więc ów artysta na scenę, żeby pożegnać się z publicznością, w ręku miał ażurową siatkę, w której leżały cztery kiszone ogórki, kilogram słoniny i butelka wódki. Wyszedł, stanął przed mikrofonem, patrzy na zgromadzoną widownię i milczy. 30 sekund, minutę, dwie i nic. A dwie minuty na scenie bez ani jednego słowa to wieczność, wypada więc jakiś młody aktor zza kulis, podbiega do bohatera ostatniego wieczoru i krzyczy: – Diadia Pietia!! Diadia Pietia!!! – Co?! – A czemu ty tak stoisz i milczysz?! Na co diadia Pietia odpowiedział: – A o czym tutaj mówić, kiedy wszystko mam!! A minister Hausner chciał naszym emerytom zostawić tylko siateczki. Wyglądało nawet przez moment, że pan minister będzie najciekawszą odmianą Janosika na przestrzeni ostatnich lat, ponieważ miał koncepcję, żeby odbierać biednym i dawać jeszcze biedniejszym. Piszę najciekawszą, bo ci poprzedni, zgodnie z tradycjami zbójeckimi, łupili wszystkich, a obdarowywali wyłącznie siebie. Ale w przypadku tego pomysłu wygląda na to, że ktoś wytrzeźwiał jeszcze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

A ja za mgłą

Ostatnio często miewam taki sen. Jest jeszcze ciemno, ale zza horyzontu już widać poświatę słońca, które za chwilę przepada we mgle. Mgła sunie w moją stronę, gęstniejąc z minuty na minutę, a na jej czele płynie minister Barbara Piwnik, cytując słynne powiedzenie Lecha Wałęsy: „Jestem za, a nawet przeciw”. Tylko że w przypadku byłego pana prezydenta wszystko miało wymiar globalny, zaś w przypadku pani minister dotyczy wyłącznie świadka koronnego i obrony instytucji, którymi dowodzi. Piszę „dowodzi”, bo mam wątpliwości, czy rządzi. Mgła otacza mnie coraz bardziej – wracam do snu – i widzę po chwili obrazek następujący. Z drzwi, nad którymi widnieje napis: „Colloseum” wychodzi Józef J. z walizką wartą 345 mln złotych, wsiada do samolotu i mówi do pilota: – Do Republiki Południowej Afryki poproszę. Kiedy samolot jest już wysoko w powietrzu, zza hangaru wychodzi dwóch przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, ale są w takiej odległości ode mnie, że nie widać, czy to policjanci, czy prokuratorzy, i jeden do drugiego mówi: – Pojedziemy na wycieczkę za granicę? – Nie mam pieniędzy, bo zamrożono mi płacę – odpowiada drugi. – O pieniądze się nie martw, roześlemy za Józefem J. międzynarodowy list gończy, a potem polecimy przywieźć go do kraju. Mgła

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.