Tag "Sejm"

Powrót na stronę główną
Kraj

Polityka między kampanią i epidemią

Targowisko, market, kopalnia – gdzie pracują teraz posłowie? W ciągu ostatnich kilku miesięcy epidemia i kampania zupełnie wyssały tlen z debaty publicznej. Tuziny istotnych społecznie spraw zostały zepchnięte na daleki margines. Codzienna i rutynowa praca polityczna, nawet w normalnych okolicznościach nie zawsze spektakularna, całkowicie zaś zniknęła z mediów. Politycy i polityczki, którzy chcieli pracować i realizować swoje projekty, musieli w tych okolicznościach odnaleźć się na nowo – wyjść na ulice lub przenieść aktywność do sieci, zająć się pomocą dotkniętym pandemią, interweniować w sprawach swoich wyborców, seriami pisać interpelacje. Jedni zakopali się w pracach komisji, drudzy zajęli pracą w swoich okręgach, jeszcze inni weszli w rolę śledczych i kontrolerów – przeprowadzając kontrole i zawiadamiając instytucje państwa o nieprawidłowościach. Niektórzy zmienili swoje biura poselskie w centra pomocy prawnej. Postanowiliśmy sprawdzić, jak w czasie epidemii pracowali posłowie i posłanki Lewicy. Poprawki ponad podziałami – Paradoksalnie okres pandemii jest czasem najintensywniejszej pracy w mojej krótkiej poselskiej karierze – mówi posłanka Lewicy Hanna Gill-Piątek. A przecież już wcześniej pochwaliła się wyborcom tytułem najaktywniejszej posłanki po 100 dniach kadencji. Wtedy – po trzech miesiącach od debiutu w Sejmie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Lewico, nie leń się

Chciałbym wreszcie napisać o polskich politykach coś optymistycznego. Są wśród nich przecież ludzie mądrzy i ideowi. Niestety, w mniejszości. Co gorsza, ulegają oni wpływom zdeprawowanej machiny władzy. Rok się kończy właśnie takim przygnębiającym widokiem. 30 posłów opozycji nie dotarło na głosowanie w sprawie zmian w sądownictwie. Była wśród nich dwunastka z lewicy. Przykra to niespodzianka. Minęło zaledwie kilka miesięcy od kampanii wyborczej. Obiecywali nam nową jakość, ciężką pracę i służbę państwu. Zaufano im. Zostali wybrani. I co? Po paru tygodniach nie przyszli do pracy. Potraktowali wyborców jak ciemną masę, która już swoje zrobiła. Bardzo się mylą. Na zaufanie pracuje się długo, ale traci się je jednym głupim ruchem. Miałem naiwną – jak się okazuje – nadzieję, że nowy zaciąg lewicowy wykaże się choć pracowitością. Można wybaczyć to, że skromną wiedzę nadrabia się zaangażowaniem, a niezborność myśli ideowością. Ale lenistwo? Dla parlamentarzysty Sejm to zakład pracy. Wstyd, że trzeba o tym przypominać. Czy politycy bumelanci wyobrażają sobie lekarza, który nie przychodzi na operację? Policjanta, który nie melduje się na komisariacie? A może sędziego, na którego czekają obwinieni? Dziecinada. À propos debaty nad stanem polskiego sądownictwa, gdyby wśród 10 tys. polskich sędziów było

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ustawy do kosza

Czego nie uchwalił Sejm Skończyła się kadencja Sejmu, więc przy Wiejskiej niszczarki projektów pracują pełną parą. Przypomnijmy, które z planowanych i nieuchwalonych ustaw pozostaną na kolejne miesiące lub lata w smutnej strefie dobrych chęci. To oczywiście tylko subiektywny przegląd, gdyż lista projektów z wyrokiem śmierci jest o wiele dłuższa. Kobiety urodzone w 1953 r. Ponad pół roku minęło od orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, na mocy którego kobiety urodzone w 1953 r. powinny otrzymywać emeryturę obliczaną na bazie wyższej podstawy. Obiecywana nowelizacja Ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wciąż nie została jednak podpisana. Wprawdzie projekt trafił do Sejmu w połowie lipca, ale posłowie nie zdążyli nim się zająć przed wyborami. Według „Gazety Wyborczej” prace zablokował premier Mateusz Morawiecki. Kancelaria milczy w tej sprawie. Przypomnijmy, o co chodzi. Kobiety urodzone w 1953 r. jako ostatni rocznik mogły przejść na wcześniejszą emeryturę. Jednak na mocy ustawy z 2013 r. o emeryturach i rentach zmieniono zasady obliczania podstawy świadczenia w taki sposób, że wcześniej wypłacane środki pomniejszały tę podstawę. Kobiety z rocznika 1953 właśnie w 2013 r. weszły w wiek emerytalny. Jednak w rezultacie zmiany obliczania podstawy świadczenia zostały „ukarane” za to, że skorzystały z możliwości przejścia na wcześniejszą emeryturę, choć przecież kilka lat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Nie okradaj suwerena

Gwar jak w szkole na przerwie. Stroje wyjściowe. Wyczytywanie kolejnych nazwisk. Dyplom w okładkach. Uścisk ręki. Zdjęcie. I tak ponad 400 razy. Ten wstęp może zmylić czytelników, ale to nie jest relacja z inauguracji roku szkolnego czy akademickiego. Choć wręczanie zaświadczeń o wyborze do Sejmu miało wiele wspólnego ze szkołą. A na dodatek Sejm ma być dla nas prawdziwą szkołą demokracji. Ma być. Ale wiadomo, że nie jest. Oglądałem długą relację z tej uroczystości w telewizji. I to z rosnącym zainteresowaniem. A to z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na prowadzącego ceremonię. Sędzia Wiesław Kozielewicz, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, ma niewątpliwie talent do robienia show. Wyraźnie lubi występy publiczne i kamery. Zadanie miał niełatwe, bo stawiła się zdecydowana większość z 460 posłanek i posłów. W tym takie primadonny jak prezes wiadomej partii, premier, szefowie partyjni i polityczni celebryci. Przewodniczący PKW nie dał im się przyćmić. A drugim powodem zapatrzenia się na tę, nie tak przecież ważną, uroczystość była zwykła ludzka ciekawość. Zastanawiałem się, jak zagospodarują swoje paręnaście sekund wybrańcy narodu. Patrzyłem na długi korowód. Od bardzo młodych, co do których mam wątpliwość, czy posłowanie nie jest ich pierwszą pracą, po mocno leciwych weteranów wielu kadencji. Mamy w Sejmie tylko 55 debiutantów. W tym ledwie kilkoro z potencjałem.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Najlepsze posłanki i najlepsi posłowie tej kadencji to…

Najlepsze posłanki i najlepsi posłowie tej kadencji to… Wojciech Szacki, Polityka Insight Pytanie jest ekstremalnie trudne, ponieważ byliśmy świadkami bodaj najgorszej jakościowo kadencji całego parlamentu w historii III RP. Jego rola została ograniczona do wymaganego przepisami minimum; skoro konstytucja przesądza, że ustawy przyjmuje Sejm, to je przyjmował, ale nic poza tym. Posłowie PiS podpisywali się nie pod konkretnymi projektami, lecz in blanco, na wypadek, gdyby trzeba było ekspresowo złożyć jakiś projekt. PiS znajdowało sadystyczną przyjemność w skracaniu debat i nocnych głosowaniach. Ustawy – nawet tak ważne jak o Sądzie Najwyższym – zawierały przepisy bublowate, a mimo to były uchwalane; były też wielokrotnie nowelizowane. Symbolem tej kadencji będą dla mnie marszałek Marek Kuchciński, który dbał głównie o karanie posłów opozycji, komfort swoich podróży do domu i utrudnianie pracy dziennikarzom, Krystyna Pawłowicz czy głosująca na dwie ręce Małgorzata Zwiercan. Po stronie opozycyjnej też nie obrodziły polityczne talenty. Kilkoro posłów miało jednak lepsze momenty. Wyróżniłbym Krzysztofa Brejzę za serię interpelacji w sprawie nagród dla ministrów oraz Sławomira Nitrasa, który miał spory udział w dymisji Kuchcińskiego. Niestety, nie da się powiedzieć dużo więcej dobrego. Filip Gołębiewski, Instytut Dyskursu i Dialogu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Sejm przenoszony

Powinni śrubokręcikami odkręcać tabliczki ze swoimi nazwiskami przy poselskich ławach. Teraz właśnie. Ale postanowili przerwać i zawiesić ostatnie posiedzenie Sejmu, aby się zebrać, kiedy już nie będą naszą reprezentacją, bo 13 października wybierzemy innych i inne (choć częściowo tych samych, niestety). Nie jest to pierwsza innowacja parlamentarna, którą serwuje pisowska większość, inne były i groźniejsze, i jawnie łamały prawo lub tylko naruszały dobry obyczaj. Na boku zauważę z zazdrością i bolesnym podziwem, że choć PiS większość miało mizerną, to w żadnym kluczowym momencie, przegłosowując swoje małe i wielkie demolki, samo jej nie nadwyrężyło przedłużonym pobytem czy to w toalecie, czy na innych wakacjach, jeżdżąc meleksem czy latając rządowo-prezydenckim gulfstreamem. Warto przez chwilę się zatrzymać nad tym, co to znaczy, że stary Sejm z pisowską większością będzie obradował w momencie, kiedy Państwowa Komisja Wyborcza będzie ogłaszać wyniki, a Sąd Najwyższy uznawać ważność wyborów. Być może nie od czapy jest myśl, że wszystkie poczynania deprawacyjne przeprowadzane w parlamencie upływającej kadencji zmierzały do swojego punktu Omega, zwieńczenia, kropki nad i, krzyżyka nad kartą wyborczą, którym jest utrzymanie, czyli nieutracenie, zdobytej tym razem (w 2015 r.) władzy. Albo wzmocnienie wyniku wyborczego. Jeśli nie wiesz, o co chodzi PiS, to chodzi o władzę. Nawet

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Publicystyka

Polityczne wzloty, upadki, odkrycia i rozczarowania roku 2018

Rok 2018 był zapowiedzią tego, co się zdarzy w roku 2019. W kilku obszarach. Po pierwsze, mieliśmy wybory samorządowe i warto na nie spojrzeć jako na wskazówkę przed wyborami do Parlamentu Europejskiego oraz Sejmu i Senatu, które będą miały miejsce w tym roku. Po drugie, wydarzenia z minionego roku pokazały ewolucję PiS. O tym pisałem już wielokrotnie i kolejne miesiące tę tezę potwierdzają – szeregi pisowców spełniają marzenia swojego życia, wchodzą w buty Platformy i żyją tak, jak im się wydawało, że platformersi żyli. Wypłacają sobie pensje wzięte z sufitu, zatrudniają rodzinę i znajomych, rozbijają się służbowymi samochodami. Nowa szlachta. Wygląda to karykaturalnie, bo Platforma brała łyżeczką, a oni chochlą, krzycząc przy tym, że im się należy. No, tacy są. Na przedświątecznej konwencji PiS krzyczał na nich Jarosław Kaczyński, że nie są Platformą, że są inni, żeby się wzięli w garść. Wychodzi na to, że dobrze ich diagnozuje. A tłustym kotom się nie chce… PiS już nie jest tak drapieżne jak rok czy dwa lata wcześniej. Już zaczyna ustępować, wycofywać się z co bardziej denerwujących ludzi pomysłów. Ma dwa ważne powody – kadry chciałyby wreszcie beztrosko sobie pożyć, no i mamy wybory, więc PiS musi jakoś zdobyć przychylność politycznego centrum. W zeszłym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Głos za inspektami na Wiejskiej

Od razu na początku uprzedzam, że dodałem PLUS do nazwy tego mojego kąta w PRZEGLĄDZIE. Pewnie nic wielkiego by się nie stało, gdybym się nie przyznał, ale trzeba znać panią redaktor Joannę Wielgat, żeby wiedzieć, że tutaj samowolka nie przechodzi. Już słyszę ten głos: A po co to panu, taka niby dobra zmiana? Odpowiadam, zanim zostanę zapytany. Plus jest wynalazkiem bezpartyjnym i stał się własnością naszej cywilizacji na długo przed plagami, które dopadły dzisiejszą Polskę. Mój pierwszy w życiu felieton miał tytuł „Plus dzwonki tramwajów”. Drukował go „Tygodnik Kulturalny” w roku 1964, kiedy w kinach wyświetlano historię o dwóch żarłocznych, leniwych i okrutnych bliźniakach, zatytułowaną „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Nie pożyczam więc plusa od nikogo, bo on jest tak samo moją własnością, jak własnością wszystkich Polaków są Wawel, Białystok albo Kęty. Dodaję go do tytułu rubryki dla zaznaczenia od dzisiaj pewnej zmiany, a nie po to, aby pod coś się podszyć albo ironizować na temat środków, którymi PiS przekupuje elektorat. Plus znaczy tyle, że teraz będzie w tym miejscu więcej o samym życiu niż o sposobie objaśniania rzeczywistości przez telewizję. Starałem się do tej pory, tak jak obiecałem Prezesowi (mam swojego!), pisać tutaj o mediach publicznych. Ale dłużej przecież się nie da. Telewizja Polska i Polskie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Z kropidłem na suszę

Ech, ta cywilizacja. Piękne marzenie. Niby ją gonimy. A niektórym to się nawet wydaje, że jest tuż-tuż. Że za chwilę ją dopadniemy. Niestety, pobudka jest bolesna. Niemcy na suszę mają potężne zraszacze pól. A my? My mamy księdza, który odprawia modły w intencji deszczu. Znowu. Bo już w 2006 r. za rządów PiS o deszcz modlili się posłowie w Sejmie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Łamacz w roli kaznodziei

No to poświętowali. Każda okazja do pobiesiadowania w imieniu podatników jest dobra. A jak nie ma okazji, to obóz prawicy zjednoczonej posadami wymyślił nową. A co? Dlaczego PiS nie miałoby stworzyć własnej wersji historii polskiego parlamentaryzmu? Skoro udało się ustawić w kraju tyle pomników Lecha Kaczyńskiego i obsadzić go w roli prawdziwego przywódcy Solidarności, to wymyślenie 550. rocznicy poszło gładko. A jeśli coś jeszcze dziwi, to skromność władzy. Przecież bez większego problemu mogłaby ogłosić 800-lecie, a może i więcej. Niestety, Polska Fundacja Narodowa po klapie z Kusznierewiczem zaspała. Jeszcze w 1993 r. Sejm świętował 500-lecie polskiego parlamentu, nawiązując do obrad w Piotrkowie Trybunalskim. Ale kto by się przejmował nie swoimi świętami? Z pewnością nie Duda z Kuchcińskim i Karczewskim. Dla nich jest już lat 550, bo wtedy obradował sejmik w Kole. Wiem, że trudno uwierzyć w to, co piszę, ale przecież nie ja jestem autorem tej księżycowej polityki. Trzeba naprawdę długo siedzieć w budynkach odgrodzonych od ludzi i pilnowanych przez coraz więcej służb, żeby wymyślać takie szopki. I to w samym środku lata. Prezydent, którego znakiem firmowym jest łamanie konstytucji, w trakcie Zgromadzenia Narodowego odwołał się do tradycji polskiego parlamentaryzmu. I mówił to takim tonem, jakby rzeczywiście był spadkobiercą tych, którzy w trudnych czasach byli liderami zmian

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.