Tag "USA"

Powrót na stronę główną
Świat

Plecami do Ameryki

Coraz mniej sojuszników USA w Europie Pod koniec lutego czołowi europejscy i amerykańscy dyplomaci, eksperci od spraw zagranicznych i publicyści spotkali się w Brukseli na tegorocznej edycji Brussels Forum, konferencji organizowanej co roku przez europejskie oddziały Funduszu Marshalla. Ten amerykański think tank, mający przedstawicielstwa m.in. w Waszyngtonie, Berlinie, Brukseli i Warszawie, jest obecnie centrum debaty o stosunkach między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Choć w jego nazwie – słusznie – mocno wybrzmiewają jeszcze echa czasów zimnowojennych, Fundusz Marshalla to dziś bez wątpienia najważniejszy ośrodek analizujący przyszłość integracji transatlantyckiej. Do tej pory forum służyło do prezentacji różnych projektów i koncepcji, rzadko stawało się areną poważniejszych sporów. Właściwie niezależnie od tego, kto był akurat głównym lokatorem Białego Domu i na jakich frontach powiewała amerykańska flaga, Stany Zjednoczone mogły polegać na europejskich sojusznikach. Nawet jeśli zdarzały się głosy sprzeciwu – jak w przypadku niemieckich obiekcji wobec interwencji w Iraku – były to pojedyncze krytyczne wypowiedzi w chórze zwolenników amerykańskich idei. Oparty na pokojowym współistnieniu w ramach NATO i Unii Europejskiej oraz wciąż poszerzanych strefach wolnego handlu porządek, definiujący sztywne ramy współpracy transatlantyckiej, wydawał się niezagrożony. Forum wzajemnych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Czego Ameryka chce od Polski

Amerykanie boją się, że Polska będzie krajem permanentnego kryzysu demokracji Aleksander Kwaśniewski Panie prezydencie, w ostatnich tygodniach mieliśmy w Polsce dwie wizyty wysokich rangą urzędników Departamentu Stanu. Dwa razy odwiedził Polskę Daniel Fried, były ambasador w Warszawie, pojawiła się również Victoria Nuland, asystent sekretarza stanu ds. Europy Wschodniej. Niedawno gościliśmy też piątkę senatorów z komisji wywiadu. Skąd takie zainteresowanie w Ameryce sprawami Polski? – Biorąc pod uwagę, że w Polsce odbędzie się w lipcu szczyt NATO, można by powiedzieć, że te wizyty miały swoje uzasadnienie. Ale w moim przekonaniu przyczyna była inna. Boją się, że się stoczymy Jaka? – Polska jest bardzo ważnym krajem w naszym regionie. Do niedawna dla Amerykanów szczególnie istotnym, ponieważ była przykładem udanej transformacji, przykładem kraju, który wszedł skutecznie do NATO, do Unii Europejskiej i jest w tej Unii rosnącą gwiazdą. I nagle ten kraj znalazł się w sytuacji, która, najdelikatniej mówiąc, wywołuje w Amerykanach mieszane uczucia. Z jednej strony, rozumieją oni, co to znaczy zmiana ekipy – sami od 200 lat żyją w sytuacji, że połowa obywateli nie ma swojego prezydenta, bo jest nim albo republikanin, albo demokrata. Po wyborach przychodzi zwycięska ekipa i bierze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Yes, we can w Hawanie

Faktycznym celem wizyty Obamy było zapobieżenie niekorzystnym dla USA zmianom na Kubie i w regionie Sí, se puede – tym wypowiedzianym po hiszpańsku hasłem Yes, we can z kampanii wyborczej w 2008 r. Barack Obama zakończył przemówienie w Teatrze Narodowym w Hawanie. Kubańczyków, tych na wyspie i tych z Miami, wzywał nie do obalenia czegokolwiek, ale do zgody narodowej i wspólnego budowania. Transmitowane przez telewizję wystąpienie było najważniejszym punktem wizyty prezydenta, kończącej imperialny cykl polityki amerykańskiej rozpoczęty przez Johna Quincy’ego Adamsa na początku XIX w. Historyczny wymiar tego wydarzenia potwierdza fakt, że była to pierwsza wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych w tym kraju. Co prawda, 88 lat temu prezydent Calvin Coolidge odwiedził Kubę, ale nie była to wizyta państwowa, lecz jedynie udział w VI konferencji panamerykańskiej w 1928 r. Z przyczyn geostrategicznych przez całe dekady Kuba była skarbnicą antyimperializmu latynoamerykańskiego, popierała ruchy partyzanckie, inspirowała do tworzenia antyimperialistycznych stowarzyszeń, związków studenckich i kół intelektualnych na uniwersytetach, nie zawsze o charakterze pokojowym. Już w latach 30. kubański polityk Antonio Guiteras wykorzystywał w agitacji panujące wśród młodzieży resentymenty do gringos (Amerykanów), a znany kubański historyk Emilio Roig de Leuchsenring napisał vademecum „Kuba nie zawdzięcza swojej niepodległości Stanom Zjednoczonym”. Od 1961 r. Kuba

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Śmierć nadejdzie z wysoka

Drony zmieniają obraz wojny z terroryzmem. Jednak ich masowe zastosowanie więcej problemów stwarza, niż rozwiązuje Najbardziej śmiercionośny atak z użyciem dronów wydarzył się 6 marca w Somalii. Zginęło 150 osób. Według Pentagonu, celem nalotu byli „terroryści należący do grupy Al-Szabab”, czyli afrykańskiej filii Al-Kaidy. Wspomniane wydarzenie nie doczekało się jednak należytej uwagi. Dawniej drony atakowały pojedynczych terrorystów, których ujęcie było nierealne albo zbyt kosztowne. Teraz liczba ofiar jednego tylko nalotu wyniosła półtorej setki. Jak zwykle w przypadku operacji z użyciem samolotów bezzałogowych pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Poza słowami Departamentu Obrony nie ma wiarygodnych dowodów, że ludzie, którzy zginęli, byli członkami bądź współpracownikami Al-Szabab. Nikt nie potwierdził ich tożsamości. Nie wiadomo, czy wśród ofiar byli cywile. Równie wiele wątpliwości rodzi proces decydowania o celach kolejnych ataków. Algorytm śmierci Rąbka tajemnicy uchylił tu zajmujący się technologiami cyfrowymi portal Ars Technica. W lutym jego dziennikarze opisali działalność programu Skynet powołanego przez amerykańską Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Nazwa Skynet jest dobrze znana miłośnikom serii „Terminator”, choć scenarzystom nie śniło się, że ich program ożyje za sprawą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Targi o 20 samolotów

Mity o amerykańskich dostawach wojennych dla ZSRR 75 lat temu, 11 marca 1941 r., Kongres USA uchwalił ustawę wojenną o pożyczce i dzierżawie, tzw. Lend-Lease Act. Wyznawcom polityki historycznej okoliczność ta służy do pomniejszania radzieckiego wkładu w pokonanie III Rzeszy. Niektórzy sugerują nawet, że to rozmiary lend-lease przesądziły o radzieckim zwycięstwie. Pomoc na warunkach aliantów Przypomnijmy więc fakty. Po napaści hitlerowskich Niemiec na ZSRR 22 czerwca 1941 r. prezydent USA Franklin Delano Roosevelt na konferencji prasowej 24 czerwca zapowiedział gotowość przyjścia Moskwie z „wszelką możliwą pomocą”. Nie odpowiedział wówczas jednak na pytanie, czy oznacza to także objęcie Rosjan lend-lease’em. Błyskawicznie zareagował również premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill, który jeszcze 22 czerwca wieczorem w wystąpieniu radiowym zapowiedział „udzielenie Związkowi Radzieckiemu wszelkiej możliwej pomocy, na jaką nas stać”. Ambasador brytyjski w Moskwie Stafford Cripps w liście do Churchilla z 6 lipca 1941 r. stwierdził, że jeżeli Wielka Brytania nie przyjdzie Moskwie z pomocą, o którą ona prosi, to Anglicy przyczynią się do upadku ZSRR. Amerykanie zaopatrywali sojuszników w sprzęt wojskowy i inne urządzenia niezbędne do prowadzenia działań wojennych przeciwko III Rzeszy. Do Wielkiej Brytanii sprzęt zaczął napływać jeszcze przed uchwaleniem ustawy, już

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Prawybory czas zacząć

Republikańscy i demokratyczni kandydaci do nominacji prezydenckiej sprawiają wrażenie, jakby reprezentowali nie dwie różne partie, ale dwa różne światy Im bliżej końca stycznia, tym większa aktywność starających się o nominację na kandydata w wyborach prezydenckich Partii Republikańskiej i Partii Demokratycznej. Debaty telewizyjne, tysiące reklam w lokalnych stacjach telewizyjnych i radiowych, a przede wszystkim dziesiątki town hall meetings (bezpośrednich spotkań z wyborcami) – wszystko po to, by przekonać do siebie wyborców biorących udział w prawyborach, z których pierwsze odbędą się w stanach Iowa (1 lutego) i New Hampshire (9 lutego). W Partii Demokratycznej prawybory są w gruncie rzeczy ograniczone do dwojga kandydatów – byłej pierwszej damy, byłej senator ze stanu Nowy Jork i byłej sekretarz stanu Hillary Clinton oraz senatora z małego stanu Vermont i byłego burmistrza zupełnie mikroskopijnego Burlington Berniego Sandersa. Republikanie z kolei cierpią na klęskę urodzaju: o ich nominację nadal oficjalnie walczy aż 12 kandydatów, jednak w tej chwili realne szanse na jej zdobycie ma tylko czterech: dwóch outsiderów – miliarder z branży budowlanej, gwiazda programów typu reality show Donald Trump i senator z Teksasu Ted Cruz, oraz dwóch kandydatów partyjnego establishmentu – senator z Florydy Marco Rubio i gubernator stanu New Jersey

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ostatnia misja Baracka

Czym odchodzący prezydent pożegna się z Białym Domem Gdy niemal na początku urzędowania Barack Obama otrzymał pokojowego Nobla, wielu mówiło, że na kredyt. Dzisiaj, kilkanaście miesięcy przed opuszczeniem urzędu, po dwóch kadencjach rządzenia największym supermocarstwem świata, Barack Obama jest zupełnie innym politykiem niż osiem lat temu. Zmieniły się zarówno jego cele, jak i oczekiwania wobec niego. Wiedząc, że tym razem nie czeka go walka o reelekcję, przez ostatnie lata w polityce zagranicznej jako kwestie priorytetowe traktował rozwiązanie kilku węzłów gordyjskich amerykańskiej dyplomacji i przywrócenie Waszyngtonowi roli światowego hegemona. Jednak czasu do kolejnych wyborów pozostało coraz mniej, a wciąż daleko do realizacji wielu jego zapowiedzi. W dodatku coraz to nowe wyzwania pojawiają się na krajowym podwórku, przez co Obama nie może w pełni skupić się na mozolnej pracy dyplomatycznej, w której nie zawsze jest w stanie go wyręczyć sekretarz stanu John Kerry. Co zatem przeszkadza Barackowi Obamie w odejściu z poczuciem domknięcia zmiany, którą tak odważnie wypisał na swoich sztandarach osiem lat temu? Hawana wciąż czeka Jednym z największych wyzwań pozostaje normalizacja stosunków z Kubą. Po historycznym porozumieniu osiągniętym przez amerykańskich negocjatorów – przede wszystkim Benjamina Rhodesa, naczelnego realisty administracji Obamy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Włóczęga idzie na Waszyngton

Donald Trump głosem skrajnej prawicy o ciasnych poglądach Jeszcze niedawno wydawał się elementem amerykańskiego folkloru, efektem mariażu wielkich pieniędzy i wybujałych ambicji politycznych. Dzisiaj, 10 miesięcy przed wyborami, Donald Trump bardziej przeraża, niż śmieszy. Czy ta grzywka jest prawdziwa Trzy miesiące temu był przede wszystkim gwiazdą telewizji i portali społecznościowych. Czołowi przedstawiciele amerykańskiej sceny komediowej prześcigali się w parodiowaniu wypowiedzi magnata rynku nieruchomości. Do najpopularniejszych wątków należały domniemana blond peruka z bujną grzywką (sam Trump zdementował pogłoski o sztucznych włosach) i przedrzeźnianie jego megalomańskiego sposobu wypowiadania się. Jimmy Fallon, jeden z lepiej rozpoznawalnych amerykańskich satyryków, gwiazda telewizji NBC, uczynił go nawet bohaterem serii odcinków swojego programu. Przebierając się za Trumpa, przeprowadził improwizowane rozmowy z Barackiem Obamą, Hillary Clinton, a nawet z samym Trumpem. Zawsze przy tym otwarcie naśmiewał się z absurdu projektów faworyta elektoratu republikańskiego. Bywały też momenty, w których Trump wzbudzał przede wszystkim odrazę i obrzydzenie. Jak w czasie pierwszej debaty przedwyborczej, w której uczestniczyło 10 najpoważniejszych kandydatów ubiegających się o republikańską nominację. Trump, od początku znajdujący się na celowniku prowadzących dyskusję dziennikarzy CNN i Fox News,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kochśmiornica

Na wsparcie republikańskich kandydatów w wyborach prezydenckich i do Kongresu Charles i David Kochowie zamierzają wydać ponad 750 mln dol. Chociaż do wyborów i prezydenckich, i do Kongresu jeszcze prawie rok, proces selekcji kandydatów – zwłaszcza na prezydenta – nabiera w USA tempa. Już w lutym zarówno w Partii Demokratycznej, jak i Republikańskiej rozpoczną się prawybory, w których zarejestrowani wyborcy w poszczególnych stanach zdecydują o tym, kto będzie kandydatem ich partii w wyborach prezydenckich. Prawybory – w gruncie rzeczy brutalna i wyniszczająca bratobójcza walka – to olbrzymi wysiłek organizacyjny dla obu partii i dla każdego kandydata. Trwają pięć miesięcy (od lutego do czerwca) i odbywają się w tej czy innej formie we wszystkich 50 stanach, na terytoriach zależnych, a także wśród Amerykanów mieszkających za granicą. W ich trakcie rozstrzyga się oczywiście, kto będzie reprezentował partię w wyborach, ale i to, jakie będą cele kandydata w przypadku zwycięstwa oraz co będzie tematem przewodnim samej kampanii wyborczej. Skala przedsięwzięcia i jego znaczenie powodują, że kandydaci nie szczędzą na tym etapie sił i środków – również finansowych. Ich zapotrzebowanie na pieniądze rośnie z prawyborów na prawybory, co z kolei – za sprawą amerykańskiego modelu finansowania kampanii wyborczych, umożliwiającego przy użyciu kilku prostych wybiegów przekazywanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Kto weźmie Bagdad

Iran kontra Arabia Saudyjska, czyli rywalizacja o Irak Po obaleniu monarchii pozycja Iranu na arenie międzynarodowej uległa znacznemu osłabieniu. Złożyło się na to wiele czynników, a zwłaszcza daleko posunięta nieufność obu supermocarstw do nowego reżimu. Proklamacja republiki islamskiej pogłębiła jedynie ten stan. Stosunki Iranu z państwami ościennymi zostały zerwane lub ograniczone do minimum umożliwiającego koegzystencję. Wynikało to też po części z programowego wezwania ajatollaha Chomeiniego: „Ani Wschód, ani Zachód”. Zaognienie relacji na linii Wschód-Zachód po dojściu w USA do władzy Partii Republikańskiej z Ronaldem Reaganem złagodziło wprawdzie stanowisko, jakie wobec Islamskiej Republiki Iranu zajmowało kierownictwo Związku Radzieckiego, lecz nie przyczyniło się do zacieśnienia współpracy między Iranem a jego sąsiadami. Izolacja Iranu na arenie międzynarodowej była ściślejsza, niż można było się tego spodziewać. Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec lat 80. XX w. Długa i krwawa wojna z Irakiem usunęła rzekome czy też rzeczywiste zagrożenie eksportem irańskiej rewolucji. Operacje „Pustynna Tarcza”, „Pustynna Burza” oraz „Pustynny Miecz” wymierzone w reżim Saddama Husajna, a także rozpad Związku Radzieckiego i związane z tym zmiany geopolityczne w regionie, włączywszy w to konflikty zbrojne w państwach ościennych, przyczyniły się do stopniowego wychodzenia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.