Tag "Wojciech Zajączkowski"
I po rekonstrukcji…
Rekonstrukcja w MSZ zakończyła się tym, że mamy siedmiu wiceministrów – czyli jest tak, jak było. I że swojego wiceministra straciła lewica, Andrzeja Szejny nikt nie zastąpił. Za to ma swojego Polska 2050. No i oczywiście Platforma oraz PSL. Jeżeli zatem była to rekonstrukcja, to bardzo dyskretna.
Zacznijmy więc od osoby najmniej rzucającej się w oczy w gronie nowych wiceministrów, czyli od Wojciecha Zajączkowskiego. To zawodowy dyplomata, wcześniej był m.in. ambasadorem w Rumunii, Rosji i Chinach. Kierował też różnymi departamentami. Z wykształcenia jest historykiem, studia skończył na KUL, jako specjalista od prawosławia. Potem pracował m.in. w Ośrodku Studiów Międzynarodowych przy Kancelarii Senatu oraz w Ośrodku Studiów Wschodnich. Zajmował się Wschodem, pisał na ten temat rozprawy. Jest autorem wydanej w 1993 r. książki „Czy Rosja przetrwa do roku 2000?”. Trudno ten tytuł uznać za proroczy, ale na pewno przyciągał uwagę. W efekcie dzięki swoim analizom Zajączkowski zyskał opinię osoby widzącej dalej (czy słusznie, to inna sprawa). A dzięki sposobowi bycia – niekonfliktowej.
Efekt tego widzieliśmy w roku 2017. To były rządy PiS, Witold Waszczykowski odwołał z Pekinu, po roku
Ekstraklasa, czyli USA i Chiny
Jakie placówki dyplomatyczne na świecie są dla Polski najważniejsze? Naszym zdaniem to Waszyngton i Pekin. Obsada tej pierwszej jest już wyjaśniona, do Waszyngtonu ma jechać Marek Magierowski, niedawny ambasador w Izraelu. To dobra kandydatura. Nie tylko ze względu na jego British English, ale także dlatego, że Magierowski ma w CV stanowisko wiceministra i w Departamencie Stanu uważany jest za dyplomatę, a nie za funkcjonariusza PiS, tak jak jego następcy w MSZ. A poza tym nowego ambasadora do Waszyngtonu należało wysłać natychmiast po zmianie administracji w USA. Z Waszyngtonem się udało,
Czas krótkich posad
W dyplomacji, zgodnie z pisowskim zwyczajem, też nastał czas krótkich posad. Właśnie do kraju zjeżdża odwołany przez Andrzeja Dudę ambasador Polski na Ukrainie Jan Piekło. Był jednym z pierwszych ambasadorów powołanych przez Prawo i Sprawiedliwość. Obejmował placówkę w nietypowej sytuacji, bo jego poprzednik, Marcin Wojciechowski, powołany jeszcze przez Bronisława Komorowskiego, został odwołany, zanim do Kijowa wyjechał. Jan Piekło miał więc być na Ukrainie twarzą pisowskiej ekipy. A teraz okazuje się, że PiS ta twarz nie pasowała. Ciekawe, kto
Prezydent myśli długo
O sprawie nieobsadzonej miesiącami ambasady RP w Chinach pisaliśmy parokrotnie, więc zamknijmy ten temat. Od połowy stycznia w Pekinie urzęduje ambasador Wojciech Zajączkowski. Tym samym zakończył się dwuletni okres zawieszenia. Wszystko zaczęło się od tego, że kiedy nowa, pisowska władza przejmowała MSZ, miała swoją czarną listę, a na niej w gronie innych „zasłużonych” znajdowało się nazwisko Mirosława Gajewskiego, ówczesnego ambasadora w ChRL. Gajewski podpadł przynajmniej podwójnie – po pierwsze, jako absolwent MGIMO, po drugie,
Wybory Dudy
To jak, prezydent zablokuje nowo mianowanego ambasadora RP w Chinach czy nie? Wspominaliśmy już o tym – Andrzej Duda nie chce podpisać listów uwierzytelniających Wojciechowi Zajączkowskiemu, którego szef MSZ wysunął na stanowisko ambasadora RP w Pekinie. Sprawa przeciąga się, ośmieszając Polskę. O co w tym wszystkim chodzi? Ano o to, że Andrzejowi Dudzie nie podoba się przeszłość Zajączkowskiego. Ten czas, kiedy był ambasadorem w Rosji, między jesienią 2010 r. a latem 2014 r. Duda uważa, że w tym czasie Zajączkowski nie zachował się
Bój o Chiny
Chłopcy, źle się bawicie. Polska pręży się jako wielkie i ważne państwo, ale gdy trochę się poskrobie, wychodzi prowincja i niechlujstwo. Jednym z ważnych elementów polityki zagranicznej prezydenta Dudy i PiS miało być nowe otwarcie relacji z Chinami. Połączenie ich zamiarów ekspansji w Unii Europejskiej z naszymi ambicjami odgrywania poważnej roli w regionie. Początkowo wyglądało to zachęcająco – prezydent Duda odwiedził Chiny już w listopadzie 2015 r. A gospodarze, warto przy tym docenić starania
Z Moskwy do Pekinu
No to wreszcie Polska będzie miała ambasadora w Pekinie. Bo nie miała go od ponad pół roku. A w zasadzie to od wygranych przez PiS wyborów. Rzecz w tym, że gdy partia Jarosława Kaczyńskiego przejmowała władzę, w Pekinie rozpoczynał urzędowanie Mirosław Gajewski. Listy uwierzytelniające składał 20 lipca 2015 r., był więc de facto na początku swojej misji. Ale to nie przeszkadzało PiS ogłosić jeszcze w roku 2015, że Gajewski lada moment zostanie odwołany. Dlaczego? Bo był uznawany za człowieka PO i Schetyny, no i przede wszystkim wypominano mu, że studiował w MGIMO w Moskwie.









