Największe niespodzianki i skandale w teatrach 2004 r. Piętnaście lat po transformacji polski teatr odzyskuje równowagę w nowym odmiennym świecie, w którym konkurencja, komercja i zaradność odgrywają równie ważną rolę, co wrażliwość i wyobraźnia. Dzisiaj nie wystarcza umiejętność twórczego myślenia i przyoblekania myśli w niebanalny kształt artystyczny, trzeba jeszcze to umieć sprzedać, aby być zauważonym, dostrzeżonym i docenionym, a dzięki temu otrzymać lub też wychodzić niezbędne środki na prowadzenie działalności. Wprawdzie offy teatralne można produkować za psie pieniądze, ale teatru stacjonarnego za darmo czy półdarmo prowadzić już nie. Samorządowy kontredans A jednak spory między dyrekcjami teatrów a samorządami świadczą o tym, że nie wszyscy to rozumieją. Ot, choćby pod koniec bilansowanego 2004 r. doszło do frontalnego starcia między samorządem w Legnicy a teatrem miejskim. W budżecie na rok 2005 władze lokalne przewidziały… zmniejszenie dotacji dla teatru, który w ostatnich latach zdołał wyrobić sobie zasłużenie markę jednego z najprężniejszych zespołów w Polsce: słynna „Ballada o Zakaczawiu”, rzecz o przestępczym półświatku Legnicy z czasów PRL, zjednała teatrowi zwolenników w całej Polsce. W odpowiedzi na te restrykcje zespół na czele z dyrektorem Jackiem Głombem zapowiedział od 1 stycznia zawieszenie działalności – dotacji nie starczyłoby bowiem nawet na administrację, utrzymanie budynku i płace dla załogi. Powstało zamieszanie, ale (na razie) skończyło się dobrze: władze lokalne obiecały dotacje przywrócić, a teatr nieformalny strajk odwiesił. Konflikt jednak trwa. To niejedyny przykład zadrażnień na linii władze lokalne-teatr. Nie wszyscy jeszcze zapomnieli o gorszącym sporze sprzed dwóch lat o schedę po zmarłym Kazimierzu Dejmku w łódzkim Teatrze Nowym, który to spór zakończył się narzuceniem zespołowi niechcianego dyrektora. Ciąg dalszy tego konfliktu właśnie przybrał kształt konkursu na stanowisko dyrektora, do którego przystąpiło obecnie kilkunastu kandydatów. Podobnych starć mieliśmy więcej, a jednym z najbardziej malowniczych w roku ubiegłym był konflikt Teatru Rozmaitości z warszawskimi radnymi wokół paru kwestii w „Zszywaniu” Anthony’ego Nilsona w reżyserii Anny Augustynowicz. Radni m.st. Warszawy zszokowani wiadomością, że o Panu Bogu nie mówi się w tej sztuce najlepiej (zacytujmy: „Niedziela należy do boga. – No to chuj mu w dupę, kurwa”.) zażądali zdjęcia jej z afisza. Anna Augustynowicz oświadczyła, że jest katoliczką i nie będzie umierać za tekst, i dla dobra (?) sprawy zdjęła nieprzystojne kwestie ze spektaklu. Aktorzy od tej pory opuszczali cytowany fragmencik i zamiast tego poszeptywali: „Tratatatata”, a publiczność pozostawała w zachwycie (?). Wszystko to, jak widać, raczej zakrawa na kabaret niż poważny konflikt, wystawiając nie najlepsze świadectwo i radnym, i teatrowi. Ale tak czy owak stosunki samorządu i teatrów ucierają się, choć nie bez kłopotów, i można być umiarkowanym optymistą. Rok 2004 i jego naj… Pod koniec ubiegłego i na początku tego roku przewalił się przez polskie gazety walec rozliczeniowy. Teatr zlustrowano dokładnie, przyznając punkty regionalne i ogólnopolskie, jednych chwaląc, drugich ganiąc. I choć nader ciężko porównywać nieporównywalne, spójrzmy, co wyróżniano, co ganiono. Niemal jednogłośnie recenzenci zwrócili się w stronę młodej dramaturgii polskiej, a także kilku ciekawych reżyserów, którzy weszli przebojem do teatru. Na ich czoło wysuwają się Jan Klata, autor kontrowersyjnych spektakli we Wrocławiu („Lochy Watykanu”), Wałbrzychu („…córka Fizdejki”) i Gdańsku („H.”) oraz Przemysław Wojcieszek („Made in Poland”). W kategorii najdłuższego przedstawienia, jak zwykle, triumfował Krzysztof Lupa, który podczas warszawskiego Festiwalu Festiwali dał premierę dyptyku „Niedokończony utwór na aktora” według „Mewy” Czechowa i „Sztuki hiszpańskiej” Rezy. Na miano największych niespodzianek zasłużyły „Narty Ojca Świętego” Jerzego Pilcha w Narodowym (nazywano je najlepszą polską komedią po roku 1990) i „Edyp król” Sofoklesa z warszawskiego Ateneum za ascetyzm i wyrazistość przekazu, przedstawienie z wybitnymi rolami Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej i Piotra Fronczewskiego. Tytuł najbardziej rozjeżdżonego teatru zdobył warszawski Teatr Rozmaitości, który wojażował za granicę ponad 30 razy ku żalowi swych fanów. Za największy skandal roku uznano „2 maja” Andrzeja Saramonowicza w Narodowym w reżyserii Agnieszki Glińskiej, a także „Makbeta” w krakowskim Narodowym Starym Teatrze, w reżyserii Andrzeja Wajdy. Za najnudniejszy spektakl roku uchodził „Ryszard II” w Narodowym w reżyserii Andrzeja Seweryna, a najwybitniejszy – „Duszyczka” według Tadeusza Różewicza w inscenizacji Jerzego Grzegorzewskiego, także w Teatrze Narodowym.
Tagi:
Tomasz Miłkowski









