Tekst second hand, czyli komentarze do wesołych żarcików

Tekst second hand, czyli komentarze do wesołych żarcików

Rynek polityczny mówi wyborcy: „Nie licz na mnie”, ale wyborcy jak dzieci, chcą na coś liczyć Wśród michałków w „Polityce”, zwanych „Polityka i obyczaje”, znajduję czasem niejedną treść, której miejsce w tej rubryce nie jest dla mnie jasne. Oto więc (3.09.2005 r.) notka o Sergiuszu Kowalskim, socjologu, który przyznał, że dopiero po zastanowieniu doszedł do wniosku, że polska klasa polityczna wcale nie jest gorsza od społeczeństwa, co uprzednio zakładał. „Elity są doskonałe w tym sensie, że doskonale reprezentują polskość”, pisze. Nie chcę się wpraszać do rubryki „Polityka i obyczaje” (zresztą już tam gościłam), ale przyznaję, że miałam podobny dylemat jak Sergiusz Kowalski i podobnie jak on potrzebowałam czasu, żeby dojść do takiego samego wniosku. A teraz z kolei, w tunelu nieoptymistycznego spojrzenia na „ten kraj”, przychodzi mi na myśl, że za jakiś czas możemy uznać, że ogólnie politycy są całkiem w porządku na tle tzw. narodu. Prawda jest jednak pewnie bardziej skomplikowana – choćby dlatego, że działa tzw. sprzężenie zwrotne – partie i politycy kreują rzeczywistość polityczną, na którą ludzie odpowiadają. Im marniejsza kreacja, tym marniejsza odpowiedź – i tak się tworzy spirala. Przy braku dobrych programów społecznych i ekonomicznych wyborcy odpowiadają raczej na swoje życzenia, na własne projekcje, na gruszki na coraz bardziej enigmatycznej wierzbie. Zaraz wybory, wszędzie wiszą billboardy: ciężkie spojrzenie Giertycha, lekkie spojrzenie Olejniczaka, garniturowe lico Tuska, groźba w nieżyczliwym spojrzeniu Kaczyńskiego, nijakie, upodobnione komputerowo do Kaczyńskiego oblicze Cimoszewicza. Poza Henryką Bochniarz nikt się nie uśmiecha – widać, mężczyźnie sięgającemu po władzę nie wypada. Rynek polityczny mówi wyborcy: „Nie licz na mnie”, ale wyborcy jak dzieci, chcą na coś liczyć. Z biegiem lat zaczęli przeważać ci, którzy u polityka cenią arogancję, chamstwo, brak wiedzy, brak poglądów, przywiązanie do anachronicznych symboli przy pogardzie dla współczesności, a najbardziej konformizm i zajadłość. Ceni się też robienie z gęby cholewy oraz manie gdzieś ludzi, państwa i prawa. A potem się narzeka. Na kogo narzekacie, na samych siebie narzekacie. Facet łysy z piwem, czyli łeb podgolony Kto ma uprawomocniać ten model funkcjonowania polityki, w którym nijakość i konformizm są fundamentem, w którym nie ma żadnej realnej wizji przyszłości, w którym panuje taryfa ulgowa wobec łamania prawa, chamstwa i bredzenia? No, mocherowe berety, to raz, a potem chyba ci Sarmaci, ci faceci, którzy cały dzień stoją na pobliskim podwórku – w lecie w gatkach do kolan, nagi tors, ogolona głowa, pet w ustach, gęba pierogowa, a z niej dochodzi: Kupą, mości panowie! K…! A, k… kupą! Kupą ziomale, swojaki! Matki (Polki) czasem ich wołają na obiad (faceci są dorośli, ale co to wadzi), czasem się zaplącze jakaś panienka, ale zasadniczo to stadko jest podstawowym stadem polskim, ryczy i pluje, czasem rechocze, ale tak nisko, groźnie, żeby nawet w śmiechu inni czuli jego moc, i tak pędzi życie. Czasem się ktoś wypowie, że coś było po tyle i tyle oraz że to piwo jest w porzo, a inne nie. Politycy mogą z kolei ewentualnie stwierdzić, że papież był wielkim Polakiem. Ten pogląd nie jest ryzykowny. Historia wzięta! Historia odbita! Ponadto politycy ustalają jedyną słuszną wersję historii tego kraju, który ma zaszczyt być ich krajem macierzystym. Czy oni, tak dostojni i słuszni, mogliby się urodzić w kraju, którego historia miała jakieś moralnie podejrzane meandry? W którym pętały się jakieś nie wiadomo jakie idee, znaczyli coś jacyś ludzie z niewłaściwych rodzin i niewiadomych środowisk? Czytam więc kolejnego michałka, z którego się dowiaduję, że z placu Zawiszy w Warszawie usunięto głaz upamiętniający śmierć Henryka Gradowskiego, komunisty, który w tym miejscu został zabity (przed II wojną światową, oczywiście). Były protesty (?), ale wreszcie radny z PiS-u zrobił swoje i powiedział, że „jako komunista Gradowski stał po ciemnej stronie mocy”. Nie wiem, czy mi zależy na kamieniu i Gradowskim, choć pewnie bym go zostawiła. Z szacunku dla własnej historii. Skoro głaz stał tyle lat, niech stoi. Podobnie jak zostawiłabym po I wojnie światowej sobór na Pradze, który wysadzono. Czy nie milej mieć piękny sobór w mieście, czy nie lepiej wintegrować go w miasto, które od tego nie zbiednieje, tylko odwrotnie? No właśnie, ale jasna strona mocy jest taka małoduszna, tak nas zintegruje, jak to zwykła czynić wiele razy w dziejach,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 37/2005

Kategorie: Opinie