Jak polskie służby specjalne nawiązywały współpracę z CIA Poniżej drukujemy fragment książki Zbigniewa Siemiątkowskiego pt. „Wywiad a władza. Wywiad cywilny w systemie sprawowania władzy politycznej PRL”, niedawno opublikowanej przez Oficynę Wydawniczą ASPRA-JR. Do pełnej legitymizacji wywiadu w nowym systemie brakowało mu akceptacji ze strony sojuszników Polski, w szczególności Stanów Zjednoczonych. Zauważalna była zmiana podejścia służb amerykańskich do wywiadów niektórych byłych krajów socjalistycznych. O tej nowej tendencji wywiad sygnalizował w swoich informacjach słanych kierownictwu państwa. Prawidłowo potrafił odczytać sygnały wysyłane przez wywiad amerykański do służb postkomunistycznych, widział w tym szansę dla siebie. Zmiany zachodzące w Europie Wschodniej, wspomina Bearden1, przekonały szefostwo CIA, a w szczególności funkcjonariuszy kierowanego przez niego wydziału radzieckiego, do konieczności ustanowienia stosunków ze służbami wywiadowczymi tych krajów demokratycznych, które „opuściły orbitę wpływów radzieckich”. Pierwsze kontakty zostały nawiązane na spotkaniu w Wiedniu z wywiadem węgierskim. Następne planowano ze służbami Czech i Polski. Ponieważ nowe władze Czechosłowacji rozwiązały swoje organy bezpieczeństwa i służb wywiadowczych, zrezygnowano z planu nawiązania z nimi stosunków. W przypadku natomiast wywiadu polskiego zdecydowano się zastosować „model węgierski” i zaczęto się zastanawiać w wydziale radzieckim nad miejscem i sposobem nawiązania kontaktów z Polakami. Pierwotnie planowano, wspomina Bearden, nawiązanie kontaktów w Waszyngtonie, ale zrezygnowano z tego zamiaru, gdyż CIA zależało na zachowaniu pełnej dyskrecji, a zgodnie z prawem amerykańskim do operacji tej musiałoby być włączone FBI. Planowano więc nawiązanie kontaktu w Rzymie, gdzie pracował znany doskonale agencji Makowski. Z tego pomysłu też się wycofano z obawy przed kontrwywiadem włoskim stale obserwującym rezydenta wywiadu polskiego. CIA zależało na tym, aby nikt, nawet zaprzyjaźnione służby bezpieczeństwa nie wiedziały, że szuka ona kontaktów z Polakami. Wreszcie wybór padł na Portugalię, w której dość słabo działał kontrwywiad. Być może na taką decyzję miała wpływ pewna tradycja. W Lizbonie podczas II wojny światowej dochodziło do systematycznych tajnych kontaktów wywiadu amerykańskiego OSS z niemiecką Abwehrą. Do Lizbony został wysłany John Palevich – doskonale znany polskim służbom, mający w kontrwywiadzie MSW bogatą kartotekę, cieszący się opinią werbownika pracującego agresywnie, ale przy tym skutecznie, mającego na swym koncie kilka udanych werbunków polskich obywateli. 1 marca 1990 roku Palevich w stolicy Portugalii spotkał się z rozpoznanym przez służby amerykańskie rezydentem wywiadu PRL Ryszardem Tomaszewskim, który propozycję nawiązania kontaktów między wrogimi formalnie wywiadami uznał za prowokację. Przestraszony, odmówił dalszej rozmowy z wysłannikiem CIA, zgodził się jedynie na przyjęcie wizytówki z jego waszyngtońskim adresem i telefonami kontaktowymi. W Centrali wywiadu amerykańskiego uznano, że rozmawiano z niewłaściwą osobą. Zastępca Beardena w wydziale wschodnim, Paul Redmond, zdecydował się osobiście polecieć do Rzymu na rozmowę z Makowskim, licząc, że jako absolwent Harvardu znajdzie łatwiej wspólny język z oficerem wywiadu polskiego, który również skończył tę uczelnię. Pewnym usprawiedliwieniem nieprofesjonalnego zachowania Tomaszewskiego był fakt, że był on oficerem wywiadu naukowo-technicznego. W zgodnej opinii swoich kolegów był słaby operacyjnie, bez wyobraźni i polotu właściwych funkcjonariuszom wydziałów liniowych. Raport Tomaszewskiego z rozmowy z wysłannikiem CIA trafił na biurka wicedyrektora Departamentu I MSW płk. Zycha oraz naczelnika wydziału amerykańskiego ppłk. S. Ten młody, dynamiczny naczelnik zapalił się do rozmów z Amerykanami, przekonał swojego przełożonego do podjęcia kontaktów z CIA, uznał to za wielką szansę dla polskiego wywiadu. O wszystkim zameldowano gen. Sarewiczowi, który wtajemniczył w plan nawiązania kontaktów z wysłannikami wywiadu amerykańskiego jedynie naczelnika wydziału informacyjnego ppłk. U. Gen. Sarewicz, według relacji jego ówczesnych współpracowników, był pełen obaw, liczył się z prowokacją ze strony Amerykanów, grą obliczoną na skompromitowanie wywiadu polskiego. Nie wiedział, jak w tej sprawie zachowa się gen. Kiszczak. Obawiał się ewentualnych reakcji radzieckich. Naciskany przez swych podwładnych, głównie Zycha i S., dał w końcu zielone światło na rozpoczęcie rozmów z CIA. Całą sprawę nakazał trzymać w największej tajemnicy. Zdecydowano się napisać raport tylko w jednym egzemplarzu do ministra Kiszczaka sugerujący podjęcie rozmów z Amerykanami. Dla kamuflażu całą operację, zarejestrowaną w ewidencji Departamentu I jako grę operacyjną z wywiadem amerykańskim,
Tagi:
Zbigniew Siemiątkowski









