Od lat mówią to samo. Raz ich koncepcje spotykają się z obojętnością, innym razem zyskują posłuch Bracia Kaczyńscy znów grają wielką grę. Lech – minister sprawiedliwości – jest najpopularniejszym (wyprzedza go jedynie prezydent Aleksander Kwaśniewski) politykiem w Polsce. Na tle niepopularnego rządu i rozpadającego się AWS błyszczy szczególnie. Jarosław – polityk mało popularny, ale ze smykałką do gier taktycznych – stawia więc sprawę jasno: w oparciu o pozycję Lecha trzeba budować nową prawicę. To jest ta gra. Platforma Kaczyńskich “Uznaliśmy, że potrzebne są jakościowe zmiany na prawicy, zarówno personalne, jak i programowe, nie ukrywam, że z naszym udziałem – deklaruje Ludwik Dorn, najbliższy współpracownik Kaczyńskich. – Nie interesuje nas tworzenie piątej nogi dla wykrojenia odrobiny tortu, czyli mandatów parlamentarnych. Chcemy daleko idącej rekonstrukcji prawicy, ci, którzy się sprawdzili, powinni mieć udział w decyzjach, ci, którzy się nie sprawdzili, powinni być od decyzji odsunięci. Pytanie tylko – czy kierownictwo AWS zgodzi się na nasz plan? Czy będą tam chęci do przemian? Na razie AWS jest politycznym niemową. Natomiast w przypadku, jeśli AWS nie zareaguje na tę propozycję, to wówczas nie odrzucamy możliwości tworzenia nowego ugrupowania”. Słowa to proste i nie wymagające komentarza. AWS ma podsunięty pod nos kij i marchewkę. Ta marchewka to możliwość wykorzystania najpopularniejszego ministra w kampanii. Sęk tylko w tym, że nie jest on w AWS. Więc trzeba go tu wprowadzić, pytanie tylko – za jaką cenę. Pewnie wysoką, bo Kaczyńscy chcą władzy, a nie błyskotek. Kijem jest groźba: jeżeli nie dacie nam tego, co chcemy, założymy nowe, konkurencyjne ugrupowanie. Ono zresztą już zaczyna powstawać – pod nazwą “Prawo i Sprawiedliwość”. W tej grze role zostały podzielone. Lech Kaczyński jest szeryfem, który niemal w pojedynkę walczy z gangsterami i idącym na ich pasku aparatem państwowym czy partyjnym. Jest gwiazdą. A Jarosław Kaczyński, specjalista od twardych negocjacji, jest menedżerem, który sprzedaje gwiazdę. Rozmowy trwają – można usłyszeć w Sejmie. – I jeszcze potrwają. Potwierdza to Jarosław. “Nie wiem, jak to wszystko się zakończy. Gra idzie o wielką stawkę”. Twardy rozgrywający Dla smakoszy polityki negocjacje Krzaklewski-Kaczyński na pewno są wielką ucztą. Spotkaniem mistrza defensywy – mało kto jak Krzaklewski potrafi przeciągać rozmowy, grać na przedłużanie, na klejenie logarytmów – z typowym fighterem – Kaczyński chlubi się tym, że potrafi “docisnąć” Mazowieckiego, Geremka, Wałęsę, Bieleckiego, Krzaklewskiego. To bodajże “Tygodnik Solidarność” przyznał mu tytuł najskuteczniejszego polityka roku 1991. Co zresztą po paru latach brzmiało tak sobie. “- Zagrałeś się, Jarek – mówiła Kaczyńskiemu w książce “My” Teresa Torańska. A on odpowiadał: – Nie (żachnięcie). Powtarzasz starą tezę, że ja się zagram na śmierć, ale to nieprawda. – To popatrz, najpierw wywalczyłeś “solidarnościowego” premiera, następnie własną partię i Wałęsę na prezydenta, potem Olszewskiego na premiera… – Miałem, no i co z tego? – I ty, Jarek… ty to wszystko straciłeś. Naprawdę”. Dlaczego stracił? “Zbyt dużo było przeciwników i zbyt silny był układ, który w Polsce powstał – mówi Adam Glapiński, jeden z żelaznych ministrów partii Kaczyńskiego. – Mieliśmy więc walkę na wielu frontach. Krytykowaliśmy politykę finansową Balcerowicza, czyli mieliśmy przeciwko sobie olbrzymie siły. Atakowaliśmy układ w służbach specjalnych. Atakowaliśmy niewłaściwości w sferze polityki zagranicznej. Atakowaliśmy obóz prezydencki, postkomunistyczną lewicę, Unię Demokratyczną. Ale mieliśmy za sobą siłę wynikającą z poparcia społecznego. W tamtych latach jeździłem bardzo dużo z Jarkiem Kaczyńskim po Polsce. Przyjeżdżaliśmy do dowolnej miejscowości i spotykaliśmy się z frenetycznym poparciem. Zbieraliśmy tysiące ludzi. To były elity, lokalna inteligencja, liderzy środowisk, przedsiębiorcy. Mówiliśmy z nimi wspólnym językiem i mieliśmy to poczucie siły. Ale ono okazało się pozorne”. Jest kilka teorii tłumaczących upadek PC i upadek znaczenia Kaczyńskich. Pierwsza – to teoria szafy pułkownika Lesiaka. Metodami dawnej SB, agenturą, inwigilacją, rozsiewaniem plotek, inspirowanymi artykułami, zniszczono partię i jej liderów. Rzecz w demokracji równa zdradzie stanu. Robił to działający w UOP zespół płk. Lesiaka, a materiały o tym świadczące znalazł w jego szafie, latem 1997 r. ówczesny szef UOP, gen. Andrzej Kapkowski. Inna teoria głosi, że Kaczyńskich zniszczyły połączone siły








