Testament Eryka Lipińskiego

Testament Eryka Lipińskiego

Żałuje pan? Jest pan przecież wciąż czynnym, koncertującym muzykiem.

– No tak, gram, ale pytanie ojca było słuszne. To, że nadal to robię, wymaga ogromnej determinacji, a rynek muzyczny wygląda dziś zdecydowanie inaczej niż kilkadziesiąt lat temu. Gdybym wtedy zaczął nad tym poważniej się zastanawiać, byłoby mi dziś nieco łatwiej. Mieszkając w wynajętym mieszkaniu, nie mając w perspektywie emerytury, raz po raz ocierając się o brak środków do życia, nie jestem dobrym przykładem stereotypu rock star. Gdybym, jak wielu kolegów, skoncentrował się bardziej na zarabianiu pieniędzy, byłbym w bardziej komfortowej sytuacji. A ja, naiwny idealista, po prostu byłem wdzięczny losowi, że w ogóle daje mi robić to, co kocham.

Tata był przerażony moim wyborem życiowym. Ponadto był wtedy jednak znany. Dziś nazwalibyśmy go celebrytą. Zapraszano go często do telewizji. Był erudytą z przedwojennym sznytem, szalenie eleganckim mężczyzną o nienagannych manierach. Był rozpoznawalny, a ja, mówiąc szczerze, znajdowałem się w kłopotliwej sytuacji jako syn tego znanego ojca.

Czy był taki moment, gdy tata oswoił się z pana karierą muzyka i zaczął w tym wspierać?

– Tak, gdy poznawani przezeń młodzi ludzie pytali: „A, to pan jest ojcem Tomka?”. Zawsze było odwrotnie, to ja byłem synem sławnego Eryka. Myślę też, że realizowałem jego niespełnione marzenie, bo on też kiedyś chciał być muzykiem.

Wśród wielu opinii na temat pana ojca pojawiła się również taka, że w PRL był utrwalaczem systemu.

– Nie, nie był żadnym utrwalaczem. Był przesiąknięty polskością, ale nie w oszołomsko narodowym i wykluczającym sensie, lecz w sensie organicznym. Nie wyobrażał sobie życia na emigracji. Był całkowicie świadomy, czym jest komunizm, a czym socjalizm, przedwojenni socjaliści zaś byli na ogół antykomunistami. Fakt, że był wychowany w domu o tradycjach lewicowych, ułatwił mu zapewne odnalezienie się w tamtej rzeczywistości, ale zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakie niesie komunizm. Dlatego uważam za oburzające to, że przedwojenny socjalizm nazywany jest obecnie komunizmem i odwrotnie. A jak wielkim „utrwalaczem systemu” był mój ojciec, pokazuje jedna sytuacja. Gdy zaproponowano mu willę, odmówił, ponieważ – jak powiedział – to było czyjeś, ktoś po to kiedyś wróci. Przez ostatnie 20 lat życia mieszkał w dwóch pokoikach z kuchnią. Stan wojenny zastał go u córki w Londynie. Po powrocie dowiedział się, że bez jego wiedzy wpisano go na listę członków PRON. I co? Poszedł, zrobił dym i kazał się wykreślić.

Zdaje się, że mimo wszystko biografia Eryka Lipińskiego może być dziś dla wielu niewygodna, zwłaszcza dla prawicowych komentatorów, historyków.

– I jest! Oczywiście można powiedzieć, że był to oportunizm, ale bez legitymacji partyjnej nie można było zbyt wiele osiągnąć i budować drogi kariery, a tworzenie gazety, czasopisma wymagało przynależności do partii – nie było innej drogi. Staram się tego dziś nie oceniać, choć w tej sprawie nie byliśmy w stanie osiągnąć porozumienia. Bardzo łatwo to potępiać w czarno-białej narracji, zupełnie nieadekwatnej do tamtych czasów. Każdy aktywny człowiek w tamtym czasie musiał przeprowadzić bilans strat i zysków z podjęcia takich, a nie innych wyborów życiowych. Mojemu ojcu wyszło, że to jest jego droga, i starał się na tej drodze nie zhańbić. Traktował to jako zło konieczne. Nie zapominajmy jednak, jaki światopogląd w tamtych czasach prezentował obecny guru prawicy, czyli pisarz Jarosław Marek Rymkiewicz, albo Marcin Wolski, nie wspominając o prokuratorze Piotrowiczu. Sporo prominentnych postaci prawicy zachowuje się zresztą, jakby faktycznie byli agentami Moskwy.

Pamiętam, jak tata raz wziął mnie na rozmowę i dokonał bardzo heterodoksyjnego uświadomienia politycznego. Miałem wtedy 16 lat, poszliśmy do Empiku i tata nagle zaczął opowiadać, jak funkcjonuje PRL. Opowiadał o decyzjach zapadających w Moskwie, o wojsku polskim z radzieckim dowództwem, o faktycznej okupacji Polski przez Sowiety itd. Pozbawił mnie złudzeń co do systemu, ojciec go obnażył, ukazał mi jego perfidię i za to jestem mu bardzo wdzięczny.

Pański tata nie angażował się jednak w działania podziemnej opozycji.

– To nie była jego bajka. Nie był też do końca przekonany, że ten solidarnościowy zryw może się udać. Pamiętam bardzo ciekawą rozmowę z nim w szpitalu, gdy już umierał. Powiedział wtedy, że żałuje tylko jednego – nie zobaczy, jak ta cała sytuacja się rozwinie. Bardzo go to fascynowało, ponieważ system się zmienił diametralnie, a Polacy wykazali wiele rozsądku i mądrości. Po czym dodał, że boi się momentu, gdy władzę w Polsce przejmie prawica. Uważał, że to będzie dla Polski katastrofa. To była moja ostatnia rozmowa z ojcem na tematy polityczne. Dzisiaj traktuję to jak jego testament. Jestem jednak przekonany, że gdyby ojciec był młodszy i żył, piętnowałby działania obecnej władzy. Przewidział to, co się dziś dzieje, i bał się tego.

Maszerowałby razem z KOD?

– Raczej nie.

Dlaczego?

– Nie lubił tłumów. Nie chodził nawet na pochody pierwszomajowe, choć w ten sposób nieco się narażał. A KOD? Jeśli wyprowadza się tysiące ludzi na ulicę, to w którymś momencie trzeba im powiedzieć nie tylko przeciwko komu i czemu wychodzą, ale także dokąd idą, czyli przedstawić im wizję, coś konstruktywnego. A tego jakoś wciąż brak.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 37/2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy