Żyjemy w XXI w., a tysiące łodzian muszą korzystać z wychodka na korytarzu lub w podwórku Damian Duszczenko – działacz społeczny Łódź przestała być biednym miastem? Swoje 600. urodziny świętowała „na bogato”, wcześniej wydała duże kwoty m.in. na nowoczesne obiekty sportowe czy rozbudowę ogrodu zoologicznego i aquaparku. – Na pomniki władz pieniądze zawsze się znajdą. I jest to jakoś akceptowalne w rozumowaniu przeciętnego samorządowego wyborcy, który widzi, że coś tam budują, remontują i ogólnie jest coraz ładniej. I do zoo można pójść… Tylko chyba zbyt często zapominamy, że samorząd odpowiada nie za same parki, szkoły i chodniki, ale także za politykę społeczną. Niestety, duże polskie miasta opanowane są przez neoliberałów, którzy tę sferę lekce sobie ważą. W efekcie mamy te fajne obchody 600-lecia miasta, a w ich ramach darmowe loty balonem czy koncerty, a w tym samym czasie społecznicy muszą chodzić do sądu, bo urzędnicy nie chcą zamienić albo chociaż odgrzybić mieszkania emerytce chorującej na raka. Spośród 39,5 tys. mieszkań w łódzkim zasobie komunalnym aż 14,3 tys. nie ma toalety, ponad 2,9 tys. bezpośredniego podłączenia do ujęcia wody, a tylko w 9,8 tys. jest centralne ogrzewanie. Żyjemy w XXI w., ale tysiące łodzian muszą korzystać z wychodka na korytarzu lub w podwórku. Na lokal komunalny czeka się tutaj nawet dziewięć lat. Ktoś pomylił priorytety. Łodzią współrządzi Lewica. Jakie inicjatywy przeforsowali jej samorządowcy? – Ostatnio miejscowa Nowa Lewica chwaliła się doprowadzeniem do przyjęcia uchwały nadającej jednemu ze skwerów imię Daszyńskiego. Uważam, że to świetnie, szkoda tylko, że działania tego ugrupowania nie wykraczają poza sferę symboliczną. Kiedy protestujemy przeciwko wyrzucaniu ludzi na bruk, domagamy się dbałości o transport publiczny w mieście czy rozwoju taniego mieszkalnictwa, od przedstawicieli Lewicy słyszymy te same argumenty, co od ich koalicjantów z Platformy Obywatelskiej. Być może w koalicji ludzie zbliżają się do siebie poglądami, szkoda, że w tym przypadku działa to w jedną stronę. Jak już wspomniałeś, miasto jest właścicielem tysięcy mieszkań, a do tego ma sporo gruntów. To potencjalnie świetny punkt wyjścia do różnego rodzaju działań prospołecznych. – Rządzący Łodzią często powtarzają, że jest ona największym kamienicznikiem w Polsce i dlatego muszą wyprzedawać lokale czy całe budynki. Zamiast potraktować posiadane zasoby jako szansę na rozwój taniego mieszkalnictwa, na czym skorzystaliby m.in. młodzi ludzie borykający się z absurdalnymi cenami najmu, wspierają deweloperkę. Co gorsza, nie stawiają inwestorom żadnych wymagań, choćby dotyczących oddawania pojedynczych lokali na cele społeczne. Zdarza się ponadto, że sprzedają samorządowe kamienice razem z ich mieszkańcami, jako tzw. wkładką mięsną. Ci ludzie potem lądują na bruku, a miasto umywa ręce, argumentując, że byli już lokatorami prywatnych nieruchomości. Do naszego stowarzyszenia często przychodzą osoby, które mieszkają w walących się budynkach. Miasto nie ma zamiaru ich remontować, chce je możliwie szybko zburzyć, a działki sprzedać deweloperom. Samorząd podkreśla, że w realizowanym przez niego wieloletnim programie rewitalizacji śródmieścia chodzi o coś więcej niż odnowienie najbardziej zaniedbanych domów i ulic – równie ważny jest jego wymiar społeczny. – Niestety, w praktyce rewitalizacja okazała się w dużej mierze gentryfikacją, czyli zmianą charakteru centrum Łodzi i wyrzuceniem z niego biednych. Owszem, ulica Włókiennicza, o której pisała Agnieszka Osiecka w „Kochankach z ulicy Kamiennej”, wygląda pięknie, jednak pozbyto się z niej większości dotychczasowych mieszkańców. Czasem pretekstem były zaległości w komornym czy brak tytułu prawnego do lokalu, czasem lokatorzy rezygnowali sami z powodu ogromnych podwyżek czynszu. Spowodowały one, że podczas rewitalizacji 150 budynków w centrum spośród 900 zamieszkujących je rodzin chęć powrotu wyraziło nieco ponad 200. Już samo ustanowienie obszaru rewitalizacji ma pewne negatywne konsekwencje. Jest wiele projektów, które pomogłyby naszym podopiecznym, np. szkoleń, ale nie mogą oni wziąć w nich udziału, bo mieszkają np. 500 m za daleko. Co powinny zrobić władze Łodzi, by w większym stopniu stała się ona „miastem dla ludzi”? – Powinny się zająć choćby komunikacją zbiorową. Bo co otrzymaliśmy ostatnio? Podwyżkę cen biletów i ograniczenie częstotliwości kursów. Mamy płacić więcej, choć miasto daje mniej od siebie. Jestem osobą
Tagi:
bieda, Damian Duszczenko, Lewica, Łódź, Łódź dla ludzi, mieszkania, mieszkania komunalne, neoliberalizm, neoliberałowie, Nowa Lewica, polityka mieszkaniowa, samorząd, samorząd terytorialny, samorządowcy, samorządy, społeczeństwo obywatelskie, ubóstwo, wykluczeni, wykluczenie, wykluczenie społeczne