Totalna dez-aprobata

Dezubekizacja z dekomunizacją tańczą poloneza przerobionego na disco polo w naszym zubekizowanym i skomunizowanym obecnie do kości kraju. Lustracja jako didżej w czarnym, lekko satanistycznym stroju, ozdobionym piszczelami i czaszkami niemiłosiernie kaleczy starą płytę. Poprzebierane w czapki z pawim piórem alegorie dezubeka oraz dekomunisty wywijają hołubce, aż iskrzy. Cokolwiek by mówić, ubek to jest dziś ktoś, to jest gość, który wszystko może. Pełen wypas. Pisowcy z przyssawkami i wasalami sejmowymi nadali mu znaczenie, o jakim w snach nie marzył: ubek został autorytetem! Autorytety trzeba podmienić, bo te dawne wierzgają, nie chcą być posłuszne, przypominają rządzącym politykom wiadomych opcji, tym, co nie narażali się zbytnio, że byli i jeszcze są ludzie od nich odważniejsi. Prawdziwe autorytety, czyli narodowi mędrcy wielkiego formatu stanęli dęba, nie chcąc lustrować się po raz setny. Przecież każdy z nich zajmując wysokie stanowisko w rządzie, przedstawiał stosowne papiery, które zostały zweryfikowane pod mikroskopem wykrywającym ubeckie wirusy. Nic nie znaleziono. Za to właśnie małe ludziki odsądzają wielkich ludzi od czci i wiary. Że niby szkodzą Polsce i Polakom, nie składając hołdu bliźniakom, czyli podwójnemu bóstwu z czterema prawymi rękami dłuższymi i krótszymi, jakimi są wicepremierzy. Szkodzą prawdziwe autorytety tym pseudowielkościom, co modlą się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 20/2007, 2007

Kategorie: Felietony