Trybunale, szybciej!

Kiedy Platforma Obywatelska kierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o rozstrzygnięcie sporu między rządem i prezydentem, padały głosy, że Trybunał tym się nie zajmie, bo to spór polityczny, a nie kompetencyjny. To nieprawda. Spór polityczny dotyczy treści polityki, a nie tego, kto co ma w niej do powiedzenia. To jest spór o uprawnienia. Nie jestem prawnikiem, ale oprócz znajomości prawa jest też znajomość języka polskiego i nie wyobrażam sobie, by treść konstytucji można było interpretować wbrew temu, co mówi język. Nie sądzę więc, żeby sformułowanie, iż politykę wewnętrzną prowadzi rząd, mogło oznaczać, że prowadzi ją także prezydent. Nie wydaje się też, by sformułowanie, iż prezydent jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej, mogło być odczytywane tak, że jest głową państwa, czyli najwyższą władzą w Polsce. Władzą, której, jak niedawno powiedział Lech Kaczyński, nie obowiązują instrukcje, poza może boskimi, ale one daleko. I braterskimi. Te blisko i o ich wykonaniu – jak wiadomo od dawna – bratu się raportuje. Od kiedy to przedstawiciel kogokolwiek jest głową tego kogokolwiek? Otóż w taki właśnie sposób prezydent, jego kancelaria i jego dominujący brat czytają konstytucję i opierając się na takim jej czytaniu, postępują. To ta strona jest napastniczą częścią konfliktu między rządem a prezydentem. Nie było i nie ma symetrii w tym konflikcie.

Prezydent, mając silny mandat pochodzący z wyborów powszechnych, nie może być oczywiście traktowany przez premiera i rząd jako figurant. Rząd ma nie tylko obowiązek respektować przypisane prezydentowi w konstytucji konkretne uprawnienia, lecz także szczególną powagę urzędu, obsadzanego przez bezpośrednią decyzję obywateli, czyli suwerena Rzeczypospolitej. Prezydent musi być, nie dla pozoru, lecz na serio, informowany o najważniejszych poczynaniach i zamierzeniach rządu i konsultowany, to znaczy pytany, co o nich sądzi. Nie można powiedzieć, że premier i rząd wywiązują się dobrze z tego obowiązku. W ich zachowaniu widać często lekceważenie, złośliwości, a nawet chęć kompromitowania prezydenta, być może jako przyszłego konkurenta Donalda Tuska do tego urzędu. Tego nie powinno być, nawet jeśli prezydent im nie ułatwia dobrego odnoszenia się do niego. Ale tylko myśląc bardzo powierzchownie można wyciągać z tego wnioski, że wart pałac Paca i Pac pałaca. Jeśli się tak mówi, to albo się ma w tym interes polityczny, jak lewica, czy poza-PiS-owska prawica, albo nie rozumie się sporu, jaki w Polsce trwa od kilku lat i którego konflikt na linii rząd-prezydent jest tylko fragmentem, najbardziej dziś widocznym i najszkodliwszym.
To jest ciąg dalszy sporu IV RP, półzamordystowskiej idei wywiedzionej z umiłowanej przez Kaczyńskich przedwojennej sanacji, z Trzecią Rzecząpospolitą, której nienawidzą. Przeczytałem niedawno w tekście Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, że PiS nie ma dziś idei, bo IV RP się skompromitowała. Tak, to prawda, ów Chwast, jak nazywałem polityczny projekt Kaczyńskich, przeraził większość Polaków, sprawił, że w panicznej mobilizacji odrzucili PiS-owską władzę w roku 2007, a dziś trwają przy Platformie Obywatelskiej. To jest fenomen, nad którym wydziwia wielu komentatorów, zamiast próbować go zrozumieć. Tak, IV RP się skompromitowała, ale to nie znaczy, że owa idea została przez kierownictwo PiS porzucona. Tu dziennikarka się myli, i to głęboko. To nadal główny projekt polityczny tej partii. Sanacja BiS czeka na swój czas, a wszystko, co robi partia Kaczyńskich, w tym jej destruktywny sposób uprawiania opozycyjnej roli, podporządkowane jest przybliżaniu tego czasu. Temu samemu, tylko temu, podporządkowane jest działanie PiS-owskiego szańca w Pałacu Prezydenckim, bo Polska nie ma dziś prezydenta. Ma natomiast aktywnego działacza Prawa i Sprawiedliwości, który zdobyte dzięki największemu wyborczemu błędowi Polaków po roku 1989 stanowisko prezydenta głęboko wypaczył, robiąc z niego narzędzie realizacji polityki brata, którego jest politycznym cieniem.
Ten spór politycznie mogą rozstrzygnąć tylko obywatele w przyszłych wyborach, ale konstytucyjnie może on być przynajmniej poważnie ograniczony przez Trybunał Konstytucyjny, jeżeli ten zajmie wyraźne stanowisko w sporze, który mając u podstaw politykę, jest ewidentnie sporem o kompetencje. Trybunale Konstytucyjny, szybciej!

Piątek, 17 kwietnia 2009

LICZNIK PREZYDENCKI

Do końca kadencji „Prezydenta Swojego Brata” zostało 556 dni (już poniżej dwu lat).

Wydanie: 16/2009, 2009

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy