Mam świadomość, że muszę być służebny wobec sztuki, a nie władczy Rozmowa z Andrzejem Celińskim Jak czuje się pan w roli ministra kultury? Jak czuje się w tej roli człowiek, który nie jest ze środowiska? – Nie potrafię namalować obrazu ani zagrać na fortepianie, ani czegokolwiek skomponować. Ale – wydaje mi się – środowisko tego ode mnie nie oczekuje. Nikt tu nie potrzebuje człowieka, który by rozprawiał z twórcami o sprawach warsztatowych, bo nie jest to rolą państwa. Rolą ministra kultury jest zapewnienie optymalnych warunków w okolicznościach, które są dane, dla swobodnego rozwoju sztuk. I jak to wychodzi? – Może wpierw zdanie diagnozy: to ministerstwo, gdy je obejmowałem, wyglądało tak, jakby w Polsce w ciągu 12 lat nic się nie zmieniło. To jest ostatni relikt komunizmu. To wygląda tak, jakby nie istniał rynek rozmaitych dóbr kultury. – Twórcy twierdzą, że właśnie rynek zabija kulturę… – Tylko niektórzy tak sądzą. Bardzo często jest tak, że to, czy rynek zabija, czy nie zabija, zależy od tego, czy stworzy się odpowiednie regulacje prawne. W regulacjach francuskich albo brytyjskich wielki przemysł kultury i środków przekazu odprowadza część zysków na rozmaite fundusze. Oddaje je z powrotem twórcom. A państwo? Mecenat państwa miałby wówczas zniknąć? – Polska nie jest krajem wystarczająco masowego odbiorcy sztuki, żeby pozwolić sobie na zaniedbania w dziedzinie mecenatu państwowego. – Nie złości pana, że ustawiono pana w roli impresaria środowisk kulturalnych? Że minister kultury ma być tym, który organizuje pieniądze i ma służyć środowisku? – Bo ma służyć środowisku. Rolą ministra jest także wykorzystywanie dorobku kulturowego Polski dla prezentacji jej wizerunku. – Kultura może być wizytówką Polski? – Mamy całą paletę twórców najwyższej klasy światowej. Którzy budują pozytywny obraz Polski. Trzeba pieniędzy, aktywności, by prezentować ich osiągnięcia. – Rozumiem, że minister Podkański miał orkiestry strażackie, które finansował, minister Ujazdowski miał firmy public relations, którym dawał pieniądze na wielkie akcje plakatowe, a minister Celiński będzie dawał pieniądze na promocję kultury za granicą. – Nie chciałbym się odnosić do dzieła poprzedników. Moim podstawowym obowiązkiem, w sytuacji katastrofy w finansowaniu kultury, jest wprowadzenie jak najszybciej elementarnych regulacji prawnych, dotyczących organizowania działalności kulturalnej. Także uregulowanie zagadnień własnościowych. Wszystko wymaga działań organizacyjnych. Muszę z zawstydzeniem powiedzieć, że poziom samowiedzy o decyzjach, które pociągają za sobą skutki finansowe, był w Ministerstwie Kultury rażąco niski. Mechanizmy, narzędzia budujące to, co nazywa się kontrolingiem, monitoringiem, tutaj są nikczemnie mało zaawansowane. Z uporem prezentuje się pan jako menedżer, unikając innych ról. Dlaczego? Od ministra kultury wymaga się również kontaktów ze środowiskiem. – Odpowiem przykładem: Polacy często, z rozmaitych, niekiedy uzasadnionych faktami powodów, nie znoszą polityki. Tymczasem polityka jest niezmiernie istotnym elementem życia ludzkiego. Ona może przynieść tragedię, ale może przynieść pozytywne rozwiązania. Jak ktoś w to nie wierzy, niech spojrzy na Koreę Północną i Koreę Południową, wtedy zobaczy, jak bardzo ważna jest polityka. Niech spojrzy na Bałkany. Polityka może kreować efekty negatywne i pozytywne. Tak samo jest w kulturze. Minister kultury może siedzieć w pięknym salonie, podejmować kolejnych twórców i prowadzić z nimi salonową… …psychoterapeutykę? – Rozmowę. I nawet jeśli się nie zna za bardzo na różnych dziedzinach sztuki, to przecież ma tak wielki urząd, że on mu dostarczy wiedzy absolutnie wystarczającej. Dla ministra w tym ministerstwie nie ma żadnych przeszkód, żeby prowadzić godzinami spotkania przy świeżo parzonej kawie. Może być przy tym świeca na stole, mogą być kwiaty na koniec spotkania. I środowisko będzie wówczas, na krótki okres, usatysfakcjonowane. Ale jego kondycja od takiego postępowania ministra z całą pewnością się nie poprawi. To rzeczywiście miałoby głównie terapeutyczne znaczenie. Nie lekceważyłbym więc funkcji menedżerskiej. To oznacza określenie potrzeb, wyraźne policzenie i zidentyfikowanie środków, narzędzi, jakimi się dysponuje, zarówno materialnych, jak i prawnych, zaproponowanie zmian. Dzisiaj należałoby także odpowiedzieć, dlaczego doszło do takiej katastrofy budżetowej, z jaką mamy do czynienia w 2002 roku w tym resorcie. I pokazać drogi na przyszłość. Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy… – Nie lekceważyłbym
Tagi:
Robert Walenciak









