Trzy lata z piętnem mordercy

Trzy lata z piętnem mordercy

Niesłusznie skazany na 25 lat za zabójstwo domagał się 17 mln zł. Sąd przyznał mu 323 tys. zł Ma 37 lat. W więzieniu miał spędzić 25. Odsiedział trzy. Mówi, że to był koszmar. Tym większy, że zamknięto go za zbrodnię, której nie popełnił. Dwa i pół roku temu rozpoczął się proces o odszkodowanie za niesłuszne skazanie. Zbigniew Góra domagał się 1 mln zł odszkodowania i 16 mln zł zadośćuczynienia. 30 września br. Sąd Okręgowy w Lublinie zasądził na rzecz Góry kilkadziesiąt razy mniejsze kwoty: 48 tys. zł odszkodowania i 275 tys. zł zadośćuczynienia. – Oczywiście wniosę odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Lublinie – mówi Góra. – Uważam, że 17 mln zł to wcale nie jest wygórowana suma, skoro w moim odczuciu dopuszczono się zabójstwa na mojej osobie. Ja i moja rodzina będziemy cierpieć do końca życia. Nie ma takiej kwoty, która by sprawiła, że zapomnę o tym, co przeszedłem. Areszt tymczasowy We wrześniu minęła dekada od tego morderstwa. Znana i szanowana lekarka, laryngolog Halina B., 73-latka, późnym wieczorem w piątek została zamordowana we własnym mieszkaniu w Lublinie. Sprawcę wpuściła sama, co znaczy, że go znała. Najpierw uderzał ją w głowę twardym przedmiotem, na koniec kobietę udusił. Zabrał obrączkę, trzy pierścionki, telefon komórkowy Nokia. Nawet nie zdjął z ręki ofiary złotego zegarka. Zbigniew Góra o śmierci lekarki dowiedział się od sąsiadów. Znał ją. Wynajmował od niej mieszkanie w kamienicy w innej części Lublina. Mieszkał w nim z żoną Małgorzatą, sześcioletnim Łukaszem i dwuletnim Przemkiem. W dniu morderstwa był po południu u Haliny B. Prosił o przesunięcie wpłaty 150 zł za wynajem, bo w tym momencie brakowało mu gotówki. Porozumieli się. Z powodu tego wynajmowanego mieszkania znalazł się w kręgu ludzi, którymi zainteresowała się policja. Kilka dni po zabójstwie u Górów zjawili się funkcjonariusze. Zrobiono przeszukanie. Nie znaleziono niczego, co by świadczyło na niekorzyść Zbigniewa Góry. – Rozumiałem, że to przeszukanie musiało się odbyć, ale ani przez chwilę nie czułem się zagrożony – wspomina. Wydawało się, że zainteresowanie policji jego osobą minęło. Media naciskały, by jak najszybciej znaleźć sprawcę morderstwa lekarki. Policjanci namierzyli telefon, który miał ten sam indywidualny numer identyfikacyjny IMEI co komórka skradziona zamordowanej. Właściciel powiedział, że kupił go od kolegi. Kolega, że od swojego kolegi – Zbigniewa Góry, który sporadycznie trudnił się skupem i sprzedażą telefonów. Pod koniec stycznia 2005 r., cztery miesiące po śmierci lekarki, o szóstej rano do mieszkania Górów weszło trzech funkcjonariuszy. Jeden pokazał legitymację. Poprosił, żeby Zbigniew Góra ubrał się i wyszedł z nimi. Policjanci byli grzeczni, ale wykręcili mu ręce do tyłu i założył kajdanki. A że tej nocy spał u Górów kolega, jego też zaproszono na komendę. Góra pocałował żonę na pożegnanie i obiecał, że zaraz wróci. Nie wrócił. Dopiero w radiowozie dowiedział się, że sprawa dotyczy zabójstwa Haliny B. Był zaskoczony. Na komendzie zaczęło się sympatycznie – zaproponowano mu herbatę. Potem zadawano dziesiątki pytań i nakłaniano, by przyznał się do morderstwa, to dostanie najwyżej 12 lat. Nie przyznał się. – Teraz wiem, że moim największym błędem było to, że w ogóle zeznawałam, kiedy mnie zatrzymano – uważa Góra. Po trzech godzinach dostał do podpisania dokument o zatrzymaniu. Noc spędził w areszcie. Nazajutrz skonfrontowano go z chłopakiem, który kupił od ich wspólnego znajomego nokię o tym samym numerze IMEI co telefon zamordowanej. – Średnio zaawansowany komputerowiec potrafi zmienić ten numer – mówi Góra. – Kolega powiedział, że kupił ode mnie nokię 3510i, a ja zaprzeczałem, bo sprzedałem mu nokię 3510, która różniła się nawet kolorem wyświetlacza. Operator sieci komórkowej, w której działał telefon zamordowanej lekarki, potwierdził na piśmie, że ostatni raz został on użyty w dniu poprzedzającym morderstwo. To mogło oznaczać, że właśnie tego dnia ktoś go ukradł. Dyskusja o telefonie była ważna, bo właśnie on miał się stać kluczowym dowodem obciążającym Zbigniewa Górę. Sąd Apelacyjny w Lublinie, do którego sprawa trafiła dwa lata później, stwierdził, że już po zeznaniach tych dwóch mężczyzn, którzy kupili telefon i świadczyli przeciwko Górze jeszcze przed jego zatrzymaniem, dochodzenie powinno iść w innym kierunku. Właśnie ich zeznania sąd

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 41/2014

Kategorie: Kraj
Tagi: Ewa Rogowska