Skłóceni w sprawie przeszłości i niezgodni co do przyszłości Polacy zjednoczyli się na chwilę w prawie jednomyślnej reakcji na nieprzyjemne dla nas słowa prezydenta Francji. Prezydent Chirac powiedział, że kraje starające się o przyjęcie do Unii Europejskiej (w tym Polska) i jeszcze członkami niebędące nie powinny mieszać się do sporu, jaki podzielił kraje Unii w związku z zapowiedzianą wojną Ameryki z Irakiem. Zajmując stanowisko niepopularne w Niemczech i we Francji, kraje te ryzykują, że Francja, Niemcy czy Belgia mogą (pod wpływem opinii publicznej niechętnej rozszerzeniu Unii lub wskutek decyzji rządów) nie zgodzić się na przyjęcie niektórych nowych członków. Nie są bowiem zobowiązane przez żadną normę ani zmuszone przez żadną siłę do przyjmowania do Unii Europejskiej każdego, kto chce. Powinno to być oczywiste dla wszystkich ludzi, do których rząd adresuje propagandę prounijną, a zwłaszcza dla członków tego rządu. Okazało się, że oczywiste nie jest. Zamiast przyjąć do wiadomości to, co powinni byli wiedzieć, a czego wskutek swojej ospałości dopiero od prezydenta Francji się dowiedzieli, polscy dziennikarze i politycy zaczęli krzyczeć, że nam się grozi, że nas się „szantażuje”, że nas się arogancko poucza itp. Tak się zachowuje pacjent, którego psychoanalityk stara się nakłonić do realistycznego spojrzenia na swoje problemy, chcąc go wyleczyć z jego kompleksów czy z infantylizmu. Jacques Chirac zwrócił jeszcze naszym rządzącym (rządzeni o tym dobrze wiedzą) uwagę na to, że Irak nie leży w polu naszych realnych interesów i dlatego powinniśmy „skorzystać z okazji do milczenia”. To także święta prawda. Upodobanie naszych rządzących do wypowiadania się w sprawach dalekich lub kwestiach pozornych (z naszego narodowego punktu widzenia) jest drugą stroną ich bezradności, a może także obojętności na realne, konkretne i naglące problemy krajowe. Polska coraz większym kosztem jest coraz mniej rządzona. Każdy widzi narastający chaos, depresję ogarniającą coraz większą liczbę ludzi, tchórzostwo rządu wobec przeszkód wznoszonych przez grupy interesów. Nie dzieje się w Polsce nic, co można by uznać za przybliżanie się czy przygotowywanie się do istnienia w ramach Unii Europejskiej. Mnożą się instytuty na uniwersytetach i całe wyższe szkoły europeistyczne, ale lepszemu zrozumieniu Europy to nie służy, jak mogliśmy się właśnie przekonać. Proeuropejska gadanina i pisanina rozlewa się coraz szerzej i wsiąka w jałowe piaski. Drobny incydent wykazał, że solidarność Polaków z Europą, tą bliską Europą, bo jest i dalsza, jak Hiszpania czy Wielka Brytania, stoi pod znakiem zapytania. O wiele popularniejsza tu jest – na górze i na dole społeczeństwa – idea wielkiego Jackowa nadwiślańskiego. Dariusz Rosati pisze w „Gazecie Wyborczej” (26 lutego), że wypowiedź Chiraca „była jedynie niefortunnym przejawem przejściowych frustracji i emocji”. Mniema najwidoczniej, że Jacques Chirac jest kimś w rodzaju Lecha Wałęsy albo Mariana Krzaklewskiego. Trzeba nic nie wiedzieć o przebiegu kariery Chiraca i jego osobowości, aby wygłosić taki sąd. Nie jest to mąż stanu kalibru de Gaulle’a, ale skuteczniejszy od Generała mistrz sztuki rządzenia w państwie „rozbuchanej” demokracji. Frustracje? Emocje? Tak, cudzymi frustracjami i emocjami posługuje się on znakomicie. I nie ma podstaw twierdzić, że nie przewidział emocji, jakie wywołał. Jego wypowiedź wcale nie była „niefortunna”, przeciwnie, była bardzo fortunna, bo przynajmniej niektórych obudziła z politycznej senności. Trudno śpiącego obudzić w sposób grzeczny. Francuskiej polityce zarzuca się egoizm narodowy, jest to stwierdzenie prawdziwe, ale nie zarzut. Nie wnikam, nie mam danych, aby wnikać w całość uwarunkowań francuskiego stanowiska wobec kwestii Iraku. Wymienię jeden czynnik, o którym we Francji nie pisze się szeroko z powodu „politycznej poprawności”, a w Polsce z powodu ignorancji. Wojna z Irakiem z udziałem Francji wzmacnia, zaostrza, wywołuje na powierzchnię życia publicznego tożsamość etniczną ponaddziesięciomilionowej populacji arabskiej lub pochodzenia arabskiego. Kilkadziesiąt lat usiłowań asymilacyjnych poszłoby na marne. Nie ma chyba we Francji drażliwszego tematu niż ten. Do jakich oto niebywałych głupstw posunęła się prasa polska po wypowiedzi Chiraca: „Ostrej reakcji wymaga groźba odmowy ratyfikacji układu akcesyjnego”. Nasze kolejne rządy mówią, że Polska wstępuje do Unii, bo ma taką suwerenną wolę. Nie musi. Francja, jak widzimy, jest w gorszym położeniu, bo nie ma wyboru: ratyfikować czy nie ratyfikować. Musi nas przyjąć, choćby nie chciała. Jeśli nie ratyfikuje układu o przyjęciu
Tagi:
Bronisław Łagowski