U boku polityka

U boku polityka

Dobry asystent powinien być jak rękawiczka – pasować idealnie, w przeciwnym razie zostanie wymieniony na inną Po sejmowych korytarzach krążą ich dziesiątki. Młodzi, w garniturach, z poważnymi minami biegają z papierami w rękach i komórką przy uchu – asystenci poselscy. Chociaż zawód asystenta posła nie ma u nas zbyt długiej tradycji, już można podać parę przykładów zawrotnych karier, jakie zaczęły się właśnie od noszenia teczek za posłami. Zdarza się nawet, że uczeń przerasta mistrza. Wśród opowieści o bajecznych karierach od asystenta do polityka jest historia posła Prawa i Sprawiedliwości, Michała Kamińskiego, o którym dzisiejsi asystenci mówią z zazdrością, że „zaczynał od noszenia za marszałkiem Sejmu, Wiesławem Chrzanowskim, palemek na procesjach Bożego Ciała „. Innym budującym przykładem wybicia się i to na polityka z pierwszych stron gazet, jest Michał Tober. Zaczynał jako asystent Józefa Oleksego, teraz jest jednym z ministrów w rządzie Leszka Millera. Brak asystenta dyskredytuje polityka, bo oznacza, że nie ma wiele pracy, a więc się leni. W kuluarach na Wiejskiej mówi się także, że liczba asystentów wzrasta wraz z popularnością polityka, im bardziej medialny, tym więcej osób dla niego pracuje. Rekordziści mają więc po kilku, a nawet kilkunastu pomocników. Poseł Samoobrony, Krzysztof Filipek, korzysta z pomocy sześciu asystentów. – To nie jest dużo – zastrzega jednak. – Słyszałem o takich, którzy mają i 18. Parzą kawę, piszą listy – Asystent to skrzyżowanie inteligentnego gońca z pracownikiem biurowym – ocenia poseł SLD, Piotr Gadzinowski. Do jego obowiązków należy m.in. segregowanie korespondencji, redagowanie różnych pism czy listów, umawianie polityków na spotkania, robienie notatek z – także tajnych – narad, skrótów z dokumentów. W Sejmie z respektem mówi się o Janku Krynickim, odpowiedzialnym w klubie Samoobrony za informację, że robi nawet tłumaczenia dla Andrzeja Leppera. – Zajmuję się wszystkim, kiedy trzeba, parzę kawę, ale także przygotowuję dokumenty dotyczące projektów ustaw. Przede wszystkim jednak jestem od tego, aby ułatwiać kontakt z przewodniczącym – mówi Janek Krynicki. – Obecnie pracuję nad tworzeniem bazy informacyjnej. Zbieram numery telefonów najważniejszych osób – opowiada Grzegorz Skwierczyński, asystent posła Krzysztofa Filipka z Samoobrony, ale zastrzega, że jego dossier nie obejmuje żadnych „haków” na te osoby. – Każdy myśli, że jak pozna jakiegoś polityka, to już nie musi nic robić, bo wszystko sobie załatwi. Bycie asystentem to bardzo ciężka praca. Od kilku lat nie miałem wakacji. Dwa lata temu pomagałem przy kampanii prezydenckiej, w ubiegłym roku przy parlamentarnej, a w tym roku nigdzie nie wyjechałem, bo były wybory samorządowe – opowiada Maciej Świderski, asystent posłów Jana Rokity (od 9 lat) i Bronisława Komorowskiego (od 8 lat). Młodzi asystenci uwiązani na elektronicznej smyczy prawie nie wypuszczają z rąk telefonu komórkowego. – Nigdy nie wyłączam komórki. Przyzwyczaiłem się już do telefonów o godz. 1 czy 2 w nocy. To trochę jak lekarz, który zawsze jest lekarzem i nigdy nie ma urlopu – kusi się o porównanie Andrzej Stefaniak, asystent posła Jerzego Wenderlicha, rzecznika SLD. Niegdyś asystentów można było zobaczyć, jak przesiadują i plotkują w sejmowych knajpkach. Teraz w cenie jest pracowitość granicząca niemal z niewolnictwem. Pracownicy biur poselskich tłumaczą to presją konkurencji, której oddech czują na plecach. Jak się nie sprawdzą, będą spaleni, na ich miejsce pojawi się kilkunastu innych. W dodatku za takim pechowcem będzie się ciągnęła łatka lenia i obiboka. A to zmniejsza szansę na wybicie się. Zdarzają się też dramaty miłosne, zawiedzione nadzieje i okrutne zdrady. – Miłostki zachodzą w strukturze poziomej. To znaczy asystent z asystentem. Flirtów z szefami nie ma – objaśnia mi z powagą jeden z asystentów. Sercowe problemy asystentów nie tylko nie obchodzą pracodawców, ale jeszcze irytują. – Zakochany asystent jest mniej wydajny, myśli o niebieskich migdałach i często się myli, a pracownik ze złamanym sercem to już prawdziwe przekleństwo – mówi jeden z posłów. Mimo tak niesprzyjającej atmosfery wśród asystentów doszło do dwóch czy trzech małżeństw. Asystent doskonały jest przede wszystkim dyskretny, lojalny, można mu zaufać, jest pracowity, zawsze dyspozycyjny, nie zdaje głupich pytań, nie usiłuje zdominować

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Kraj