Udar mózgowy

Uczeni odkryli ośrodek w mózgu, który odpowiada za palenie papierosów. Naprawdę zresztą odkrył to pewien pacjent, który doznał wylewu krwi do mózgu, a kiedy go uratowano, poczuł, że nie ma już ochoty na papierosa, chociaż przedtem palił sporo. Komunikaty nie podają, czy ozdrowieniec ten stracił także ochotę na inne przyjemności życia, ponieważ jego porażony przez wylew ośrodek mózgowy był tym, który dostarcza również satysfakcji smakowych, płynących ze spożycia alkoholu oraz z seksu. Medycy jednak są zdania, że będą odtąd w stanie nieodwracalnie zwalczać nałóg nikotynizmu, omijając wysiłek woli i rozumu pacjenta, który po zabiegu obudzi się jako abstynent. Po prostu rzecz załatwi się mechanicznie. Ten sukces medycyny zbiega się z zamiarami Unii Europejskiej, która zamierza solidniej zabrać się do walki z paleniem. Nikt bowiem nie twierdzi, że palenie tytoniu nie jest szkodliwe tak dla samego palącego, jak i dla otoczenia, chociaż tu i ówdzie podnoszą się głosy – nie wiem, na ile potwierdzone przez naukę – że palacze rzadziej zapadają na chorobę Alzheimera. Ogromna jednak większość cywilizowanych społeczeństw wspiera akcje antynikotynowe, poddając się potulnie coraz ostrzejszym restrykcjom, jakie spadają na palaczy. Jest w tym niewątpliwie spory udział świadomego wyrzeczenia, ponieważ codzienna praktyka wskazuje, że pomimo akcji antynikotynowych większość społeczeństw nadal pali. Wystarczy, że na jakimś zgromadzeniu okaże się, że wolno palić albo ktoś pierwszy wyciągnie papierosa, nie napotykając oporu zebranych, a natychmiast na twarzach większości maluje się błogi wyraz ulgi i ludzie wydobywają z kieszeni papierosy, fajki lub cygara. Nie słychać także, aby bankrutowały kioski z papierosami, a ilość gatunków papierosów, cygaretek i tytoni dostępnych na rynku świadczy o tym, że światowy przemysł tabaczny ma się nieźle. Ludzie palą nie dlatego, iż nie wiedzą, że palenie jest szkodliwe – wystarczy przecież czytać straszliwe ostrzeżenia i groźby, widoczne na każdej paczce papierosów – lecz palą, bo taki jest ich świadomy wybór. Jestem oczywiście za tym, aby przeciwnicy palenia tytoniu korzystali ze wszystkich możliwych ułatwień, prowadzili możliwie najszerszą agitację, a osoby niepalące cieszyły się najdalej idącą ochroną we wszystkich miejscach publicznych, korzystając z pomieszczeń nasyconych bezdymnym, mahoniowym powietrzem. Nie ukrywam jednak, że niepokoi mnie trochę radość medyków i farmaceutów, którzy obiecują sobie, że nowe odkrycie neurologii pozwoli im teraz niechybnie trafiać (jak? lekami? prądem elektrycznym?) w ośrodki mózgowe, sygnalizujące przyjemność z palenia i że – teoretycznie przynajmniej – będą to mogli uczynić wobec każdego pacjenta, który wpadnie w ich ręce. Przypomina mi to czarne wizje science fiction, według których społeczeństwa przyszłości sterowane będą bodźcami neurologicznymi, wywołującymi entuzjazm, radość, nienawiść lub wściekłość z pominięciem argumentów racjonalnych i wolnego wyboru. Uważam po prostu, że ludzkie wybory powinny się jednak dokonywać nie na skutek naciśnięcia guzika, a także nie pod presją coraz surowszych kar i szykan, stosowanych wobec palaczy, lecz w sposób świadomy i rozumny. I w tym miejscu od nieco może niepoprawnych politycznie rozważań na temat palenia tytoniu wchodzimy na teren sporu o metody debaty społecznej. Coraz więcej osób, z którymi się spotykam, w ten lub inny sposób daje do zrozumienia, że czuje się w naszym kraju coraz gorzej. Mniej pewnie, mniej bezpiecznie, mniej przyjemnie. Dotyczy to nie tylko ludzi zaangażowanych, sympatyzujących tak lub inaczej z opozycją. Z ogromnym zdziwieniem przeczytałem na przykład duży artykuł w „Newsweeku”, którego autor, nieznany mi pan Aleksander Kaczorowski, pisze otwarcie, że styl rządów Jarosława Kaczyńskiego jest dlań kopią stylu Władimira Putina, ponieważ obu charakteryzuje „instrumentalne traktowanie prawa, autorytarny styl, lekceważenie woli wyborców, gra na nacjonalistycznej strunie”. Z tą oczywiście różnicą, że Putin, uprawiając ten styl, ma na jego poparcie naftę, gaz i bombę nuklearną, których Kaczyńskiemu brakuje. I Putin cieszy się dzięki swemu postępowaniu poparciem 80% Rosjan, podczas gdy, zdaniem Kaczorowskiego, gesty Kaczyńskiego „budzą niepokój nawet wśród jego zwolenników”. A wszystko to drukuje polski „Newsweek”, który jest pismem należącym do Axela Springera, a więc do koncernu, który wydaje także „Dziennik”, główną podporę prasową rządu Kaczyńskich i z którym Kaczyńscy, przełamując swoje antyniemieckie nastawienie, są w sojuszu! Skąd to się bierze? Otóż bierze się właśnie z wprowadzonego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2007, 2007

Kategorie: Felietony