Jak Ukraińcy robią interesy w Polsce

Jak Ukraińcy robią interesy w Polsce

Firtasz, Hereha, Kosiuk i inni przejmują firmy i inwestują. A to dopiero początek

Wywołana przez Rosję wojna sprawiła, że do Polski przyjechało kilka milionów obywateli Ukrainy. Część opuściła nasz kraj, lecz 2-3 mln osób zostało i zaczęło urządzać się na dłużej.

W grudniu 2022 r. Polski Instytut Ekonomiczny podał, że w pierwszych trzech kwartałach obywatele Ukrainy założyli w naszym kraju 10 207 firm. Tylko we wrześniu ub.r. zarejestrowali 2273 podmioty. Większość to jednoosobowe działalności gospodarcze. Szacuje się, że do dziś liczba podmiotów należących do Ukraińców przekroczyła 25 tys. i stale rośnie. Do końca tego roku będzie ich ponad 30 tys. Niemal 60% zostało założonych przez mężczyzn, co zaskakuje ze względu na obowiązujące w Ukrainie przepisy mobilizacyjne, zabraniające osobom w wieku poborowym wyjazdu z kraju. Wśród ponad 40% firm założonych przez kobiety dominują te z branży usług kosmetycznych i fryzjerskich.

Obok zwykłych Ukraińców interesy zakładają też nad Wisłą oligarchowie, którzy dostrzegli potencjał państwa będącego członkiem Unii Europejskiej i NATO.

Firtasz, Taruta i inni

W wyższych kręgach towarzysko-biznesowych stolicy sensacją ostatnich tygodni stała się wiadomość, że należąca niegdyś do Aleksandra Gudzowatego kamienica przy alei Jana Chrystiana Szucha 9 została kupiona przez Grupę DF Dmytra Firtasza, jednego z najbogatszych ukraińskich oligarchów, nazywanego „gazowym carem”, który chce rozwijać swoje interesy nad Wisłą.

Człowiek ten jest u nas świetnie znany. W 2004 r. wspólnie z Gazpromem założył zarejestrowaną w Szwajcarii spółkę RosUkrEnergo zajmującą się tranzytem gazu do Ukrainy i Unii Europejskiej. Dwa lata później ta firma podpisała umowę na dostawy błękitnego paliwa ze spółką Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, które de facto było, jest i będzie monopolistą w hurtowym obrocie gazem na terenie naszego kraju.

W roku 2010 portal WikiLeaks ujawnił korespondencję pracujących w Rosji amerykańskich dyplomatów z ówczesnym szefem FBI Robertem Muellerem. Wymiana informacji miała miejsce przed wizytą Muellera w Moskwie w kwietniu 2008 r. Z opublikowanych treści wynikało, że jeden z liderów rosyjskiej mafii, Siergiej Sznajder, lepiej znany jako Siemion Mogilewicz, został oddelegowany przez rosyjskie służby specjalne do Gazpromu, by kontrolował obrót gazem, którym zajmowała się spółka RosUkrEnergo.

Była to dziwaczna kombinacja, gdyż pochodzący z Kijowa Mogilewicz, posiadacz pięciu paszportów i tyluż obywatelstw, był wówczas poszukiwany przez FBI za rzekomy udział w wyłudzeniu od tysięcy inwestorów ponad 150 mln dol. poprzez sprzedaż akcji zarejestrowanej w Kanadzie spółki, której główna siedziba mieściła się w miasteczku Newton w Pensylwanii. Rząd Stanów Zjednoczonych oferował nagrodę w wysokości do 5 mln dol. za informacje prowadzące do aresztowania lub skazania owego osobnika. I ta oferta jest aktualna. Ktoś taki w charakterze wysokiej rangi urzędnika Gazpromu to niedorzeczność.

Dmytro Firtasz uchodził zaś wtedy za szacownego ukraińskiego biznesmena mającego wzorowe relacje z Kremlem i rosyjskimi oligarchami. Natychmiast zaprzeczył jakimkolwiek związkom z Mogilewiczem i gotów był kontynuować lukratywny biznes, lecz kierownictwo Gazpromu z prezesem Aleksiejem Millerem na czele podziękowało mu za trud. Także PGNiG zakończyło współpracę z Firtaszem, woląc bezpośrednio negocjować ceny i dostawy gazu z Rosjanami.

Za to Amerykanie o ukraińskim oligarsze nie zapomnieli. W marcu 2014 r. Firtasz został, na wniosek Stanów Zjednoczonych, zatrzymany w Wiedniu przez tamtejszą policję. Władze austriackie podały, że Departament Sprawiedliwości zarzuca mu korupcję, utworzenie organizacji przestępczej oraz, rzecz jasna, pranie brudnych pieniędzy. Okazało się, że od roku 2006 FBI prowadzi przeciw niemu śledztwo, jak to początkowo określano, „w związku z projektem inwestycyjnym w Indiach”.

Amerykanie zarzucali Firtaszowi wręczenie 18,5 mln dol. łapówki przedstawicielom władz indyjskich w zamian za przyznanie jego firmie prawa do eksploatacji złóż tytanu. Jankesi takie działania uznają za poważne przestępstwo i ścigają ich sprawców z całą surowością. Austriacki sąd zdecydował, że Firtasz trafi do aresztu domowego. Gwarancją, że nie ucieknie, było poręczenie majątkowe w wysokości 125 mln euro. Oligarcha urządził się, wynajmując całe piętro luksusowego wiedeńskiego hotelu Ritz-Carlton. Po roku austriaccy sędziowie uznali, że nie ma podstaw do ekstradycji Firtasza do Stanów Zjednoczonych.

Nie był to koniec jego kłopotów, gdyż do akcji wkroczyła hiszpańska prokuratura, domagając się wydania oligarchy w związku z podejrzeniem prania brudnych pieniędzy.

Problemy Firtasza z prawem to jedno, a prowadzenie biznesu to zupełnie inna historia. Jeśli wierzyć mediom, kluczową postacią w Grupie DF jest Brytyjczyk Robert Shetler-Jones, który karierę biznesową rozpoczął w roku 1991 w Kijowie, zakładając firmę konsultingową BPI.

Dzisiaj w skład Grupy DF wchodzą spółki zajmujące się produkcją i dystrybucją nawozów sztucznych oraz tytanu, handlem gazem, logistyką, uprawą ziemi i mediami. Jakie interesy ma ona zamiar rozwijać w Polsce? W grę może wchodzić handel gazem LNG sprowadzanym ze Stanów Zjednoczonych i sprzedawanym Ukrainie. Dowiedziałem się, że możliwe jest też ulokowanie w naszym kraju produkcji tytanu. Każdy pomysł, na którym będzie można zarobić, z pewnością zainteresuje oligarchę i jego ludzi.

Rzecz w tym, że dotychczasowe doświadczenia z inwestycjami ukraińskich miliarderów w Polsce nie są najlepsze. Mało kto już pamięta, że jednym z ostatnich właścicieli Stoczni Gdańskiej był ukraiński oligarcha Siergiej Taruta – założyciel korporacji Przemysłowy Związek Donbasu (Industrialnyj Sojuz Donbasa). ISD był jednym z największych ukraińskich holdingów w branży energetycznej i hutniczej.

W listopadzie 2007 r. „kolebkę Solidarności” sprzedano przez przejęcie akcji i podwyższenie kapitału spółce ISD Polska. Miało być pięknie, gdyż poza dawnym miejscem pracy Lecha Wałęsy i Anny Walentynowicz Taruta nabył jeszcze Hutę Częstochowa.

Pomysł był prosty. Z ukraińskich stopów żelaza w Hucie Częstochowa miały być produkowane blachy, z których w Stoczni Gdańskiej produkowano by statki. Kilka lat później Siergiej Taruta zapewniał, że od 2005 r. wraz z partnerami biznesowymi zainwestował w Polsce 4 mld zł: 500 mln zł w „kolebkę”, a 3,5 mld w hutę.

Szkoda, że finał był smutny. Ukraińcom interesy nie szły dobrze. W roku 2013 Taruta prosił polski rząd o dofinansowanie w kwocie 180 mln zł, by „ustabilizować sytuację stoczni”. Ówczesny minister skarbu Włodzimierz Karpiński – dziś przebywający w areszcie w związku z zarzutem przyjęcia korzyści majątkowej, do czego się nie przyznał – odmówił oligarsze. I „kolebka Solidarności” poszła na dno.

2 listopada 2019 r. zarząd spółki ISD Polska złożył w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości Huty Częstochowa. I taki był finał ukraińskiej przygody. W hucie pojawił się syndyk, który wydzierżawił ją spółce Sunningwell International Polska, by ostatecznie sprzedać ją za 190 mln zł spółce Corween Investments należącej do brytyjskiego koncernu Liberty Steel Group.

Dziś poza Jurijem Kosiukiem, nazywanym „królem kurczaka”, właścicielem i prezesem zarządu koncernu Myroniwski Chliboprodukt, który szukał możliwości nabycia w Polsce zakładów przerabiających drób, zainteresowanie naszym rynkiem zadeklarowała spółka Epicentr K, założona przez małżeństwo Ołeksandra i Hałynę Herehów, których majątek szacowany jest na ponad 1,4 mld dol.

Ołeksandr Hereha był i jest deputowanym do Rady Najwyższej Ukrainy, a jego żona Hałyna w przeszłości pełniła obowiązki mera Kijowa. Na początku tego roku ich spółka ogłosiła, że gotowa jest zainwestować w sieć sklepów z odzieżą i sprzętem sportowym Intersport Polska. 19 kwietnia br. dobito targu. Polska firma opublikowała komunikat, że Epicentr K z siedzibą w Kijowie oraz jej partner biznesowy Paravita Holding Limited z siedzibą w Nikozji na mocy zawartej umowy zainwestują w Intersport Polska 10 mln euro.

To jest dopiero początek większych ukraińskich inwestycji. Od września 2022 r. bardzo szybko rośnie zainteresowanie Polską ze strony ukraińskich oligarchów. Jest więcej niż pewne, że także inni bogacze z Kijowa pojawią się nad Wisłą. Zwłaszcza że nasz kraj oferuje im znacznie lepsze warunki prowadzenia biznesu niż Ukraina. I najważniejsze – w Polsce na stałe mieszka 2-3 mln ich rodaków. To potencjalni pracownicy i klienci.

Mały znaczy jary

Także średni i drobny ukraiński biznes ma się nad Wisłą coraz lepiej. Ukraińcy pod tym względem przypominają Polaków, którzy na początku lat 90. odkryli uroki działalności gospodarczej na swój rachunek. A co podoba się naszym sąsiadom?

Zauważyli, że w Polsce ceni się wartość czasu pracy, która jest znacznie wyższa niż w Ukrainie. Pensje wypłacane są regularnie, a ośmiogodzinny dzień pracy jest w miarę przestrzegany. U naszych wschodnich sąsiadów pracownicy często wychodzą do domu po 10-12 godzinach. I nie ma mowy o dodatkowym wynagrodzeniu. A stosunek szefów do podwładnych często przypomina relacje między panem a pańszczyźnianym chłopem.

Ci Ukraińcy, którzy zdecydowali się rozpocząć działalność gospodarczą, odkryli, że łatwiej jest w Polsce uzyskać kredyt, a w urzędach, choć dla nas brzmi to dziwnie, są traktowani znacznie lepiej niż u siebie w ojczyźnie. Jest również coraz więcej przykładów sukcesu firm prowadzonych przez naszych sąsiadów.

Dynamicznie rozwija się sieć sklepów pod nazwą Best Market. Należą one do krakowskiej spółki Snacks and Dried Fish założonej przez braci Serhija i Romana Kolesnyków. Oferuje ona m.in. słodycze produkowane przez firmę Roshen należącą do byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki oraz pełny wybór ukraińskich towarów.

Wołodymyr Petrenko, właściciel stacji paliw UPG w Ukrainie, w ubiegłym roku nabył udziały w terminalach paliwowych w Szczecinie i Świnoujściu, kupuje cysterny kolejowe, jest udziałowcem spółki, do której należy terminal paliw Łętownia na Podkarpaciu. A ostatnio nabył spółkę Railtrans Logistics zajmującą się transportem samochodowym i kolejowym. I zapewne to nie koniec inwestycji.

Ukraińców wyróżnia odwaga w podejmowaniu decyzji biznesowych. W ich ocenie europejscy przedsiębiorcy wyżej cenią spokój w prowadzeniu interesów, dlatego stronią od podejmowania ryzyka.

Firmy założone przez Ukraińców chętniej zatrudniają rodaków, choć ich właściciele już wiedzą, że polska księgowa czy nasz prawnik to konieczność. Znajomość języka ukraińskiego nie jest wymagana.

Tylko patrzeć, jak pojawią się w Polsce prywatne ukraińskie szkoły i przedszkola. Otwartą kwestią jest podjęcie pracy przez ukraińskich lekarzy, naukowców, prawników, informatyków, inżynierów, osoby o wysokich kwalifikacjach zawodowych. Wiadomo, że z czasem i te sprawy zostaną uregulowane.

Wielką zaletą Polski w oczach Ukraińców jest to, że nie ma u nas zjawiska rekietu, czyli wymuszania na przedsiębiorcach „opłat” za tzw. ochronę przez zorganizowane grupy przestępcze oraz urzędników i policjantów. Choć nie brakuje obaw, że wkrótce pojawią się osobnicy o egzotycznych pseudonimach, takich jak „Klassik Obołonski”, „Lera Sumskoj”, „Wowa Bakinskij” czy „Mołdawan”. Policja będzie miała z nimi problem. Trafiłem na informację, że w połowie kwietnia br. stołeczni funkcjonariusze znaleźli w centrum Warszawy SUV-a na ukraińskich numerach, w którym odkryli cały arsenał: broń gładkolufową, amunicję, kilka pełnych magazynków do AK, kamizelki kuloodporne z napisem „Policja” itp. Zatrzymano właściciela, który nie był ani notowany, ani poszukiwany.

Jeśli podobne incydenty będą się powtarzały, sympatia dla mieszkających wśród nas Ukraińców szybko minie. Pojawią się strach i nieufność. Z obu stron.

Nie wiemy też, jak będą się zachowywali ukraińscy miliarderzy, którzy zdecydują się inwestować w Polsce. W rankingach korupcji Ukraina od lat ściga się z Rosją. Jeśli bulwersują nas przykłady rodzimych łapowników, to są one niczym wobec tego, co się działo i podobno nadal dzieje w Ukrainie. Gdy ukraiński oligarcha płaci, to oczekuje rezultatów. I zainteresowani wiedzą, że lepiej, by one były. Z czymś podobnym w Polsce ani urzędnicy, ani tzw. lobbyści jeszcze się nie zetknęli. Jeśli kijowskie standardy przyjęłyby się nad Wisłą, nasz kraj zmieniłby się nieodwołalnie. A tego z pewnością byśmy nie chcieli.

Wydanie: 18/2023, 2023

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 14 marca, 2024, 23:19

    Artykuł oparty jest na tym co było i jak robili ci biznesmeni w naszym kraju ale w przeszlości. Wtedy nie było wojny. Obecnie sytuacja jest calkiem inna, za naszą wschodnią granicą wojna na Ukrainie i wątpie żeby Firtasz chciał robić coś innego niż pomóc swoim na Ukrainie. USA, Polska i sama Ukraina by na tym tylko zyskały

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy