Beaujolais nouveau jest cudem marketingu. Napój, sprzedawany z bani woźnicom jako popitka do śniadania, stał się najpopularniejszym winem francuskim Korespondencja z Paryża Producenci beaujolais mają poczucie humoru: „Nasze wino jest cudem gastronomicznym. Dopiero zrobione, a już wypite i wysikane”. „Beaujolais? To najlepsze wino, jakie człowiek potrafi zrobić w trzy tygodnie”, dorzuca właściciel modnego przybytku Bachusa koło paryskiej Bastylii. Jean Troisgros, jeden z najbardziej znanych szefów francuskiej kuchni, mówi to, co myśli większość gastronomów: „Chwalić beaujolais można wyłącznie w stanie alkoholowego upojenia”. Fenomen beaujolais nouveau jest cudem marketingu. Tylko współczesny bożek manipulacji gustami konsumpcyjnymi mógł przekształcić przedwojenne winko, sprzedawane z bani woźnicom i tragarzom jako popitka do wieprzowej kiełbasy jedzonej na śniadanie, w najpopularniejsze na świecie wino francuskie, symbol radości życia, przyjaźni i celebracji francuskiego way of life. Sukces wiąże się z powtarzaniem uświęconego rytuału – każdego roku w trzeci czwartek listopada, punktualnie o północy w barach, restauracjach i sklepach całego świata pojawiają się upragnione butelki beaujolais nouveau, zaopatrzone za każdym razem w nową, zaprojektowaną przez artystę etykietkę. Kto żyw i na fali, biegnie wówczas do najbliższego baru lub knajpy, aby dokonać oczekiwanej przez okrągły rok degustacji. Japończycy, Amerykanie, Kanadyjczycy, kraje Europy z Niemcami na czele (3 mln butelek), Holandia (1,3 mln) i Polska, która z liczbą 250 tys. sprowadzanych butelek zajmuje w europejskim rankingu zaszczytne szóste miejsce, a ostatnio również Chińczycy – grono światowych amatorów tego młodziutkiego, lekkiego i łatwego do zidentyfikowania napoju powiększa się bezustannie. 55 mln butelek rocznie, z czego połowa na eksport, a jedna czwarta sprzedawana dwa miesiące po winobraniu, powierzchnia winnic podwojona w ciągu ostatnich 20 lat i sięgająca 900 ha, wydajność podwyższona z 38 do 58 hektolitrów na hektar i bezustanny wzrost cen beaujolais nouveau to oznaki sukcesu regionu Beaujolais (położonego między Mâcon a Lyonem), przekształconego we francuską lokomotywę rozwoju winiarstwa. Przed wojną producenci beaujolais oddawali wino za chleb, dzisiaj, zrzeszeni w kilkudziesięciu kooperatywach, prowadzą politykę rozwoju godną koncernów amerykańskich. Bracia Obżartuchy w akcji Tradycja młodego wina przewożonego do Lyonu i Paryża barkami, w beczkach perforowanych tak, aby wino mogło dalej fermentować w spokoju, sięga stuleci. Tradycyjne było również święto młodego wina, będące okazją do wielkiego obżarstwa, na którym królowały wyroby z wieprzowiny, z andouille (kiełbasą z podrobów) na czele. W roku 1950, kiedy zmiana przepisów pozwoliła na sprzedaż wina w dowolnym momencie, kooperatywy Beaujolais ruszyły do ataku, ujednolicając jakość i rozmiar produkcji. Zainteresowanie przejawili najpierw kupcy z wielkich domów handlowych Burgundii: „Nasze burgundy stawały się za drogie, potrzebowaliśmy dobrego produktu o stosunkowo niskiej cenie, aby skompletować przedstawianą klientom ofertę i zabezpieczyć nasze zaplecze finansowe”, tłumaczy jeden z nich, monsieur Piat. Wino spodobało się natychmiast właścicielom barów i restauracji ze względu na przystępną cenę, łatwość wyboru i konsumpcji. Do akcji promocyjnej włączyły się również supermarkety, umożliwiając szybkie upłynnienie „jednorocznego” napoju. Sukcesu dopełniła aktywna współpraca mediów prześcigających się – w zamian za podsyłane regularnie skrzynki z winem – w wytwarzaniu klimatu wyczekiwania na beaujolais nouveau. Zapraszani na rozmowy producenci, w nieodłącznych beretach na głowie, zapewniają już od września, że „w tym sezonie wino będzie naprawdę wyjątkowe”, i zapraszają w odwiedziny. Producenci beaujolais przyjaźnią się z każdym, kto odwiedza ich region, i jeżeli nie obdarowują winem, to zapraszają do jednej z 35 wielkich piwnic, proponujących degustację od rana do wieczora, w każdy dzień roku. Ponad 6 mln „pielgrzymów” odwiedza rocznie te „świątynie dobrego smaku”, zamieniające się na kilka dni listopada w sale koncertowe, wystawowe czy też bufety podające lokalne specjalności. Ważnym elementem lokalnego folkloru są bractwa zajmujące się promocją wina i lokalnej kuchni, organizacją zabaw, bankietów i degustacji. Sympatyczna, związana z gastronomią nazwa – np. Bracia Obżartuchy czy Siostry Tarandouille (od lokalnej specjalności) – kolorowe kostiumy nawiązujące do lokalnej historii i manifesty przyrzekające „strzec i bronić regionalnej sztuki dobrego jedzenia i picia” to charakterystyka tych bardzo
Tagi:
Grażyna Arata