Uzdrowiciele czy szarlatani?

Na Zachodzie bioenergoterapeuci współpracują z lekarzami,u nas traktowani są wciąż nieufnie. Ludzie chorzy chętnie szukają u nich pomocy W szpitalach i klinikach, np. w Niemczech i Wielkiej Brytanii, lekarze współpracują z tzw. uzdrawiaczami. Światowa Organizacja Zdrowia już w roku 1976 opracowała program podwyższenia rangi medycyny tradycyjnej i udzieliła oficjalnego prawa praktyki lekarskiej niektórym szamanom i czarownikom afrykańskim, nie wnikając w ich metody leczenia, lecz oceniając pozytywne efekty. W 1982 roku na wielu wyższych uczelniach medycznych na świecie do programu studiów włączono takie specjalności, jak: akupunktura, homeopatia, irydologia itp. I w Polsce, choć bardzo powoli i z ogromnymi oporami, zaczyna się coś zmieniać. Nie aż do tego stopnia, by medycyna alternatywna pojawiła się jako dodatkowy kierunek, czy choćby przedmiot w programie studiów medycznych, ale coraz częściej lekarze albo sami robią dodatkową specjalizację np. z homeopatii, ziołolecznictwa, akupunktury czy refleksoterapii, albo współpracują ściśle z fachowcami ze sfery lecznictwa niekonwencjonalnego. Bioenergoterapia To leczenie bioenergią wyzwalaną podczas kontaktu bioenergoterapeuty z pacjentem. Dawniejsze jej nazwy to: mesmeryzm, magnetyzm, pranoterapia. Podstawową sprawą jest tu energia, którą posiada i wyzwala z siebie bioenergoterapeuta, by przy jej pomocy uzdrowić chorego. Od lat wzbudza to podejrzenia, bo niby dlaczego jeden człowiek ją ma, a inny nie? Jak to stwierdzić w sposób namacalny? Jaką energią posługuje się uzdrowiciel, w jaki sposób jest ona przekazywana i jak działa? Istnieje wiele objaśnień tej kwestii, od czysto naukowych, w których fizyka sięga do swoich ustalonych już praw lub hipotez, po zupełnie mistyczne i okultystyczne. Dziś nie jest już ta sprawa tak ciemna i niejasna, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu, bo istnieje szereg metod bezpośrednich i pośrednich pozwalających rejestrować oddziaływania bioenergetyczne. I tak np. próba dynamometru wykazuje wzrost siły u pacjenta po zabiegu bioenergoterapeutycznym. Wykonany podczas zabiegu elektroencefalogram (EEG) wykazuje istotne zmiany w obrazie fal mózgowych. Zdjęcia wykonane metodą Kirliana pokazują istotne różnice potencjału pomiędzy bioenergoterapeutą a pacjentem oraz osobami, które nie posiadają takich zdolności. Podobne różnice wykazują badania z użyciem woltomierza. Zdjęcie fotograficzne Kirliana uwiecznia promieniowanie wydzielane przez wszystkie żywe obiekty, poddane stymulacji prądem zmiennym o wysokiej częstotliwości. Istotne z punktu widzenia medycznego jest to, że szczegółowa analiza zdjęcia dynamicznego, rejestrującego fenomen promieniowania w ruchu, pozwala na ocenę stanu zdrowia fotografowanego ustroju, wskazanie chorych miejsc i określenie charakteru schorzenia. I tak zdjęcie Kirliana potwierdziło w pełni istnienie akupunktów i pozwoliło na ich dokładne zlokalizowanie (wykorzystuje to m.in. akupunktura i akupresura). Pod względem fizycznym promieniowanie to określa się jako biopole lub bioplazmę albo też plazmę utworzoną ze zjonizowanych cząstek lub wzbudzonych elektronów i protonów. Szkodliwe mity Z bioenergoterapią związanych jest wiele mitów, co dodatkowo wzbudza niechęć lekarzy akademickich. Mit pierwszy, dość zakorzeniony w świadomości wielu chorych: bioterapia może wszystko. Byłoby wspaniale, gdyby tak było, ale i bioenergoterapeuta może choremu pomóc tylko na tyle, na ile jest to w jego przypadku możliwe. Zdarza się, że tam, gdzie medycyna oficjalna nie ma już niczego do zaoferowania, bioterapia jest w stanie jeszcze niekiedy zadziałać objawowo. Wiele chorób w stanie już bardzo zaawansowanym bioterapii się nie poddaje. Drugi mit, często jeszcze pokutujący w środowisku medycznym: bioterapia jest szkodliwa. Nie ma na to dowodów. Owszem, można mówić tu nie o szkodliwości bioterapii jako metody, lecz nieuczciwych bioenergoterapeutów, którzy zalecają choremu zaprzestanie leczenia tradycyjnego, kontrolowania stanu zdrowia przez lekarza, czy zbyt wiele obiecują. Mit trzeci to przekonanie sceptyków, że cała sprawa polega jedynie na poprawie psychicznego samopoczucia chorego, że to tylko sugestia połączona z autosugestią chorego. Oczywiście, to także ma istotne znaczenie w procesie leczenia, ale nie można całej paramedycyny sprowadzać do tego rodzaju spraw, bo wiele przypadków konkretnych wyleczeń się nie potwierdza. Stefan Abramowski, znany warszawski bioenergoterapeuta, opisuje m.in. przypadek kobiety, u której stwierdzono zapalenie jajnika. “Stosowanie antybiotyków nie przyniosło ulgi. Kobieta trafiła do mnie z całą dokumentacją choroby i leczenia. W kilka minut po naszym pierwszym “seansie” utraciła sporo krwi pomieszanej z ropą, co przyniosło szybką i zdecydowaną poprawę. Po pewnym czasie zgłosiła się do lekarza, wykonano niezbędne badania i nie stwierdzono stanu zapalnego jajnika. Wiele można mówić o sugestii i autosugestii, ale nie jest możliwe udowodnienie, że pacjentka wmówiła sobie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 39/2000

Kategorie: Przegląd poleca