W SPD będzie trzęsienie ziemi – rozmowa z Gregorem Gysim

W SPD będzie trzęsienie ziemi – rozmowa z Gregorem Gysim

Kilka miesięcy temu twierdził pan, że po wyborach prezydenckich i parlamentarnych sytuacja na Ukrainie będzie przejrzystsza. Tymczasem nadal giną ludzie, a samozwańcze republiki w Doniecku i Ługańsku przeprowadziły własne wybory. Sytuacja na Ukrainie nigdy nie była mniej przejrzysta.

– Wydaje mi się, że kijowska scena polityczna jest jeszcze w rozsypce. Poroszenko wygląda na człowieka ugodowego, który do pewnego stopnia potrafiłby się porozumieć z Putinem. W konflikcie gazowym już to zresztą zrobił, niedługo Rosjanie wznowią dostawy. Natomiast premier Arsenij Jaceniuk temu przeciwdziała. Kto okaże się skuteczniejszy? Nie wiem. Tak czy inaczej Ukraina w dalszym ciągu będzie się zbliżać do UE, przy czym nie powinna zostać członkiem NATO. Donieck i Ługańsk pozostaną zaś integralną częścią jej terytorium, tylko z większą autonomią. Wątpię bowiem, by Putin – przy wszystkich swoich patetycznych wywodach o Noworosji – faktycznie aż tak pragnął przyłączyć wschodnią Ukrainę do Federacji Rosyjskiej.

Dlaczego pan w to wątpi?

– Utrzymanie wschodniej Ukrainy byłoby dla Moskwy zbyt kosztowne. Ten krok ożywiłby poza tym nieobliczalne ruchy separatystyczne w sąsiednich krajach, zwłaszcza w miastach zdominowanych przez Rosjan. Putin otworzyłby w ten sposób puszkę Pandory, a on nie lubi pożarów, których nie potrafi opanować, już abstrahując od tego, że konflikt na Ukrainie i tak uruchomił niepokojące mechanizmy. Duch separatyzmu rozprzestrzenia się w Europie niczym ogień trawiący suche stepy. Kiedyś struktury były bardziej przejrzyste, a separatyści pozbawieni środków.

Świat podzielony żelazną kurtyną był lepszy?

– Z wieloma rzeczami można było się nie zgadzać, lecz podziały były jasne. USA i ZSRR miały swoje strefy wpływu i nie dawały sobie w kaszę dmuchać, z kolei kraje Trzeciego Świata podczepiały się pod mocarstwo, od którego dostawały najwięcej, ale przyzna pan, że był porządek. Przed 1989 r. Osama bin Laden byłby pod czujnym okiem amerykańskiego lub radzieckiego wywiadu, a gdyby wymknął się spod kontroli, prawdopodobnie miałby wypadek. Dziś trapiący nas islamscy terroryści to niezależne jednostki, które robią, co zechcą. Nawet Obama nie ma skutecznych narzędzi, by trzymać ich w szachu. Największą słabością prezydenta USA jest jego bezsilność wobec terrorystów.

Podkreślił pan pilność problemu walki z terroryzmem. Bundestag uchwalił rezolucję pozwalającą na wysłanie broni do Iraku, która nie przeszłaby bez zgody opozycji. Die Linke zawsze kreowała się na partię pacyfistyczną. Czy to nie wolta o 180 stopni?

– To prawda, właściwie jesteśmy przeciwko dozbrajaniu kogokolwiek. W tym wypadku jednak obawiam się, że nie poskromimy dżihadystów samym listem protestacyjnym. Niemcy już wcześniej nic sobie nie robiły z przepisów, wysyłając broń do regionów kryzysowych. Przypomnijmy, że jeszcze nie tak dawno eksport sprzętu bojowego był u nas zakazany, mimo to Arabia Saudyjska wkroczyła z niemiecką bronią do kraju ościennego. W przypadku Kurdystanu sytuacja jest zupełnie inna.

Wyposażeni w niemiecką broń Kurdowie są jednocześnie solą w oku prezydenta Erdoğana. Kurdyjska partia PKK uchodzi w Turcji za formację terrorystyczną.

– Nie tylko tam, ale Peszmergowie i PKK jako jedyni mogą się przeciwstawić terrorystom Państwa Islamskiego i ocalić uciekających przed nimi Jazydów. Kurdyjscy bojownicy nie są aniołkami, choć nie sądzę, by posunęli się do ludobójstwa, a ISIS owszem. Przy dostawie broni oczywiście wzięliśmy pod uwagę pewne ryzyko destabilizacji stosunków turecko-kurdyjskich. Gdyby Kurdowie mieli własne państwo, nie byłoby tego problemu. Izrael uzyskał międzynarodowe wsparcie dopiero wtedy, gdy został suwerennym państwem. Trzeba jednak przyznać, że sami jesteśmy winni, a szczególnie USA. Do każdej amerykańskiej interwencji podchodzę sceptycznie. Gdyby nie rozpętana w 2003 r. przez Stany Zjednoczone wojna w Iraku, dziś nie mielibyśmy kłopotu z ekspansją ISIS. Trzeba wreszcie zadać sobie pytanie, czy USA nie wykorzystują konfliktu w Kurdystanie do legitymizowania przyszłych ataków w innych regionach. Jeżeli zaś chodzi o Erdoğana, to muszę przyznać, że Zachód za mało korzysta ze środków dyplomatycznych. Musimy rozpocząć skuteczne rozmowy i zapytać, dlaczego właściwie prezydent Turcji pozwala terrorystom Państwa Islamskiego przebywać na terenie swojego kraju. Ma najwyraźniej alergię na Asada, i to w takim stopniu, że toleruje u siebie wylęgarnię terrorystów i zbrodniarzy. Musimy coś z tym zrobić, należałoby też się zastanowić nad wycofaniem rakiet Bundeswehry z pogranicza turecko-syryjskiego.

Na koniec pytanie, kiedy ziści się marzenie o udziale Lewicy w rządzie federalnym. Jako opozycjonista od 25 lat punktuje pan pomyłki kolejnych rządów.

– To może nastąpić szybciej, niż pan myśli. Uważam, że wielka koalicja w obecnym kształcie nie dotrwa do końca kadencji. Dajemy jej jeszcze rok, maksymalnie dwa lata.

I co?

– W SPD dojdzie do pokoleniowego trzęsienia ziemi, a wtedy…

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2014, 49/2014

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy