Fragmenty tekstu zamieszczonego w „Tygodniku Powszechnym” (22 czerwca 2008) (…)Dla Andrzeja Walickiego rewolucja marksistowsko-komunistyczna była zawaleniem się jego dotychczasowego świata, a nie obietnicą odrodzenia ludzkości. Wychował się w środowisku wyższej warstwy inteligenckiej, bardzo patriotycznej i liberalnej, w jakimś stopniu lewicującej i jednocześnie z wyobraźnią mocno naznaczoną symboliką i tradycją szlachecką. Gdyby Walicki poddał się determinizmowi swojej biografii, jak to dziś wielu czyni, to znalazłby się w obozie IV RP, a tymczasem on nawet do III odczuwa dystans i jest rozczarowany. Filary symboliczne postsolidarnościowej Rzeczypospolitej – Katyń, Powstanie Warszawskie – były zdarzeniami, które dotknęły jego rodzinę, a powojenny stalinowski terror także jego samego. Ojciec, wybitny historyk sztuki Michał Walicki, zastępca szefa wywiadu AK, przeszedł przez więzienia UB. W ówczesnych warunkach „wina” przechodziła na najbliższą rodzinę i Andrzej, jako syn wroga nowej władzy, był z tego powodu podejrzany i dyskryminowany. Także z powodu swoich przekonań sentymentalnie patriotycznych nie mógł bez konfliktu sumienia przystosować się do groźnego ducha czasu. W marksizmie nie widział tych rzekomo nowatorskich i głębokich treści, do zrozumienia których inteligencja polska nie była według Miłosza wystarczająco zdolna. Walicki, który w młodym wieku zdobył nieprzeciętne wykształcenie filozoficzne, widział prymitywizm teoretyczny upowszechnianego marksizmu, a jednocześnie silnie przeżywał udrękę, jaką była dla niego presja na uwewnętrznienie dogmatów, polityczny i psychiczny nacisk indoktrynacyjny. Zniewolenie umysłowe przeżywał jako większe nieszczęście niżeli ograniczenia polityczne. To doświadczenie z czasów stalinowskich trzeba tu było odnotować, ponieważ wpłynęło ono na jego filozofię i odsłoniło mu stosunkowo rzadko opisywany wymiar tyranii. Wyznawcy „nowej wiary”, entuzjaści komunizmu (należeli do nich ludzie o do dziś głośnych nazwiskach) przeszli przez okres stalinizmu – jedni jak gdyby w malignie, drudzy w upojeniu ideowym – i nie przeżyli jasno rzeczywistości tego okresu. Skutek był taki, że nie wiedzieli, czy zachodzące później procesy przynoszą pogorszenie, czy poprawę, i zaostrzali krytykę ustroju realnego socjalizmu w miarę, jak stosunki się liberalizowały, zaś po upadku systemu potępienie PRL przez ich polityczne potomstwo wzmagało się z roku na rok, by apogeum antykomunizmu osiągnąć około roku 2005. To wyjaśnia, dlaczego Walicki znajduje się w przez siebie wybranej sytuacji outsidera w stosunku do większości inteligencji, a zwłaszcza antykomunistycznych wykształciuchów. (…) *** (…) Problematyka narodu należy do głównych tematów filozofii społecznej Walickiego. W środowisku marksistów był z tego powodu podejrzewany o skłonności nacjonalistyczne. Teraz o sobie pisze: „Dziwne to może (zważywszy na moje sympatie do idei narodu), ale wspólnym mianownikiem wszystkiego, co odrażające w III RP, jest dla mnie nacjonalizm”. Podkreśla, że ten nacjonalizm kieruje wrogość nie tylko przeciw obcym, lecz praktycznie przede wszystkim przeciw samym Polakom, jeżeli wyłamują się z dzisiejszego konformizmu. Nie ma więc potrzeby szukać antypolonizmu wśród takich czy innych obcych, bo jest on wystarczająco widoczny w użytku, jaki jest dziś w Polsce czyniony z narzędzi władzy oraz propagandy występującej m.in. pod nazwą polityki historycznej. Słownie nacjonalizm wyraża się najgłośniej i rutynowo w rusofobii, ale im bardziej nacjonalistyczne partie znajdują się u władzy, tym więcej Polaków czuje się zagrożonych, podczas gdy Rosja nie ponosi z tego powodu żadnej szkody. Nacjonalizm nie występuje pod własnym imieniem; opanował sztukę pseudonimów i może nazywać się antykomunizmem. Mało kto interesuje się, czym był rzeczywiście komunizm, „ważne jest tylko to, że to coś obcego – pisze Walicki – w czym my, jako naród, nie rozpoznajemy się. (…) Wymogi konformizmu, presja w tym kierunku, są ewidentnym nacjonalizmem. Wszyscy mają myśleć jednakowo o PRL, o ťpostkomunistachŤ, ciągle ťprawdziwi lub metrykalni PolacyŤ, ciągłe straszenie Targowicą, zdradą! Presja zbiorowa nieznośna, brak szacunku dla jednostki typowo nacjonalistyczny. Nacjonalizm bywa dziś w Polsce ideologią arogancko ťantypopulistycznychŤ elit”. Jego plebejska odmiana wydaje się dużo mniej groźna. Jaka w takiej atmosferze umysłowej może być polityka zagraniczna? Nie jest ona rezultatem namysłu lub świadomego wyboru, lecz tylko ujawnieniem, kim Polacy są. Ponieważ są zadufani w sobie, więc będzie to polityka „mocarstwowa”. Nie umiejąc zdać sobie sprawy ze swego położenia w środku Europy, będą śnić
Tagi:
Bronisław Łagowski









