Wiara w tłum

Wiara w tłum

Zmarł o. Jan Góra OP. Smutno bardzo. Byliśmy zaprzyjaźnieni przez ponad 40 lat. Celebrował mój ślub z Kasią (przepraszam, żeby użyć właściwych terminów: błogosławił małżeństwo). Ach, co to był za ślub! Góra był zawsze urodzonym reżyserem. Zaprogramował muzykę, przygotował czytania, sam poustawiał kwiaty w kościele z mistrzostwem, którego znawcy ikebany mogliby mu pozazdrościć. Dwie osoby uczestniczące w spektaklu od razu się nawróciły. W tak intymnych sprawach nomina sunt odiosa. Szkoda, bo nie byle jakie były to nomina. Potem powolutku nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Nie z tej przyczyny, że rozwiodłem się z Kasią (pozostajemy serdecznymi przyjaciółmi), to Janek rozumiał. Dlatego, że teatr swój widział coraz większy. Ożeniłem się z Basią w obskurnym merostwie Fontenay-le-Fleury, przed nieudolnym, gipsowym popiersiem prezydenta François Mitterranda; było kilkunastu gości. Miłości to wystarczy, miłości nie potrzeba więcej. W tym samym czasie – spotykaliśmy się jeszcze w Paryżu – Janek Góra miał już wizję ogromną, przeliczalną na liczby i patos. Zasłuchany był w te komentarze: na krakowskich Błoniach zebrały się setki tysięcy ludzi, by uczcić naszego polskiego papieża Jana Pawła II. W Rio de Janeiro na spotkanie z papieżem zleciało się z całego świata około miliona osób. Nie przyszło mu do głowy, że to dokładnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 05/2016, 2016

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma