Wiem, co mnie czeka

Wiem, co mnie czeka

Społeczne zaufanie do służby zdrowia najłatwiej jest odbudować w kolejce do lekarza rodzinnego Rozmowa z Markiem Balickim, ministrem zdrowia Wiem, co mnie czeka – Rozmawiamy pierwszego dnia urzędowania. Warto właśnie teraz przypomnieć, że jeśli polityk decyduje się na stanowisko ministra zdrowia, musi się liczyć z nagłym spadkiem popularności. Nie martwi to pana? – Nie, akurat to mnie nie martwi. Ale zgadzam się, że funkcja ministra zdrowia należy do najtrudniejszych i najbardziej ryzykownych w każdym rządzie. Poza tym szef tego resortu musi się liczyć z ciągłym zainteresowaniem mediów. W 1992 r., jako wiceminister zdrowia, po raz pierwszy wszedłem do gmachu przy ulicy Miodowej. Jednym z pierwszych moich gości był minister zdrowia Australii. Wszedł i zapytał, czy wiem, co mnie czeka. – Podchody, mediacje, prośby – jakich chwytów pan użyje, żeby porozumieć się z ministrem finansów? – Jestem przed pierwszą rozmową z wicepremierem Kołodką. Nie chodzi tu o chwyty, ale o nawiązanie partnerskiej współpracy. Jedno mogę dziś powiedzieć: bez dobrej współpracy z ministrem finansów trudno sobie wyobrazić naprawę systemu opieki zdrowotnej. A w takim momencie jesteśmy. – Wie pan na pewno, jakie komentarze pojawiły się po nominacji: „Nic nie zmieni, ale jego kontynuacja reformy, także rozmowy będą łagodniejsze i spokojniejsze”. Zgadza się pan z tą opinią? – (Śmiech) Czy łagodniejsze, to zobaczymy. Rzeczywistość pokaże. Czy nic nie zmienię, to się także okaże. Jednak główne kierunki na razie nie będą zmieniane. System ochrony zdrowia nie jest ani przygotowany do rewolucyjnych zmian, ani odporny na nie. Nie możemy miotać się od ściany do ściany. Dziś jest ustawa o Narodowym Funduszu Zdrowia i jeśli pan prezydent ją podpisze, a taką mam nadzieję, będzie wdrażana. Wiem, że w ostatnich dniach formułowano postulaty, by odejść od wprowadzania ustawy. Jednak pamiętajmy – jesteśmy już po decyzji parlamentu w tej sprawie. Natomiast mogę dziś zapewnić – wprowadzanie ustawy w życie będzie monitorowane. Może się okazać, że będą potrzebne korekty. – W czasie kampanii towarzyszącej wyborom na prezydenta Warszawy deklarował pan, że jako prezydent będzie się pan spotykał z mieszkańcami stolicy. Czy jako minister podtrzymuje pan tę propozycję, już w stosunku do pacjentów, czyli nas wszystkich? – Zdecydowanie tak. Na pewno wrócę do tego pomysłu. – Jesteśmy w dziwnej sytuacji. W zawieszeniu. O wadach kas chorych zaczynamy zapominać, a zalet Narodowego Funduszu Zdrowia jeszcze nie znamy. – Taka jest natura człowieka – łatwo zapominamy. – Są jeszcze konflikty, zapowiedź strajków w służbie zdrowia. To również wywołuje niepokój. Nikt nie chciałby być pacjentem w strajkującym szpitalu. – Dużą wagę przywiązuję do dialogu z partnerami społecznymi, z pracownikami służby zdrowia, związkami zawodowymi, samorządami zawodów medycznych i organizacjami pracodawców. Przecież kasy chorych nie zaczęły dobrze funkcjonować między innymi dlatego, że wprowadzono je bez współudziału pracowników służby zdrowia. Dziś nie można popełnić podobnego błędu. Do skutecznej naprawy systemu potrzebny jest nie tylko dobry program, ale również dialog społeczny. – Jaki jest więc najbliższy cel? – Jestem przekonany, że istnieje taki punkt, w którym mogą się spotkać oczekiwania i interesy pracowników, pracodawców, pacjentów, samorządu terytorialnego i rządu. Wymaga to jednak od wszystkich stron postawy skierowanej na poszukiwanie kompromisu i porozumienie. – Na razie, w obiegowej opinii, nowy system kojarzy się z walcem, który wszystko wyrówna. Dla każdego województwa tyle samo pieniędzy na ochronę zdrowia. – Postulat ujednolicenia systemu pojawił się wkrótce po powstaniu kas chorych. Myślę, że większość środowisk akceptuje jednolite w całym kraju zasady zawierania umów i płacenia za udzielane świadczenia zdrowotne, a także sprawiedliwy podział środków na poszczególne regiony. Wiadomo natomiast, że od razu nie zaspokoimy wszystkich potrzeb. Dzisiaj, co do głównych spraw, potrzebne są uzgodnienia z partnerami społecznymi. No i konieczna jest odbudowa społecznego zaufania do służby zdrowia. – To zaufanie najłatwiej odbudować w poczekalni, przed gabinetem lekarskim. A siedząc w niej, każdy pacjent zadaje sobie proste pytanie: „Kiedy będzie lepiej?”. – Jestem ostrożny w dawaniu obietnic, że z dnia na dzień obudzimy się w nowej rzeczywistości. Naprawianie naszego systemu ochrony zdrowia, choćby nieprzemyślanego systemu kas chorych, jest procesem. Jednak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2003, 2003

Kategorie: Wywiady