Wiwat homo, bi, hetero, wiwat policyja, wiwat wszystkie stany!
Jestem z siebie zadowolona, wykazałam się odwagą. Odwagą się wykazuje ten, kto się boi, ale broi. Otóż 11 czerwca w dzień Parady Równości, zanim wyszłam z domu, zadzwonił mój przyjaciel i powiedział, że pod Sejmem jest jakieś 500 osób, czyli tragicznie mało, bardzo zła Młodzież Wszechpolska i sporo policji. Chojrak jest ze mnie umiarkowany, nie przepadam za byciem wzywaną do rozchodzenia się, bo mam tendencję, żeby się wtedy rozchodzić, a to dlatego, żeby nie być pałowaną, polewaną, a aresztowaną to już w ogóle nie, bo jestem klaustrofobiczna. A jednak nie chciałabym się rozchodzić i poczułam się niezbędna, bo gdyby nas tam było z milion, to mogę nie iść, ale skoro jest 500 osób? To mus. Przedtem rozmawiałam z Izabelą Filipiak, która powiedziała mi, że pokłada pewne nadzieje w swoim gwizdku. – W razie czego – objaśnia Izabela – zagwiżdżę przeraźliwie, przeciwnik stanie ogłuszony, a wtedy w nogi. Bardzo jej zazdrościłam tego gwizdka, bo ja nie miałam; wzięłam kurtkę nieprzemakalną (od jajek) buty sportowe (do zmykania) i zapas chusteczek higienicznych (w razie czego). No i ja, człowiek mojego życia oraz nasza sąsiadka Maryla, feministka, pognaliśmy ratować tych 500. O, jaka ulga tak się pozytywnie rozczarować! Już z Wiejskiej wyszło nas w pochodzie około 2 tys. osób, policja nikogo nie zamierzała niczym okładać ni polewać, odwrotnie, policja była policją z jakiegoś demokratycznego snu i czułam się chyba pierwszy raz w życiu bezpieczna pod jej okiem i ramieniem. Wkraczała ofensywnie, tylko kiedy było trzeba, ukracała Wszechpolaków, kiedy blokowali przejścia lub rzucali kamieniem czy butelką. Kiedy rzucali jajkami, jakaś wysoka dziewczyna z szeregu przed naszym, osłonięta lila parasolem, która miała ze sobą nawet apteczkę przenośną, wołała: – A co twoje dzieci będą jadły na śniadanie?! Chłopak obok niej dostał jajkiem w czoło, i to tak nieszczęśliwie, że skorupka rozcięła mu skórę. Apteczka się przydała. – Czy zakrwawiony wyglądam sexy? – pytał, bo nam, zboczeńcom, jak wiadomo, tylko seks w głowie. Najbardziej nas ciekawią obyczaje seksualne MW, które są zapewne skromne, czyste i życzliwe, czyli zupełnie inne od ich myśli, uczuć i czynów. Kopernik była lesbijką i dzięki temu Toruń był zamożny Szłam obok pewnego Krystiana, który trzymał transparent „Kopernik była lesbijką”. Hasło to, jak zapewne państwo wiedzą, wywodzi się z „Seksmisji” Machulskiego, gdzie złe feministki zakłamywały fakty, twierdząc, że Kopernik była kobietą. Na Manifach 8 marca Kopernik bywała mężczyzną, a w paradzie była i gejem, i lesbijką. Geniusze mają bogate życie, także po śmierci. To myśl moją kieruje w stronę tekstu Edwina Bendyka i Jacka Żakowskiego (dla którego szacunek za jego postawę, ale nie za to, o czym zaraz) z „Polityki” 11.06 „Miłuj geja swego” (a lesbijkę swoją?). Autorzy podążają w tym tekście tropem jakby ekonomicznie neoliberalnym. Toleruj geja, to ci się opłaci, powiadają, sprawozdając amerykańskich teoretyków od ekonomii. Jest on twoją świnką-skarbonką, wrzucasz monety tolerancji, a wyjmujesz zamożne, ożywione miasta, kluby, pasaże handlowe, gdzie stać cię na wszystko, kurę w rosole i chłodne piwo. Gdyż miasta, by kwitnąć, potrzebują swobodnej, przyjaznej otwartej atmosfery. Powinny być życzliwe dla wszelkich twórczych postaw, „ksenofobia sprzyja nieefektywności” piszą autorzy, cytując amerykańskiego autora. „Gruźlica wrogiem planu sześcioletniego” głosiły plakaty z 1953 r., nawołujące do walki z gruźlicą. A człowiek gdzie? A gdzie prosta zasada, że ludziom należy się szacunek i równość praw bez względu na orientację seksualną? I że nie jest ona czymś, co podlega ocenie moralnej? W Stanach przerobiono kwestię gejów i lesbijek od wielu stron – praw człowieka, zasad społecznych, powstały setki książek, sztuk, seriali, prac naukowych, filmów, można więc napisać i o tym, że otwarte miasta mają się lepiej, bo to prawda. W Polsce to jakby wkładać garnitur (Dolce&Gabana) na dres. Zaczynać od „z”, gdy nie padło „a”. Zasada wszak jest prawdziwa, co było widać na paradzie, bo nasza strona była kolorowa, tęczowa, zamożna w dobre uczucia, a heteronarodowa była łysa, szara, wściekła. Leżała na jezdni i porykiwała : „Bóg, Honor, Ojczyzna!”. Jaki Bóg? Bóg ludzi, którzy innych wysyłają do gazu? Jaki Honor? Neurotyczny. Opuszczonych, niekochanych, wściekłych dzieci. A ojczyzną ich









