Wojna dopiero się zaczyna

Wojna dopiero się zaczyna

Po wyborach… przed wyborami Jeżeli ktoś sądził, że wybory 21 października przyniosą uspokojenie, to grubo się pomylił. Ta gra toczy się dalej i toczyć się będzie, póki jedna ze stron – albo Kaczyńscy, albo szeroko rozumiany obóz III RP, LiD, PO, PSL – nie skapituluje. Ten podział został nakreślony podczas kampanii wyborczej, został wtłoczony do głów milionów Polaków, został przypieczętowany słowami polityków – o wyeliminowaniu, uderzeniu, o procesach. Walka o władzę wkroczyła w Polsce w nowy etap. I to nieprawda, że wybory 21 października były najważniejsze od 1989 r. Bo te najważniejsze są jeszcze przed nami. Krótka kampania, czyli… I pewnie będą przebiegać w podobnej atmosferze jak wybory niedzielne. Warto więc wyciągnąć z nich pierwsze wnioski. Tu nikt nie ma wątpliwości: najważniejszym momentem kampanii była debata Kaczyński-Tusk, w piątek, 12 października. Do tej pory PiS szło w kampanii jak czołg, zyskiwało punkt za punktem, większość Polaków uważała, że to ono wygra wybory. To wszystko rozsypało się w piątkowy wieczór. Tusk wypunktował Kaczyńskiego, ośmieszył IV RP. Premier, wyprowadzony z równowagi przez widownię, plątał się i nieudolnie pokrzykiwał. Pękł jak przekuty szpilką balon. Od tego momentu Platforma zaczęła w sondażach górować nad PiS. Fachowcy nie mają wątpliwości w jeszcze jednej sprawie – ta kampania oparta była nie na budowie alternatywy programowej, lecz na brutalnym zderzeniu politycznych osobowości. „Debaty to były popisy erystyczne, chodziło w nich o to, kto komu bardziej dokopie, a nie kto zaprezentuje lepszą wizję przyszłej Polski – ocenia prof. Wawrzyniec Konarski z Uniwersytetu Warszawskiego, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych. – Niestety, polska polityka się tabloidyzuje”. Podobne uwagi ma dr Jacek Wasilewski, specjalista od komunikacji społecznej i politycznej. „Stajemy się Amerykanami Europy – ubolewa. – Nasze kampanie stają się coraz bardziej podobne do amerykańskich. To pojedynek wodzów. A sztabowcy koncentrowali się głównie na dyskredytowaniu przeciwników. Nie mówiono, kim chcę być, ale przeciwko komu jestem. Królowały więc lepkie żetony – czyli metafory typu dyplomatołki, mordo ty moja, łże-elity, oligarchowie… Przylepiało się je do wypowiedzi medialnych, tych 15-sekundowych, i one żyły własnym życiem”. Polityków tłumaczy Kacper Pietrusiński ze sztabu wyborczego PO: „Ta kampania była bardzo krótka. Nie było czasu na jakieś finezyjne akcje”. Więc każdy grał tym, czym miał. Siła PiS Najwięcej instrumentów do gry miało PiS. Zresztą kampania toczyła się na warunkach nakreślonych przez Kaczyńskiego. Rozwiązano Sejm, więc nie mogły działać komisje śledcze, no i z agendy spadło miejsce, w którym kreowano najwięcej politycznych wydarzeń. W ten sposób głównymi ośrodkami kreującymi polską politykę stały się rząd, jego instytucje i media publiczne. Nic więc dziwnego, że PiS w zasadzie przez całą kampanię zachowało inicjatywę. Inna sprawa, czy tę przewagę potrafiło skutecznie wykorzystać. Ale przewaga, którą partia Kaczyńskich miała nad konkurencją, była ogromna. Tylko w jednym tygodniu października czas, który telewizja publiczna poświęciła PiS oraz Jarosławowi Kaczyńskiemu, był dłuższy niż wszystkich pozostałych partii razem wziętych. A przecież oprócz długości informacji liczy się też jej ton… Gdy Centralne Biuro Antykorupcyjne, kierowane przez Mariusza Kamińskiego z PiS, realizowało konferencję prasową poświęconą byłej posłance PO, Beacie Sawickiej, telewizja publiczna zmieniła ramówkę. A potem pilnowała, by sprawa została nagłośniona, oczywiście, tak jak życzyłaby sobie tego władza. Sprawa Sawickiej miała być Wunderwaffe PiS, demolującą Platformę. Miała przedstawić tę partię jako skorumpowaną, wyprzedającą polski majątek, polskie szpitale, nieliczącą się z pacjentami. To się nie udało, bo do opinii publicznej trafił też obraz płaczącej Sawickiej, którą funkcjonariusz CBA uwiódł, oszukał i zachęcił do przestępstwa. Ale przecież gra posłanką, która wzięła łapówkę, nie była czymś odosobnionym, przypadkowym, to było idealnie wpisane w scenariusz kampanii PiS. Wcześniej mogliśmy oglądać billboardy PiS zapowiadające, że ta partia walczy z korupcją i złapie, niczym szczura, każdego łasego na łatwe pieniądze. W specjalnych spotach reklamowych mogliśmy zobaczyć biznesmenów („mordo ty moja!”), którzy dawali łapówki skorumpowanym politykom, oczywiście za jakieś zyskowne kontrakty, i z tego dobrze żyli. W początkach października media były też pełne zapowiedzi liderów PiS, że zamierzają oni rozprawić

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 43/2007

Kategorie: Kraj