Ci, którzy nami rządzą, nie są w stanie zrozumieć, że w sprawowaniu władzy państwowej potrzebny jest pewien umiar Dr hab. Wawrzyniec Konarski – politolog, profesor nadzwyczajny i kierownik Zakładu Polityki Etnokulturowej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Badacz zagadnień polityczno-ustrojowych w systemach demokratycznych i autorytarnych, oraz etnopolityki, w tym nacjonalizmów i regionalizmów na tle nowożytnej perspektywy historycznej. Analityk i komentator polityczny w mediach w Polsce i za granicą. Autor ok. 180 publikacji z dziedziny nauk politycznych, stosunków międzynarodowych i medioznawstwa. Czy demokracja w Polsce jest zagrożona? W państwie należącym do Unii Europejskiej, powiązanym ze światem, z Zachodem… – Nominalnie nie jest zagrożona, ponieważ cały czas funkcjonuje u nas pluralizm polityczny w takich segmentach życia publicznego jak parlament czy istnienie coraz większej grupy organizacji pozarządowych. Wciąż są spluralizowane media, publiczne i prywatne, rośnie też rola mediów społecznościowych. Poza tym samo pojawienie się tendencji wznoszącej, jeśli chodzi o protest przeciw metodom rządzenia PiS, dowodzi, że mamy w Polsce pluralizm i że demokracja istnieje. Tyle że ta demokracja dzisiaj podlega szczególnym formom jej kształtowania przez rządzących. Taką „szczególną formą” jest wyeliminowanie Trybunału Konstytucyjnego? Żeby uchwalać ustawy, jakie się chce? – To broń obosieczna. Ta sytuacja z jednej strony oznacza spacyfikowanie istotnego filaru władzy sądowniczej, ale z drugiej odbije się rykoszetem na tych, którzy nami rządzą, a którzy nie są w stanie zrozumieć, że w sprawowaniu władzy państwowej potrzebny jest pewien umiar. Ależ PiS steruje w przeciwnym kierunku! W ciągu paru tygodni rządów zdążyło odświeżyć podziały i skonfliktować kolejne grupy. – Polityka to gra interesów, konflikt musi tu mieć miejsce, bo – paradoksalnie – jest ożywczy. Pytanie tylko, jaki ma on być, jak długo ma trwać i z jakim natężeniem. Groźny jest nie konflikt jako taki, ale ten typ konfliktu, który generuje znaczące podziały i tworzy polityczną dwubiegunowość społeczeństwa, niebezpieczną szczególnie w młodej demokracji. Próby podzielenia ludzi na dwa obozy, jak podpowiada historia części krajów europejskich, wcale nie muszą prowadzić do załagodzenia sporów, wręcz przeciwnie, prowadzą do ich intensyfikacji. Tak jak było w Hiszpanii, w Irlandii… – Znamy te przypadki wojen domowych. Dodam do tego spór w przedwojennej Czechosłowacji, między czeską administracją państwową a separatystami słowackimi. Nie doszło wtedy do wojny domowej, bo… …uprzedziła ją aneksja Niemiec. – I doszło do rozbioru Czechosłowacji. Kto jest narodem? Polacy okazali się zaskakująco czujni, gdy PiS zaczęło podporządkowywać sobie Trybunał. Czy Jarosław Kaczyński nie przelicytował? Nie stracił zbyt wiele w tej grze? – Myślę, że stracił. PiS było przekonane, że społeczeństwo polskie dało mu tak znaczące poparcie, że może prawie wszystko. A nie zauważyło, że w liczbach bezwzględnych ma poparcie nie większe niż niespełna 20% ogółu dorosłych Polaków. Przesłanki do swoich działań wyprowadziło z przekonania, że liczą się tylko ci, którzy w wyborach biorą udział. Problem jednak polega na tym, że jeżeli przyjmiemy takie założenie, to znaczy, że będziemy chcieli wprowadzić rządy stanowiące formę tyranii względnej – na tle ogółu obywateli – większości. A taka sytuacja zawsze źle się kończy. Jeżeli zsumujemy elektoraty PO, Nowoczesnej, PSL i Zjednoczonej Lewicy, będzie to większa grupa niż ci, którzy głosowali na PiS. 6,7 mln wobec 5,7 mln głosów. – Można założyć, że mamy sytuację, w której PiS jako partia rządząca nie może sobie przyznawać absolutnych praw do dokonywania tak mocnych zmian. Nie może ignorować opinii tych, którzy oddali głos na inne partie. Do tego dodajmy to, co jest patologią polskiego życia politycznego, czyli sytuację, w której jedynie około połowy obywateli bierze aktywny udział w życiu politycznym, o czym świadczy frekwencja. Niepoważnie brzmią więc stwierdzenia PiS, że wyraża wolę narodu, wolę większości, bo tak nie jest. Co więcej, obserwujemy przecież przyrost tych, którzy czują się zawiedzeni przejęciem rządów przez PiS. Widać to na ulicach. Kaczyński był zaskoczony aktywnością KOD? – Tak. W PiS spodziewano się, że 12 grudnia wyjdzie na ulicę nieznaczna grupa, a nie 50 tys. ludzi. Co wypchnęło ich na ulice? – Duża część biorących dziś udział w akcjach publicznego protestu to osoby, które czują się zaniepokojone rządami PiS, a równocześnie mają do siebie pretensję o to,