Wojna o rząd dusz

Wojna o rząd dusz

Sprawę Jaruzelskiego powinno się oddać decyzji historii. Nawet nie historyków, tylko historii Aleksander Smolar prezes Fundacji im. Stefana Batorego, politolog, badacz we francuskim Narodowym Centrum Badań Naukowych (CNRS) – To chyba nie przypadek, że co chwila jesteśmy bombardowani informacjami z okolic IPN. A to Cenckiewicz, a to Lech Wałęsa, którego IPN stara się poniżyć, a to Jarosław Kaczyński, który ogłosił, że PiS musi zacząć pisać historię od nowa, bo napisze ją ktoś inny. – Mam podejrzenie, że Jarosław Kaczyński przeczytał tekst, który napisałem w materiałach do konferencji organizowanej przez Instytut Stefana Batorego, poświęconej polityce historycznej. Cytowałem tam m.in. Churchilla, który mówił żartobliwie: „Historia będzie dla mnie łaskawa, bowiem sam będę ją pisał”. – I Jarosław Kaczyński doszedł do wniosku, że to jedyny sposób, by dobrze w historii się zapisać? – Najwyraźniej nie liczy na to, że inni oddadzą mu sprawiedliwość. Podobnie jak kiedyś deklarował wolę stworzenia uniwersytetu dla „swoich”. To, co powiedział o historii, czy batalie o IPN, pokazują interesującą rolę, jaką historia odgrywa w naszych bataliach ideologicznych. Polityka historyczna zamiast polityki – Po roku 1989 była ona ważna, ale były sprawy ważniejsze… – Po roku 1989 dyskutowany był stosunek do komunizmu, problem lewicy i jej PRL-owskiego dziedzictwa. Ale kwestiami podstawowymi były reformy, model rozwoju, nasza droga do NATO i do Unii Europejskiej. Paradoksalnie, to wszystko zmieniło się wraz z zakończeniem transformacji, podstawową datą ją zamykającą był 1 maja 2004 r. – Dzień naszego wejścia do Unii Europejskiej. – I wtedy busola zaczęła się zwracać ku przeszłości. Pewnie dlatego, że podstawowe zadania zwiazane z transformacją zostały wykonane; to był też wynik zmęczenia społeczeństwa. Prawica więc, przede wszystkim PiS-owska, uczyniła z przeszłości podstawowe pole walki politycznej. Karierę zaczęło robić pojęcie „polityki historycznej”. I polityka historyczna – walka o interpretację przeszłości – zaczęła zastępować prawdziwą politykę, zarówno wewnętrzną, jak i zagraniczną. Przecież w stosunkach z Rosją i z Niemcami problem krzywd wyrządzonych nam w przeszłości zaczął zajmować pozycję istotniejszą niż konkretne problemy, jakie mamy z sąsiadami. – W polityce wewnętrznej historia, jej interpretacja, miała służyć legitymizowaniu PiS. – Przeszłość została zideologizowana, stając się miejscem walk, a nie szukania prawdy. Bardzo interesujące jest miejsce, jakie w narracji PiS zaczęło zajmować powstanie warszawskie. Było to wielkie i tragiczne wydarzenie. Wraz ze zbudowaniem Muzeum Powstania Warszawskiego stało się ono mitem założycielskim partii braci Kaczyńskich. Pierwotne planowane hasło PiS w kampanii wyborczej 2005 r. brzmiało „Polska AK-owska kontra Polska komunistyczna”. Dopiero później to przeciwstawienie ustępuje miejsca alternatywie: „Polska solidarna przeciw Polsce liberalnej”. Historia, odpowiednio reprezentowana, odgrywa w PiS bardzo wielką rolę. Jeśli posłucha się prezydenta, to historia jest źródłem najsilniejszych momentów jego wystąpień, zajmuje w nich centralne miejsce. Kto rządzi historią, ten… rządzi? – On kreuje taki obraz, że historia miała dobrych i złych bohaterów, i że my-PiS-owcy zawsze staliśmy po stronie dobrych, a nasi przeciwnicy stali po stronie złych. I w związku z tym władza nam się z definicji należy. – Przy czym obóz przeciwników ulega redefinicji zależnie od sytuacji. Najbardziej klarownie i brutalnie wyłożył to Jarosław Kaczyński, gdy mówił: my jesteśmy tam, gdzie byli stoczniowcy, innych umieszczając po stronie ZOMO. – Dodałbym do tego wywiad Lecha Kaczyńskiego, po wecie medialnym, kiedy mówił, że Grzegorz Napieralski całkiem fajnie wygląda i że ma niewiele wspólnego z dawnym obozem. – Że to młody człowiek. To znaczy, że historia daje nam prawo definiowania, kto jest patriotą, a kto nie jest, kto jest dobry, a kto zły. Historia w tej interpretacji służy obozowi Kaczyńskich na pewno do legitymizacji ich polityki. Ale, sądzę, historia służy także czemuś innemu, co jest mniej manipulatorskie, co sięga głębokich przekonań tego obozu. Ona służy integracji społecznej. W wyniku wojny, doświadczeń PRL, a także transformacji liberalnej bardzo osłabły więzi społeczne. Jest ono w proszku. Nie ma silnych mechanizmów integrujących. Liczne badania pokazują bardzo niski poziom wzajemnego zaufania – jeden z najniższych wskaźników w Europie; podobnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 41/2008

Kategorie: Wywiady