Wpuszczeni w maliny

Wpuszczeni w maliny

Many 11.07.2023 r. Plantacja malin. N/z: Grzegorz Augustynowicz - wlasciciel. fot.Krzysztof Zuczkowski

Skup interwencyjny to robienie pośmiewiska z plantatorów. Jakby powiedzieli: „Damy złotówkę, niech się chłopki cieszą” Początek lipca to wysyp malin. Czas, kiedy jest ich bardzo dużo, a cena staje się przystępna i każdy, nawet uboższy, może się nimi zajadać. Tak było do tej pory. W tym roku ceny dla plantatorów są tak niskie, że nawet nie pokrywają kosztów uprawy i zbioru, a zwykłego człowieka i tak na maliny nie stać. Warszawskie osiedle, nie dla ubogich. Na straganie, należącym do straganiarskiej sieci, właśnie pojawił się właściciel z kolejną partią towaru. Choć godziny przedwieczorne, warto uzupełnić asortyment warzyw i owoców. Stoję i gapię się. Nie kupuję, bo ceny porażają. Notuję w smartfonie: malina 0,5 kg – 25 zł za pojemnik, za 250 g – 16 zł, za taki sam pojemnik, ale wczorajszy, taniej – jedynie (!) 14 zł. Właściciel przygląda mi się i każe odejść. Nie życzy sobie jakiegoś zapisywania cen. Kupować, nie dyskutować. I nie pytać, dlaczego maliny na straganie są sześć razy droższe, niż dostał za nie rolnik. Czy świat zwariował? Zezłoszczenie Maliny. Jedne z najpyszniejszych owoców świata. I tak delikatne, że trzeba się z nimi obchodzić jak z jajkiem, a nawet ostrożniej. Nie każdy to rozumie. Nawet jeśli decyduje o branży rolniczej. Środa, 12 lipca. Pod Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi pojawił się lider Agrounii. Przyjechał z malinami w pojemnikach, choć sam uprawia kapustę pekińską. Siedział pod ministerstwem i czekał na szefa resortu. Ale się nie doczekał. Bo minister miał ważniejsze sprawy niż jakieś tam maliny. Tymczasem sprawa tych miękkich owoców stawała się z dnia na dzień coraz bardziej paląca. Tak bardzo, że opozycja na następny dzień wyznaczyła termin kontroli ministerstwa. Pod koniec czerwca o tegorocznych cenach malin zaczęli mówić producenci z Lubelszczyzny. Tam właśnie w latach 70. zeszłego wieku postanowiono przekonać rolników do malin, żeby słabiej zarabiająca ściana wschodnia mogła dorównać pozostałym regionom kraju. I od tego czasu Lubelskie stało się zagłębiem malinowym, otwierano tam skupy, zakłady przetwórcze. Tak było przez lata. I nigdy się nie zdarzyło, żeby cena zaproponowana przez zakłady przetwórcze nie zapewniała rolnikowi ani złotówki zysku. Aż do tego roku. Producenci malin są zezłoszczeni, wzburzeni, zdesperowani, załamani. Na Lubelszczyźnie chcieli odmawiać sprzedaży malin przetwórniom. Okazało się, że właściciele przetwórni wcale się tym nie przejęli. Zastosowano więc formę protestu w postaci wysypywania malin na drogi. To też nie zmieniło sytuacji. Pomniejsze zagłębia malinowe istnieją również w innych częściach kraju, które mają dłuższe tradycje w uprawie malin. W województwie mazowieckim duży obszar plantacji jest m.in. na południe od stolicy – w gminie Pniewy w powiecie grójeckim i w gminie Tarczyn w powiecie piaseczyńskim. Wpłynęło na to korzystne usytuowanie: ponad 30 km od Warszawy, zamożnego odbiorcy, i ok. 50 km od największej giełdy spożywczej w Broniszach. Czy w Mazowieckiem wzburzenie, zezłoszczenie, zdesperowanie i załamanie jest mniejsze niż na Lubelszczyźnie? Tylko złotówka Dariusz Zdziarski ze wsi Suchodół nie ma czasu na rozmowy, bo oprócz malin ma na głowie czereśnie, a zrywa je własnym sumptem, czyli rękoma swoimi i rodziny. Co najwyżej może chwilę pogadać przez telefon. – To jest udupienie chłopa – ocenia sytuację na rynku malin. – Rządzący dużo mówią, a nic nie robią. Tymczasem to głównie pośrednik zarabia, a nie producent. Niektórzy plantatorzy mówią, że nie będą zbierać, bo się nie opłaca. Ale ja muszę zbierać, bo poniosłem nakłady, w tym roku w wysokości 40 tys. zł, i chcę, by chociaż to mi się zwróciło. Najbardziej zdesperowani rolnicy ze złością zastanawiają się, „czy ta wojna w Ukrainie faktycznie jest”. No bo trudno im zrozumieć, jak to się dzieje, że państwo frontowe, czyli skupione na tym, by się obronić przed agresorem, jednocześnie jest w stanie niszczyć kolejne sektory rolnictwa sąsiada. Na Facebooku NSZZ RI Solidarność Lublin można przeczytać, że „przetwórcy w bezczelny sposób pokazali, kto rządzi na rynku owoców”. Piszą tam też: „Jak to się dzieje, że Holendrom, Niemcom i innym z zachodu Europy opłaca się uprawiać w tym roku maliny mimo importu z Serbii, Polski, Ukrainy, Mołdawii, Chin, Meksyku, USA i innych stron, i dobrze na tym zarobić. A nas w kilka miesięcy zabił import malin z Ukrainy”. Wiceprzewodniczący tego ogniwa Solidarności Sławomir Ziętek,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 29/2023

Kategorie: Kraj