Ta wstydliwa polska wieś

Ta wstydliwa polska wieś

Dwadzieścia lat transformacji to zarazem dwadzieścia lat nieustannego ataku na to, co wiejskie i chłopskie Zanosi się na to, że znowu czyjaś niefortunna wypowiedź stanie się początkiem burzliwej debaty, służącej nie tyle do wymiany argumentów, ile raczej ciosów, wymierzanych za pomocą stereotypów, epitetów i inwektyw. Jak wiadomo, dobry film sensacyjny powinien się zacząć od trzęsienia ziemi, a potem napięcie musi stale rosnąć. To samo obowiązuje w dyskusji, więc skoro niedawno usłyszeliśmy, że „chłopi częściej dobijali powstańców, niż walczyli o niepodległość”, trzeba odpowiedzieć w podobny sposób. Owszem, jeśli nawet takie przypadki miały czasami miejsce, to doskonale wiadomo dlaczego. Otóż dlatego, że – jak pisali popowstaniowi uchodźcy – „Ojczyzna nasza, to jest Lud polski, zawsze była odłączona od ojczyzny szlachty polskiej i jeżeli było jakie zetknięcie pomiędzy krajem szlachty polskiej a krajem ludu polskiego, miało ono niezaprzeczenie podobieństwo styczności, jaka zachodzi pomiędzy zabójcą a ofiarą. Morze krwi na całym świecie rozgranicza szlachtę od ludu”. Ile w tym morzu było krwi „pańskiej”, a ile „chamskiej” – jak to wymierzyć i kto pokusi się o precyzyjną odpowiedź? W związku z podniesionym zarzutem warto jednak zauważyć, jak zgrabnie wpisuje się on w wysuwane do tej pory krytyczne opinie pod adresem polskiej wsi, a zwłaszcza rolników. Dwadzieścia lat transformacji to przecież zarazem dwadzieścia lat nieustannego ataku na to, co wiejskie i chłopskie i dobrze byłoby, gdyby ktoś przygotował antologię tych wszystkich bzdur, jakie wypowiedziano do tej pory. Niestety, wszystko wskazuje na to, że kolejną dekadę otwieramy równie mocnym akcentem i z całą pewnością na długo nie zabraknie nam tematu. Przypomnijmy: wieś to balast, spowalniający pożądane reformy; rolnicy hamują rozwój Polski; mieszkańcy wsi mają „bariery mentalne” i żywią „antyeuropejskie fobie”, nie potrafią się też stowarzyszać, a jeśli już, to tworzą wyłącznie „brudne wspólnoty” przeżarte korupcją i nepotyzmem; „polska wieś nie reprezentuje obecnie niczego wartościowego pod względem obyczaju, kultury czy moralności. Przeciwnie, jest widownią moralnego rozkładu i lumpenproletaryzacji”; w rodzinach wiejskich obowiązują patologiczne procedury wychowania i w ogóle „sam fakt istnienia chłopów jest dziś świadectwem zacofania kraju”. Nic dziwnego, że polskie elity, wprost chore z zawstydzenia polską wsią, pielęgnują marzenia o rychłej modernizacji rolnictwa i nieuniknionym „końcu chłopów”. Tak wygląda sytuacja po jednej stronie odwiecznego frontu „wojny chłopsko-polskiej”, jak wyraziła się kiedyś Joanna Solska. A co słychać po drugiej stronie tego frontu? Niestety, niewiele, a nawet jeśli coś słychać, to adwersarzy zagłusza się wypróbowaną argumentacją, która wyśmiewa ich rzekome mistyczne zaczadzenie, uleganie agrarystycznym sentymentom i skłonność do mityzacji rzeczywistości. Zamiast więc przywoływać po raz kolejny hasła odwołujące się do wyższych wartości (bo, jak widać, nie wszyscy są w stanie je zrozumieć), spróbujmy sięgnąć do racji bardziej przyziemnych. Ponieważ lista zarzutów formułowanych pod adresem wsi dotyczy wymiernych strat ponoszonych jakoby przez całe społeczeństwo, warto wreszcie pokazać, kto jest w tym układzie dłużnikiem, a kto wierzycielem, kto do kogo dopłaca i kto kogo, tak naprawdę, utrzymuje. Przyzwyczajeni do biadolenia nad sumami wydatkowanymi na KRUS z budżetu (a więc z kieszeni każdego z nas), przekonamy się, że jest to zaledwie drobna część tego, co pod różnymi postaciami trafia ze wsi do reszty społeczeństwa, a jeżeli uwzględnić zaproponowaną przez Władysława Frasyniuka perspektywę historyczną, okaże się, że jeszcze przez wiele pokoleń nie wypłacimy się wsi za to, co z niej dotąd czerpaliśmy – w sposób mniej lub bardziej rabunkowy. Skoncentrujmy się na kilku kluczowych momentach w naszej historii, a mianowicie na tych, gdy co jakiś czas oświecone elity decydowały się integrować Polskę z Europą i likwidować różnie definiowane dystanse rozwojowe. Po raz pierwszy z tak pomyślaną strategią mieliśmy bodaj do czynienia w XV w., kiedy to uznano, iż świetnym pomysłem będzie uczynienie z Polski zaplecza surowcowego dla przestawiającej się wówczas na tory nowoczesnej gospodarki Europy Zachodniej. Kraje zachodnie budowały więc kapitalizm, tworzyły zamorskie imperia i inwestowały w wydajne i przyszłościowe dziedziny gospodarki, a my w tym samym czasie wzięliśmy na siebie może malowniczą, ale absolutnie niedochodową rolę oracza i drwala. Co więcej, już ten pierwszy projekt modernizacji zakładał, iż dla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2009, 2009

Kategorie: Opinie