Wszyscy jesteśmy ofiarami

Revolutionary Armed Forces of Colombia (FARC) members stand in formation at a camp in the Magdalena Medio region, Antioquia department, Colombia on February 18, 2016. FARC leader Timoleon Jimenez confirmed that his men were attacked by the Colombian army as they went to received one of the commanders who takes part in the Havana peace talks, who was going to inform them about the situation of the negotiations. The Marxist guerrillas have been observing a unilateral ceasefire since July. But while the government has stopped bombing FARC positions, it has yet to accede to the rebels' demand for a bilateral ceasefire. AFP PHOTO / LUIS ACOSTA
Młodych rekrutów FARC dość szybko oswajano z przemocą. Już w pierwszych miesiącach mieli szansę zobaczyć egzekucję na porwanych Caquetá to był świat poza światem. Poza czasem. Poza cywilizacją. Prąd nie dochodził, dróg nie było. Nie było szpitali, gazet ani książek. Państwo kolumbijskie istniało tu jedynie w teorii. W zawieszeniu. Bez sensu i oparcia. Wieś nazywała się Remolino Alto Porte Orteguaza. Nie na wszystkich mapach można ją znaleźć. Zagubiona gdzieś w Kordylierze Środkowej, przy granicy z departamentem Huila. Pamiętała o niej jedynie guerrilla. To guerrilla stanowiła tu władzę absolutną. Jedyną. Przychodzili, odchodzili, ale zawsze czuć było ich oddech. Biologicznego ojca Martha Trujillo nie poznała. Był komendantem FARC, miał dzieci z jeszcze sześcioma innymi kobietami. Zapładniał – znikał, zapładniał – znikał. – To rewolucjonista, tłumaczyła później matka, rewolucjoniści nie mają czasu na wychowywanie dzieci. Był też człowiekiem niezdolnym do miłości, niezdolnym do wyrażania uczuć, skazanym na samotność, kimś, kto nie dostaje drugiej szansy na tej ziemi. Ruszył na wojnę, w las. Aresztowali go jeszcze przed jej urodzeniem. Być może to prawda, być może nie, ale został rozstrzelany. Matka miała 15 lat, gdy ją urodziła. A potem rodziła jeszcze sześć razy, niemal rok w rok. (…) Ojczym był rolnikiem z okolicy, biedakiem, pijakiem i militante, współpracował z ludźmi lasu: z EPL, potem M-19, a w końcu z FARC. Ojczym nadał jej nowe imię – Yineth, o starym szybko zapomniała. Ojczym był szorstki, ale gdy nie pił, bywał czuły. (…) Ojczym zgwałcił Yineth, gdy miała cztery lata. Bolało wszystko, czuła, że płynie z niej krew, ale nie zamierzała się skarżyć. Od tego czasu Yineth miała problemy ze snem i z biodrami. Od tego czasu każdą wolną chwilę spędzała na rysowaniu. (…) Jeden z nauczycieli zapytał kiedyś dziewczynki z jej klasy o relacje z ojcami. Mówiły, co robią razem, w czym są do ojców podobne, za co ich lubią. Mówiły wreszcie, każda po kolei, że ojcowie dotykają je w miejscach intymnych. I tylko jedna z nich zaczęła głośno szlochać. – Co się stało – zapytał nauczyciel. – Mój ojciec mnie nie kocha. – Dlaczego tak sądzisz? – Bo on mnie nigdy nie dotykał. Najwidoczniej się mnie brzydzi. • Matka Yineth nie wszystko była w stanie znieść. Miała 23 lata, siódemkę dzieci i ostrą nerwicę, gdy odeszła z domu. Yineth spojrzała na nią chłodno, bez emocji, po czym wróciła do rysowania. Miała osiem lat, nie wiedziała jeszcze, że ponownie zobaczy ją za kolejne cztery. Dopiero wiele lat później, gdzieś w innym świecie, z innymi ludźmi, Yineth pomyśli, że wtedy skończyło się dzieciństwo. (…) Ale cóż było robić? Żyło się. Bo co można innego, prawda? Zatrudniła się na plantacji kawy. Była teraz najstarszą kobietą w rodzinie. Zbierała kawowe ziarenka, potem jeszcze te cholernie kwaśne owoce lulo. (…) Wstawała przed świtem, karmiła dzieciaki, ubierała, czesała po kolei starym drewnianym grzebieniem – wrzeszczały przy tym wszystkie tak, że słychać było pewnie gdzieś hen, w Putumayo, a może i w Amazonas. Najpierw szli razem. Starsze prowadziła do szkoły, młodsze – pod opiekę żony jednego ze szkolnych nauczycieli. A potem zostawało już tylko dojść na farmę, dwie godziny solidnego marszu. Kiedy śpiewała pod nosem, zawsze szybciej zlatywało. Nauczyła się pracować na głodniaka. Bo jak się dużo wody pije, głód odchodzi, głód znika, o głodzie przestaje się pamiętać. W domu, kiedy mieszała już w tych garach, pomyślała sobie, że w zasadzie to stała się dla nich nową matką, dla tych dzieciaków, dla sióstr i braci. I była bardzo dumna. Bardzo. Pracowała też przy sianokosach, przez wiele godzin, za grosze. Zrozumiała wtedy, że świat należy do mężczyzn. Że to oni ustalają zasady i to oni biorą ze świata to, co najlepsze. Okazało się, że jej – jako dziewczynie – płacili połowę stawki chłopców. Ten świat poza światem znów ją zawiódł, ten świat należałoby zmienić. (…) Ojczym czasem był, czasem znikał, niczym zapasy fasoli i ryżu w domowej spiżarni. Raz zniknął na dwa tygodnie, raz na trzy. Wracał skacowany i wściekły. Wtedy lepiej było
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









