80 lat temu rozstrzelano dowódców Obwodu Oświęcimskiego AK, którzy nieśli pomoc więźniom Auschwitz Postać komendanta Obwodu Oświęcimskiego Armii Krajowej, ppor. rez. Alojzego Banasia, ps. „Zorza”, „Olcha”, należy do tych niezwykłych, ale mało znanych. Zginął za udział w konspiracji na terenie Oświęcimia i niesienie pomocy więźniom niemieckiego obozu Auschwitz w pierwszych latach jego istnienia, kiedy terror był największy i dzisiaj trudny nawet do wyobrażenia. Żona Alojzego, Kazimiera Banaś (z d. Kubisty), z zawodu nauczycielka, po wojnie mieszkająca w Bytomiu, do końca życia pamiętała tamte tragiczne chwile jesieni 1942 r., gdy Niemcy aresztowali oświęcimskich konspiratorów, a wśród nich jej męża i siostrę Bronisławę. Z oświęcimskiego aresztu gestapo, który znajdował się w budynku obecnej plebanii parafii Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny, aresztowani zostali przewiezieni do więzienia śledczego w Mysłowicach. Tam przebywali trzy miesiące. „4 lutego 1943 r. otrzymałam wezwanie na gestapo, abym zgłosiła się z pięcioma świadkami – relacjonowała po wojnie Kazimiera Banaś. – Byli ze mną: mój ojciec, ciocia i pani Dylikowa. Ojciec dostał takie wezwanie w sprawie córki Bronisławy Kubisty. W gestapo odczytano wyrok: za organizację wojskową i przygotowywanie powstania przeciw Niemcom zostali skazani na karę śmierci przez rozstrzelanie”. Wielka wsypa Alojzy Banaś w działalność konspiracyjną był zaangażowany od wiosny 1940 r., a więc jeszcze przed powstaniem KL Auschwitz, do którego pierwszy transport polskich więźniów dotarł z więzienia w Tarnowie 14 czerwca 1940 r. Pochodził z Nakła Śląskiego, był prezesem Związku Oficerów Rezerwy w Tarnowskich Górach i jednocześnie dyrektorem biur magistratu w tym mieście. Miał przydział mobilizacyjny do 74. pułku górnośląskiego, który w składzie 7. Dywizji Piechoty stacjonował w Lublińcu. Po zakończeniu kampanii wrześniowej w 1939 r. nie powrócił na Śląsk, lecz zamieszkał w Oświęcimiu u rodziny żony, gdzie podjął pracę jako urzędnik w magistracie. „25 stycznia 1943 r. – wspominała Kazimiera Banaś – przewieziono z więzienia w Mysłowicach do Oświęcimia moją siostrę i mojego męża oraz Maksymiliana Niezgodę, Jadwigę Dylik, Mieczysława Jonkisza, Floriana Adamskiego. (…) Aresztowanych przywieziono pociągiem, skrępowanych sznurami. Doniósł mi o tym Dąbrowski, zamieszkały obok dworca i pracujący na kolei, gdyż rozpoznał siostrę Niusię (Bronisławę Kubisty). Przywieziono ich około godziny dziewiątej rano i zaprowadzono do obozu. Cały dzień stali na dworze na mrozie. O godzinie szóstej wieczorem rozstrzelano ich na dziedzińcu bloku nr 11. Tę egzekucję widział więzień Apolinary Głąb. W tym czasie robił coś w bloku nr 10 i inni więźniowie, którzy z nim byli, poznali moją siostrę i powiedzieli mu, że to oświęcimianka”. W chwili śmierci Alojzy Banaś miał 36 lat. Nigdy pośmiertnie nie został uhonorowany jakimkolwiek odznaczeniem ani awansowany na wyższy stopień wojskowy. Z kolei Maksymilian Niezgoda urodził się w Karwinie na Zaolziu 16 sierpnia 1900 r. Przed wybuchem II wojny światowej pracował jako polski inspektor w Gdańsku. W pierwszych dniach października 1939 r. przyjechał do teściów w Oświęcimiu, dokąd wcześniej wróciła jego żona Stefania z dwiema córkami: ośmioletnią Danutą i sześcioletnią Marią Grażyną. Podczas okupacji urodził mu się jeszcze syn Maksymilian. Niezgoda dobrze władał językiem niemieckim, co umożliwiło mu podjęcie pracy w urzędzie gminy Brzezinka, skąd wykradał kartki, na które kupowano potem żywność przemycaną do obozu. Pracował tam do chwili aresztowania 7 października 1942 r., jak wspomina 90-letnia dziś córka Maria Niezgoda, mieszkająca w Oświęcimiu. Powodem aresztowania jej ojca również była działalność konspiracyjna w Obwodzie Oświęcimskim AK, gdzie pełnił funkcję szefa wywiadu. Zabrano go z budynku starego sądu przy ulicy Jagiellońskiej w Oświęcimiu. O komendancie oświęcimskiej placówki AK Janie Jakuczku niewiele dotąd się mówiło. Jego aresztowanie wspomina syn Mieczysław, mający obecnie 93 lata: – Mieszkaliśmy wówczas przy dzisiejszej ulicy Piastowskiej. Gestapowcy przyszli po ojca, gdy siadaliśmy do obiadu. Zrobili przeszukanie, wywracając dom do góry nogami, ale niczego nie znaleźli. Jan Jakuczek pochodził z Zaolzia. Wychował się w rodzinie o patriotycznych tradycjach. Po zajęciu Zaolzia przez Czechosłowację w 1920 r. Jakuczkowie nie zgodzili się na podpisanie lojalki wobec nowych władz i musieli wyjechać. Tak jak wielu Polaków z Zaolzia trafili do tzw. osady barakowej wybudowanej na przedmieściach Oświęcimia przy ulicy