09/2005

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Kto gra „Masą”?

Prokuratura ustaliła, że w zeznaniach Sokołowskiego nie ma śladu rewelacji przytoczonych przez „Życie” Te zdjęcia mogły wywołać w Polsce skandal polityczno-obyczajowy. I rzeczywiście, po ich publikacji podniosła się wielka wrzawa po prawej stronie sceny politycznej. Oto bowiem na fotografiach z końca 1995 r. można było zobaczyć Jolantę Kwaśniewską w towarzystwie m.in. Andrzeja Kuny i Aleksandra Żagla. Zdjęciom, opublikowanym 18 grudnia 2004 r. w „Życiu” Tomasza Wołka, towarzyszył tekst pt.: „Niebezpieczne związki”. Jednak to nie Kwaśniewska czy Kuna byli jego głównymi bohaterami – ta rola przypadła w udziale, również obecnemu na kilku fotografiach, Edwardowi Mazurowi, polonijnemu biznesmenowi ze Stanów Zjednoczonych. Autorzy artykułu, powołując się na zeznania Jarosława Sokołowskiego, „Masy”, napisali, że przedsiębiorca na zlecenie gangu pruszkowskiego uczestniczył w przerzucie narkotyków z Kolumbii do Polski. W tekście zawarli wyraźną sugestię, że wspomniane zeznania „Masa” złożył przed śledczymi zajmującymi się wyjaśnieniem okoliczności śmierci byłego szefa policji, gen. Marka Papały. Kilka dni później publikacją zajęła się prokuratura, która ustaliła, że w zeznaniach Sokołowskiego nie ma śladu rewelacji przytoczonych przez dziennik. Zasadne są więc przypuszczenia, że dziennikarze „Życia”, które w międzyczasie (29 stycznia br.) znikło z rynku, dopuścili się celowej konfabulacji bądź zostali wprowadzeni w błąd co do treści zeznań najsłynniejszego świadka koronnego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Co rektor wie o kobietach

Polscy fizycy nie zgadzają się z opinią prezydenta Harvardu , że panie są słabsze w naukach ściłych Na akademickich wydziałach nauk ścisłych jest o wiele mniej kobiet naukowców z powodu „wrodzonych zdolności kobiet i mężczyzn”. Otoczenie społeczne i kulturowe nie ma tu zbyt wielkiego znaczenia, bo kobieta siebie nie przeskoczy. Takie rewelacje ogłosił nie tak dawno Lawrence Summers, prezydent Harvardu, czyli najsłynniejszej uczelni na świecie. Rzecz tym bardziej szokująca, że to twórcze wystąpienie miało miejsce podczas konferencji poświęconej… dyskryminacji kobiet naukowców. Wybuchł skandal na miarę światową. Biolodzy ze zdwojoną energią zaczęli prezentować swoje prace dokumentujące, skąd bierze się męskość, a skąd kobiecość. Wśród nich byli i tacy, którzy po raz kolejny udowadniali, że mężczyźni mają więcej szarych komórek, a kobiety – więcej połączeń między półkulami mózgu. Kolejne myszki i szczury laboratoryjne dostały swoją dawkę elektrycznych impulsów na poparcie tych tez. I jak to często w życiu bywa, rozgorzała dyskusja. A ta jest pożywką tylko dla stereotypów. Tymczasem niektórzy wykładowcy Harvardu zaczęli przebąkiwać o dymisji Summersa. Bogaci absolwenci uczelni zagrozili, że zakręcą kurek z pieniędzmi. Dziennik „Boston Globe” opublikował artykuł trzech rektorów innych uczelnianych gigantów: Princeton, Stanford i MIT. Pod krytykującym Summersa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

O tym samym

Aż dziw bierze, że oprócz połajanek, zakulisowych kombinacji i przymiarek do nadchodzących wyborów odbywają się jeszcze czasami w naszym Sejmie rozmowy mniej więcej normalne, a więc dotyczące ustaw, które mają regulować dziedziny życia nieprzynoszące – jak służba zdrowia na przykład – natychmiastowych skutków politycznych w opinii publicznej. Taką sprawą jest wniesiony wspólnie przez rząd i posłów projekt nowej ustawy o kinematografii. Rozpatrywała go niedawno sejmowa Komisja Kultury, której obradom miałem okazję się przysłuchiwać. Spędziłem ładnych parę lat życia, kręcąc się koło kinematografii polskiej jako autor, krytyk, urzędnik Zespołów Filmowych, wreszcie działacz Stowarzyszenia Filmowców Polskich, dlatego też powiało ku mnie falą wspomnień z rozmaitych batalii o film polski, w których, z jednej strony, stawało solidarne i zjednoczone środowisko filmowe, powiewające sztandarem kultury narodowej i szczytnych osiągnięć filmu polskiego, z drugiej zaś, mniej lub bardziej stroskany i przestraszony rząd. Finalnym jednak etapem tych zmagań było stworzenie przez środowisko filmowe – bo oszczędzę tu wstydu nazwiskom – w roku 1980 Komitetu Obrony Kinematografii (KOK), którego głównym hasłem było uwolnienie filmu polskiego od finansów państwowych, za którymi, zdaniem wodzów owego KOK-u, szedł ucisk i dyktat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Tacierzyństwo

Współczesny ojciec potrafi zrezygnować z kariery zawodowej, by zająć miejsce dotychczas zarezerwowane dla kobiety Co to jest: w jego towarzystwie dziecko się nie nudzi, mogłoby z nim przebywać przez cały dzień; wpatruje się weń z podziwem i zaciekawieniem, naśladuje to, co on pokaże? Możliwe odpowiedzi: a) telewizor b) komputer c) tata Jeśli wybraliście odpowiedź c, to idziecie z duchem czasu. Współczesny ojciec coraz częściej nie ogranicza się do zapewniania rodzinie bytu – potrafi zrezygnować z kariery zawodowej, by zająć miejsce dotychczas zarezerwowane dla kobiety. „Chodzi w ciąży” wraz ze swą partnerką. Towarzyszy jej przy porodzie. Przewija. Karmi. – Moja córcia śmieje się więcej do mnie niż do matki – mówi z dumą Artur Wezenfeld, tata ośmiomiesięcznej Ani. – Wiadomo, mama jest ważniejsza. Ale to ja ją wożę do żłobka, karmię ze słoiczków, chodzę na spacerki. Artur należy do nowej, szybko rosnącej grupy mężczyzn. Mężczyzn, którzy odkrywają uroki macierzyństwa, a właściwie TACIERZYŃSTWA. Jak być ojcem Nie jest sztuką ojcem zostać. Ojcem BYĆ – temu trudno sprostać – mówi niemieckie przysłowie. W miarę upływu czasu coraz prawdziwsze, bo bycie dzisiaj tatą dla wielu jest równie olbrzymim wyzwaniem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Zrozumieć ludzi Afryki

„Królestwo potrzebuje kata” to kolejna – po „Kalahari” – książka Wojciecha Albińskiego uhonorowana Nagrodą Literacką im. Józefa Mackiewicza oraz nominacją do Nagrody Literackiej Nike 2004. Ten niezwykle frapujący zbiór opowiadań przenosi nas do Afryki, w której autor spędził dużą część życia. Historie, choć osadzone w egzotycznej dla polskiego czytelnika scenerii, mają charakter uniwersalny – czytając o ojcu poszukującym córki w Johannesburgu czy o pracach Komisji Prawdy i Pojednania, tak naprawdę czytamy o sobie i szaleństwie otaczającego nas świata. Afryka Albińskiego to nie tylko miejsce pasjonujących wycieczek turystycznych. Autor jest przede wszystkim specjalistą od skomplikowanej mentalności mieszkańców Czarnego Lądu – Burów, Anglików, Hindusów, Murzynów – i ją właśnie pokazuje. Albiński, chociaż od 40 lat nie mieszka w kraju, językiem polskim włada bardzo precyzyjnie, jakby angielski wzmocnił siłę i jasność jego mowy ojczystej W tekście nie ma ani jednego zbędnego słowa. Wartka, wciągająca w tajemnice nieznanego świata literatura, zbudowana z głębokich przeżyć i osobistych doświadczeń narratora, stanowi ciekawą lekturę nie tylko dla miłośników Afryki. Mz Wojciech Albiński, Królestwo potrzebuje kata, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa, 2004

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Transformacja według noblisty

Laureat Nobla ocenia polską drogę do gospodarki rynkowej Jeśli miałbym w dwóch słowach określić najbardziej charakterystyczną cechę Josepha Stiglitza, nazwałbym go naukowcem walczącym. To najbardziej wyróżnia go wśród kilkudziesięciu ekonomistów noblistów na ogół stroniących od politycznego zaangażowania. Przez długie lata absolutnym wyjątkiem w tym gronie był Szwed Gunnar Myrdal, nie tylko ekonomista, lecz także działacz socjaldemokratyczny o wyraźnym profilu politycznym. Dopiero ostatnio, jeszcze przed Stiglitzem, komitet szwedzkiej Akademii Nauk wyróżnił niespodziewanie dwóch ekonomistów o poglądach teoretycznych niemieszczących się w głównym nurcie zachodniej ekonomii akademickiej: nowojorczyka Williama Vickreya (1996) o lewicowo-keynesowskich poglądach i Amartyę Sena – egalitarystę, zasłużonego badacza ubóstwa i głodu oraz teoretyka nierówności (1998). Obaj jednak strzegą statusu uczonych, niewychylających się poza mury uniwersyteckie. Stiglitz – powtórzmy – jest człowiekiem walki, ciągłych poszukiwań najlepszych rozwiązań instytucjonalnych, nieunikającym wypowiadania się na tematy aktualne. „Jeśli mamy się zająć uprawnionymi niepokojami tych, którzy wyrazili rozczarowanie globalizacją, jeśli mamy sprawić, by globalizacja służyła potrzebom miliardów ludzi, dla których dotąd nic nie uczyniła, jeśli chcemy, by globalizacja o ludzkim obliczu się powiodła, to musimy głośno się tego domagać. Nie możemy, nie wolno nam bezczynnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Kosmiczny wyścig

Na Marsa będziemy mogli polecieć za jakieś 50 lat dr Andrew Coates, szef Wydziału Plazmy i Fizyki Planetarnej University College w Londynie oraz współpracownik Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). – Obecnie wiele się dzieje w kosmosie, ale mam wrażenie, że głównie dzięki Amerykanom. Czy to prawda? – Myślę, że Europa też dużo robi. Wspólnie z Amerykanami pracujemy nad projektem Cassini-Huygens, który bada Tytana. Próbnik Huygens wylądował na powierzchni tego największego księżyca w Układzie Słonecznym 14 stycznia i cały czas dostarcza nam mnóstwo danych. Tytan posiada unikalną atmosferę. Wiemy, że w jej skład wchodzą azot i metan i niewątpliwie przypomina ona atmosferę Ziemi sprzed 4 mld lat. To jednak nie wszystko. Mamy też bardzo interesującą misję o nazwie Mars Express, która już dokonała istotnych pomiarów związanych z obecnością metanu na Marsie. To było przełomowe wydarzenie. Mieliśmy nadzieję, że na powierzchni Czerwonej Planety wyląduje sonda Beagle-2 i że dane zgromadzone przez nią na Marsie przyniosą równie rewolucyjne idee jak podróż okrętem HMS „Beagle”, w którą w 1831 r. wyruszył Karol Darwin. Niestety, nie udało się. W tym roku zamierzamy badać Wenus. Amerykanie nie mają takich planów. Smart-1 jest już w drodze na Księżyc. Celem tej wyprawy jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Wyzwalanie półżywych

Najgorsze dla więźniów obozów koncentracyjnych były ostatnie miesiące wojny Wspomnienia więźnia Neuengamme (nr obozowy 78 536) Każdy dorosły Polak zna nazwy hitlerowskich obozów koncentracyjnych czy obozów zagłady utworzonych w czasie II wojny światowej na okupowanych terenach Polski. Duża część zna również historię tych obozów. Natomiast mało znany lub prawie nieznany wielu Polakom, zwłaszcza młodszego pokolenia, jest fakt istnienia szeregu obozów koncentracyjnych na zachodzie Europy, na terenach Niemiec lub okupowanych przez Niemców. Jakże niewiele osób wie cokolwiek o takich obozach jak Neuengamme, Natzweiler-Struthof, Flossenbürg czy Mittelbau, w których więziono tysiące Polaków. Przechodzili oni tam straszliwe cierpienia i masowo ginęli. Warto i należy przypominać historię Auschwitz-Birkenau, Majdanka, Treblinki czy Sobiboru, ale nie należy zapominać o innych miejscach kaźni. Najgorsze dla więźniów były ostatnie miesiące wojny, zwłaszcza kwiecień 1945 r. W związku z postępującą ofensywą wojsk alianckich Reichs-führer SS, Heinrich Himmler, wydał rozkaz do komendantów obozów koncentracyjnych: „Poddanie nie wchodzi w rachubę. Obóz należy natychmiast ewakuować. Żaden więzień nie może się dostać w ręce nieprzyjaciela”. Zgodnie z tym rozkazem rozpoczęły się pośpieszne ewakuacje więźniów, nazwane marszami śmierci, bo po drodze tysiące ludzi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Amnezja kandydatów

Im bliżej wyborów, tym większa nerwowość wśród polityków. Atmosfera jak w szatni przed pokazem mody. Poluje się na koszulki, które w tym sezonie mogą być najmodniejsze. Ważny jest tylko wynik. Komu tam w głowie jakieś wartości? Totalna amnezja. Nowe wybory, nowe hasła i programy. Nowe nazwy partii i nowe kolory koszulek. W nerwowych chwilach liczy się tylko własny, egoistyczny plan ratunkowy. Może warto byłoby pasażerom rozmaitych tratw ratunkowych przypomnieć słowa Conrada: „Człowiek musi wierzyć w parę prostych pojęć, jeśli chce żyć przyzwoicie”? Czy przejmie się tym ktoś z armii aspirantów do foteli poselskich i senackich? Z tych obecnych, którzy w większości planują ponowny start w wyborach. A może z tych, którzy nie zostali wybrani cztery lata temu, a którzy masowo szturmują listy wyborcze PO, PiS i LPR? Doliczmy jeszcze nowych i ambitnych i zobaczymy, że czego jak czego, ale kandydatów do parlamentu na pewno nie zabraknie. Skutkiem tego pozornego bogactwa kandydatów będzie zaostrzenie i tak już marnego poziomu debaty publicznej. Żeby się przebić do opinii publicznej, rywale nie oszczędzą sobie niczego. Czeka nas najbrutalniejsza kampania wyborcza w historii. Dla części ugrupowań aspirujących do władzy nie będą to zwykłe wybory. Szykują się na wojnę. Będzie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Co po NATO i Unii Europejskiej powinno być strategicznym celem Polski?

Prof. Andrzej K. Koźmiński, rektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania W tej chwili bezpośrednim celem strategicznym powinno być wejście do strefy euro oraz przyjęcie konstytucji europejskiej. W dłuższym okresie naszym celem strategicznym musi być uzyskanie odpowiedniej pozycji w Europie, czemu nie powinno przeszkodzić utrzymanie strategicznego sojuszu z USA. Nie jest to proste, wymaga konsekwentnej i zręcznie prowadzonej polityki zagranicznej, bez działań histerycznych. Jeśli ktoś mówi, że celem Polski powinno być stowarzyszenie NAFTA, to raczej żartuje. Chyba że mielibyśmy się stać 51. stanem USA. Janusz Reiter, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych, b. ambasador RP w Niemczech Członkostwo w UE nie wyczerpuje naszych celów strategicznych, nie daje np. odpowiedzi na pytanie o polską politykę zagraniczną. Miejsce w Unii daje nam instrumentarium przydatne do takiego działania. Najogólniejszy cel to przyjazne otoczenie geopolityczne, a dziś nasza energia skierowana jest na Wschód. Można się zastanawiać, jakie instrumenty dają nam NATO i UE. Gdyby nie udział w tych organizacjach, Polska w ogóle nie liczyłaby się w tej grze, jesteśmy zbyt mali, aby samodzielnie odegrać ważną rolę, ale jednak na tyle znaczący, by wywierać na NATO i Unię istotny wpływ. Dla Polski to ogromna szansa. Choć polityka prowadzona w ramach Wspólnoty nie może do końca

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.