18/2009

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Notes dyplomatyczny

Wszyscy wciąż komentują poranione wystąpienie pani Fotygi w sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Rzeczywiście – działo się. Chociaż, jak nam podpowiedzieli dobrze poinformowani, kilkanaście dni wcześniej, w tejże samej komisji mieliśmy również zabawnego kandydata na ambasadora. To był Andrzej Jasionowski, niedawny dyrektor Departamentu Konsularnego i Polonii, kandydat na ambasadora do Serbii. Najpierw tego kandydata posłom przedstawiano. Jako jego zalety przedstawiciel MSZ wymienił fakt, że był w latach 80. działaczem NZS, i szefem tej organizacji w Łodzi. Wtedy przewodniczący komisji, pan Lisek, aż wstał z radości. I oświadczył wszem wobec, że on był przewodniczącym NZS i gratuluje Jasionowskiemu. A poza tym on to policzył, że 100 posłów w obecnym Sejmie to działacze NZS. Cóż, patrząc na prace tej izby, od rozróby do rozróby, nieskoordynowane działania… Wiele Lisek nam wyjaśnił… Ale wróćmy do Jasionowskiego. Najpierw był on szefem klubu studenckiego Proxima. Potem był w UOP (w sumie klasyczna droga kariery działacza młodzieżowego tamtych lat). Potem zaczął pracę w MSZ. I tu też według schematu. Pracował w ambasadzie w Lagos, gdzie odpowiadał za sprawy handlowe. Potem był konsulem w Ałma Acie. A potem rzuciło go do krajów skandynawskich, do Szwecji i Finlandii. Znaczy się, uznano, że ma szerokie horyzonty.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Animacja dla dorosłych

„Walc z Baszirem” wzbudził zainteresowanie animowanymi dokumentami. Pierwszy raz będzie można je obejrzeć na festiwalu Planete Doc Review Animacje dla dorosłego widza stały się pełnoprawnymi uczestnikami rynku filmowego, coraz częściej goszczą na dużym ekranie, są wyrazem wyrafinowania i kreatywności twórców, którzy w tym gatunku widzą niewątpliwy potencjał. Wśród najciekawszych polskich autorów animacji artystycznej wymienia się nazwiska Waldemara Borowczyka, Zbigniewa Rybczyńskiego, Jana Lenicy, Jerzego Kuci i Andrzeja Czeczota, a z młodszych Piotra Dumały i Tomasza Bagińskiego. W minionym roku uznanie kinowej publiczności zdobyła adaptacja komiksu „Persepolis” Marjane Satrapi, wcześniej „Gnijąca panna młoda” Tima Burtona czy „Trio z Belleville” Sylviana Chometa. Ostatnio o animacji zrobiło się znowu głośno za sprawą wielokrotnie opisywanego już i komentowanego „Walca z Baszirem” Izraelczyka Ariego Folmana, który technikę rysunkową wykorzystał do zrealizowania pełnometrażowego filmu dokumentalnego. Sukces „Walca” stał się dla organizatorów festiwalu filmów dokumentalnych Planete Doc Review, który rozpoczyna się w tym tygodniu w Warszawie, bodźcem do pokazania innych animowanych dokumentów. W nowej festiwalowej sekcji „Animadoc” znalazło się kilkanaście tytułów powstałych na świecie w ostatnich latach, a także miniretrospektywa twórczości Kanadyjczyka Ryana Larkina. Ten pierwszy „Walc…”

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Co zwrócił wojewoda

Państwo przejęło zdewastowany pałac w Otwocku Wielkim, teraz ma oddać odrestaurowany, w którym są ekspozycje Muzeum Narodowego W sporze o odzyskanie wspaniałej posiadłości ziemskiej w Otwocku Wielkim obie strony, państwowa i prywatna, próbują się przechytrzyć. Sprytu nie brakuje nikomu. Józef Jezierski, syn ostatniego właściciela okazałego barokowego pałacu, zaczął się procesować z państwem polskim jeszcze w latach 90. W 2005 r., po trzech latach utarczek, otwocki sąd rejonowy orzekł, że pałac ma wrócić do spadkobiercy. Konkretnie orzeczono wykreślenie z księgi wieczystej skarbu państwa jako właściciela nieruchomości oraz wpisanie w to miejsce syna hrabiego Zygmunta Jezierskiego, przedwojennego właściciela. Według sądu, który uwzględnił wniosek Jezierskiego, zespół pałacowy miał charakter rezydencjonalny, a nie rolniczy – w związku z czym nie mógł podlegać dekretowi PKWN o reformie rolnej z 1944 r. Nie przewidywał on bowiem przejmowania przez państwo nieruchomości, które nie miały charakteru rolnego. Zdaniem pełnomocnika Jezierskiego, Ryszarda Grzesiuły, komunistyczne władze stosowały sprzeczną nawet z ówczesnym prawem interpretację dekretu, co przekształciło reformę rolną w bezprawną grabież mienia obywateli. Ferdynand Ruszczyc – poprzedni dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, które użytkuje obecnie pałac – twierdził jednak, że majątek miał przed wojną cechy gospodarstwa rolnego, bo hodowano w nim krowy i konie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Atom i nie tylko

Zanim doczekamy się elektrowni jądrowej, trzeba modernizować tradycyjną energetykę opartą na węglu Artykuł prof. Ludwika Tomiałojcia pt. „Nie spieszmy się z atomem” („P” nr 7) operuje pojęciem energetyki obywatelskiej – demokratycznej. Należy to rozumieć również jako obowiązek dostarczania społeczeństwu możliwie rzetelnej i pełnej informacji. Społeczeństwo powinno wiedzieć, że istnieją inne typy reaktorów niż reaktor w Czarnobylu, że reaktory te pracują dziesiątki lat, że od czasu tamtej awarii nastąpił istotny rozwój zabezpieczeń i metod kontroli bezpieczeństwa. Bierzmy przykład z Czechów Żaden rodzaj energetyki nie jest całkowicie bezpieczny i każdy wymaga określonej kultury technicznej. Dotyczy to również energetyki odnawialnej. Dlatego m.in. zaleca się, by elektrownie wiatrowe były budowane na nieużytkach i akwenach wodnych. Trzeba też brać pod uwagę fakt, że energetyka odnawialna jest stosunkowo młoda i wszystkich zagrożeń możemy nie znać. Otoczenie Polski wianuszkiem elektrowni atomowych nie jest argumentem demagogicznym. Wystarczy mapa, cyrkiel i znajomość strefy oddziaływania. Elektrownie atomowe powstaną w Polsce dopiero za kilkanaście lat, będą więc one najnowszej generacji, a zatem relatywnie najbezpieczniejsze. Jasne więc, że stopień bezpieczeństwa atomowego na terytorium Polski nie zmieni się w sposób istotny. Prof. Tomiałojć postuluje, byśmy nie spieszyli się z energetyką jądrową, tymczasem niemal

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy państwo powinno pomagać kredytobiorcom?

PRO Zbigniew Malisz, Polski Związek Firm Deweloperskich Tak. Jak wynika z komunikatów GUS, zbliża się dołek w budownictwie mieszkaniowym. Powstrzymane zostało nie tylko rozpoczynanie nowych projektów, ale nawet wydawanie pozwoleń na budowę. Jest to problem ekonomiczny i społeczny. Wsparcie państwa w postaci dopłat do kredytów hipotecznych jest konieczne, bo pokolenie dwudziestokilkulatków musi mieć szansę na nowe mieszkania. KONTRA Prof. Henryk Sasinowski, socjologia, polityka społeczna, Politechnika Białostocka Sprawa jest kontrowersyjna, bo kredytobiorcy by na tym zyskali, ale wszyscy pozostali nie. Byłoby to zatem faworyzowanie jednych i dyskryminowanie tych, którzy nie mieli możliwości skorzystania z opiekuńczej funkcji państwa. Polska nie należy do krajów bogatych i nie stać nas na taki gest, a nawet rozrzutność. Szczególnie w dobie kryzysu, który do nas nadchodzi, a może już nawet zajrzał.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Ta wstydliwa polska wieś

Dwadzieścia lat transformacji to zarazem dwadzieścia lat nieustannego ataku na to, co wiejskie i chłopskie Zanosi się na to, że znowu czyjaś niefortunna wypowiedź stanie się początkiem burzliwej debaty, służącej nie tyle do wymiany argumentów, ile raczej ciosów, wymierzanych za pomocą stereotypów, epitetów i inwektyw. Jak wiadomo, dobry film sensacyjny powinien się zacząć od trzęsienia ziemi, a potem napięcie musi stale rosnąć. To samo obowiązuje w dyskusji, więc skoro niedawno usłyszeliśmy, że „chłopi częściej dobijali powstańców, niż walczyli o niepodległość”, trzeba odpowiedzieć w podobny sposób. Owszem, jeśli nawet takie przypadki miały czasami miejsce, to doskonale wiadomo dlaczego. Otóż dlatego, że – jak pisali popowstaniowi uchodźcy – „Ojczyzna nasza, to jest Lud polski, zawsze była odłączona od ojczyzny szlachty polskiej i jeżeli było jakie zetknięcie pomiędzy krajem szlachty polskiej a krajem ludu polskiego, miało ono niezaprzeczenie podobieństwo styczności, jaka zachodzi pomiędzy zabójcą a ofiarą. Morze krwi na całym świecie rozgranicza szlachtę od ludu”. Ile w tym morzu było krwi „pańskiej”, a ile „chamskiej” – jak to wymierzyć i kto pokusi się o precyzyjną odpowiedź? W związku z podniesionym zarzutem warto jednak zauważyć, jak zgrabnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy mogliśmy wyjść z II wojny bez ziem zachodnich?

Prof. Tomasz Nałęcz, historyk, b. wicemarszałek Sejmu Wyszliśmy okrojeni. II RP miała prawie 390 tys. km kw. A też sporo zyskaliśmy. Poziom cywilizacyjny terytoriów na północy i zachodzie był nieporównywalnie wyższy. Mogło być gorzej, jednak II wojna światowa kończyła się dla Polski wynikiem fatalnym. O tej części Europy decydował Stalin, przeciwnik wolnej Polski. To, że jednak okazał się tak hojny, wynikało z tego, że walcząc o terytoria dla nas, walczył o granice kraju uzależnionego od ZSRR. Gdyby się udało zrządzeniem losu uratować Polskę suwerenną i demokratyczną, jej kształt terytorialny byłby znacznie gorszy. Dwie rzeczy były przedmiotem sporu – terytorium polskie i rząd polski. Gdyby Churchill wygrał w kwestii rządu, to kosztem terytorium. To tylko przypuszczenie, ale bardzo prawdopodobne. Prof. Andrzej Sakson, socjologia narodu, dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu Gdyby Polska w 1939 r. podpisała pakt antykomiternowski i razem z Niemcami zaatakowała ZSRR, to mógłby być jeden ze scenariuszy. Takie propozycje Hitler Polsce składał. Gdybyśmy do tego przystąpili, a Niemcy wojnę przegrali, zapłacilibyśmy wysoką cenę. Utracilibyśmy Kresy Wschodnie z Lwowem i Wilnem, a nie uzyskalibyśmy żadnej rekompensaty w postaci Ziem Odzyskanych. Nie byłoby więc Wrocławia, Szczecina Zielonej Góry ani Olsztyna. Polska byłaby wówczas państwem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Lewicowość nie jest chorobą – rozmowa z prof. Jean-Michel De Waele

Dla środowisk lewicowych to nie SLD powinien być workiem treningowym, tylko PiS – Jak pan ocenia przemiany w Europie Wschodniej 20 lat po zmianie systemowej? – Kiedy 20 lat temu ktoś mówił, że Polska będzie aktywnym członkiem Unii Europejskiej, nikt w to nie wierzył. Myślę, że sporządzając bilans ostatnich dwóch dekad, nie można mówić jedynie o trapiących was problemach. Trzeba pamiętać o wspaniałej drodze, jaką Polska przeszła od 1989 r. Są jednak także kwestie niepokojące. 20 lat temu Polska była na zachodzie Europy najpopularniejszym państwem regionu Europy Środkowo-Wschodniej. To był kraj Geremka, Michnika, Kuronia, kraj, w którym zrodziła się „Solidarność”, który rozbudzał wyobraźnię. Dziś Polska jest krajem, który wzbudza największy strach i prowokuje Europę Zachodnią do agresywnych i ostrych sądów. Wizerunek Polski bezsprzecznie podupadł. – Skąd ta zmiana? Co takiego się stało, że nasz wizerunek tak ucierpiał? – W Europie Zachodniej myśleliśmy, że „Solidarność” jest ruchem postępowym, że niesie ze sobą idee otwartej demokracji. Teraz, kiedy w polskim życiu publicznym funkcjonują osoby związane z tamtą „Solidarnością”, okazuje się, że ich poglądy są eurosceptyczne, nacjonalistyczne, antyeuropejskie, czego najlepszym przykładem jest dyskurs braci Kaczyńskich. Sądziliśmy, że Polska jako kraj

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Buntujemy się od święta – rozmowa z prof. Krystyną Skarżyńską

PO za bardzo wierzy, że przy pomocy mediów można czynić cuda – Jak Polacy postrzegają świat? Siedzą przed telewizorem, bo to jest ich główne źródło informacji, i zgryźliwie komentują? – Polacy specjalnie nie interesują się światem. Tak naprawdę większość z nas to ludzie, którzy chcą sobie zapewnić w miarę przyzwoite życie. Sobie i swojej rodzinie. I mieć święty spokój. A inni interesują nas wtedy, gdy nadeptują nam na odcisk, gdy mówią coś niezgodnego z tym, co myślimy. Natomiast problemy świata – to interesuje mniejszość. Jesteśmy zamknięci w gronie swoich bliskich. – To pokazują badania? – Rzadko wychodzimy z domu, aby zrobić coś dla innych z innymi. W lecie ub.r. ponad 95% Polaków deklarowało, że aktualnie nie działa w żadnej organizacji, stowarzyszeniu ani partii. W tym samym badaniu (European Value Survey) większość Polaków deklarowała, że nigdy nie weźmie udziału w nielegalnym strajku (65,2%), okupacji budynku czy zakładu pracy (65%) ani bojkocie (52%). Świat niezbyt nas interesuje. Gdy gdzieś na świecie zdarza się nieszczęście, pierwsze informacje dotyczą tego, czy byli tam Polacy. Czytamy mało książek, w telewizji oglądamy seriale lub zapasy polityków albo gwiazd show-biznesu. Przeciętna szkoła nie uczy samodzielności myślenia ani nie kształtuje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.