2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Umarł faraon, niech żyje faraon

Prezydent Mursi forsuje konstytucję, na którą nie zgadza się społeczeństwo Ustawę zasadniczą powinno się przygotowywać powoli i starannie, uwzględniając rozbieżne głosy i opinie, choćby dlatego, że nieprędko przyjdzie się z nią rozstać, zastępując nową – w zamyśle lepszą. W Polsce trwało to kilka dobrych lat, dzięki czemu do referendum szliśmy w atmosferze względnej zgody, a przynajmniej kompromisu. Nad Nilem jest inaczej. Ostatnie tygodnie dowodzą, że wybrany w czerwcu br. prezydent Mohammed Mursi nie dość, że średnio czuje się w ciasnym gorsecie demokraty, to jeszcze forsuje konstytucję, co do której nie ma nawet minimalnej zgody narodowej. Zanim odniesiemy się do tekstu wzbudzającego takie kontrowersje, prześledźmy wydarzenia, które doprowadziły do kolejnej erupcji niezadowolenia społecznego. Gwoli ścisłości – do przesileń politycznych dochodzi nad Nilem co kilka miesięcy, tym razem jednak Marina Ottaway z Cargengie Endowment for International Peace, zwykle powściągliwa w ocenach, określiła sytuację mianem „najpoważniejszego kryzysu nieszczęsnej egipskiej transformacji”. Trudno być demokratą 22 listopada br. przejdzie do historii jako dzień, w którym prysnęły złudzenia co do demokratycznych intencji Mursiego oraz jego islamistycznego otoczenia. Krytyków obecnych wydarzeń nie przekonują już słowa prezydenta, że jest jedyną osobą mogącą dokończyć rewolucyjne dzieło, a wszystko, co robi, robi w imię

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Niewydarzony Mitterrand

Z niepublikowanych raportów Wiesława Górnickiego dla gen. Jaruzelskiego Przez 10 lat Wiesław Górnicki był bliskim współpracownikiem gen. Wojciecha Jaruzelskiego. W tym czasie sporządził setki różnego rodzaju dokumentów. Poniżej prezentujemy jeden z tych, które trafiły do rąk ówczesnego I sekretarza KC PZPR – uwagi dotyczące przygotowywanego przez MSZ listu gen. Jaruzelskiego do ówczesnego prezydenta Francji François Mitterranda po ich spotkaniu nad Sekwaną w grudniu 1985 r. Dokument pochodzi z oddanej do druku, redagowanej przez Pawła Dybicza i Grzegorza Sołtysiaka publikacji „Raporty Wiesława Górnickiego do gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Rok 1986”, rozpoczynającej całościowe, 10-tomowe wydanie tych źródeł, znajdujących się w zasobach Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL. Za tydzień opublikujemy dokonaną przez Górnickiego analizę sytuacji w TVP oraz ocenę osób w niej zatrudnionych na przełomie lat 1985 i 1986. Nr 6 Warszawa, dnia 23 stycznia 1986 r. Dotyczy: listu do Mitterranda1. Przesyłam Tow. Generałowi zgodnie z rozkazem czwartą wersję proponowanego listu osobistego do F. Mitterranda. Uważam osobiście ten krok za jedno z najważniejszych posunięć naszej polityki zagranicznej w ostatnich latach. Dlatego też proszę Tow. Generała nie o pośpiech, lecz o możliwie najgłębszy namysł nad istotą polityczną, następstwami oraz każdym z osobna sformułowaniem listu. List osobisty

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Fiat: katastrofa zapowiedziana

Fiat zwalnia 1500 osób. Wszyscy są oburzeni postawą włoskiego koncernu, tyle że było o tym wiadomo od dawna Przełom 2009 i 2010 r. Produkcja samochodów w skali świata spadła o 12%. Koncerny motoryzacyjne, które wcześniej postawiły na globalną ekspansję, nagle przypomniały sobie o narodowych korzeniach. Jak trwoga, to do państwa, niech państwo pomoże. Tak było z bankami i tak było z koncernami motoryzacyjnymi – dyrekcja Fiata rozpoczęła negocjacje z włoskim rządem. Coś za coś. Będzie rządowe wsparcie, masowe cięcie praw pracowniczych – nawet niezgodne z włoskim kodeksem pracy (Fiat wycofa się ze związku pracodawców, aby omijać układy zbiorowe), a w zamian koncern przeniesie produkcję nowego modelu pandy pod Neapol, do Pomigliano d’Arco. W tym czasie Tychy świętują – w 2009 r. z taśm tyskiej fabryki Fiata zjechało 606 tys. samochodów, absolutny rekord w historii zakładu. Połowa z nich to właśnie pandy. W efekcie ustaleń Fiata z włoskim rządem wiadomo już jednak było, że produkcja pandy w Polsce ma się zakończyć w ciągu trzech lat – do końca 2012 r. Informacje o tym pojawiają się w polskich mediach. I co? I nic. Brak reakcji rządu, bez odpowiedzi pozostają pisma zdesperowanych związkowców, domagających się działań w związku z groźbą zwolnień

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Boże Narodzenie w marcu? – rozmowa z prof. Aleksandrem Krawczukiem

Terminy zupełnie umowne, przypadkowe funkcjonują od czasów starożytnego Rzymu. Nie mają nic wspólnego z historią ani z astronomią Prof. Aleksander Krawczuk – nestor polskich historyków starożytności Rozmawia Leszek Konarski Ewangelie nie podają żadnej daty przyjścia na świat Jezusa. Dlaczego Boże Narodzenie przypada 25 grudnia? – Ewangeliści nie wymieniają żadnej konkretnej daty, bo to nie są podręczniki historii. Dla pierwszych chrześcijan data urodzin Chrystusa nie była ważna, nawet się tym nie interesowali, najistotniejsza była Wielkanoc. Dla nich Zmartwychwstanie Pańskie stanowiło istotę chrześcijaństwa. Dopiero w IV w. zaczęto dochodzić, kiedy urodził się Chrystus. Nie znajdując w Nowym Testamencie żadnej wskazówki, Kościół w Rzymie postanowił obchodzić urodziny Chrystusa w dzień zimowego przesilenia słonecznego, wtedy 25 grudnia, a teraz 21. Postanowiono wykorzystać przypadające w tym dniu bardzo popularne w starożytnym Rzymie święto odradzania się Słońca Sol Invictus, czyli Dzień Słońca Niezwyciężonego. Od tej daty dnia przybywa, a więc siły jasności zwyciężają nad ciemnością. W Ewangeliach mówi się, że Chrystus jest „światłością świata” i najprawdopodobniej uznano, że pogańskie święto Słońca będzie do tego celu najlepsze. Zresztą Kościół zawsze zalecał, aby nawiązywać do przeszłości religijnej ludów pogańskich, nie burzyć ich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Moi mistrzowie – rozmowa z Jerzym Radziwiłowiczem

W słynnych tekstach teatralnych są zagadki rodzinne Jerzy Radziwiłowicz – (ur. w 1950 r.) aktor filmowy i teatralny, związany z Teatrem Narodowym w Warszawie. Ostatnio można go zobaczyć m.in. w „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego oraz w serialu „Bez tajemnic” w HBO. Rozmawia Łukasz Maciejewski Pana filmografię otwierają „Drzwi w murze” Stanisława Różewicza, z którym spotykał się pan zresztą kilka razy. – Zrobiliśmy dwa filmy i chyba dwa Teatry Telewizji. To dla mnie szczególny twórca polskiego kina. Nigdy nie był na świeczniku, w pierwszej lidze, ale zawsze stanowił punkt odniesienia dla innych. (…) – To było po studiach, już grałem w Starym Teatrze. Różewicz mnie obsadził. Pierwszy raz zagrałem wtedy w filmie. Bardzo mnie to poruszyło, że znalazłem się właśnie u Stanisława Różewicza. Jednak wtedy więcej niż Stanisław Różewicz znaczył dla mnie Zbigniew Zapasiewicz, który grał w tym filmie główną rolę. Bardzo przyjemne spotkanie, bo to był człowiek na luzie, nienapuszony w stosunku do zawodu. Zresztą sam w wielu miejscach podzielam podejście Zapasiewicza do aktorstwa; on uważał, że to w pierwszym rzędzie jest zawód, a czymś więcej ten zawód bywa. Nazwałby pan Zapasiewicza swoim mistrzem? – Oczywiście. W Szkole Teatralnej wielokrotnie biegaliśmy do Teatru Dramatycznego na „Kroniki królewskie”,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Tabloidowa zaraza

Z boku wygląda to tak, jakby w ostatnich latach najbardziej przybyło w Polsce chamów i skandalistów. A język obelg i epitetów wywalczył sobie prawo do publicznej obecności na równi z literacką polszczyzną. Czy faktycznie coś takiego porobiło się z Polakami, że im większy cham i matoł, tym bardziej przyciąga ich uwagę? Jaka jest skala tego zjawiska, które tak się w przestrzeni publicznej rozpanoszyło, że sprawia wrażenie dominującej większości? Tak na szczęście nie jest, choć powodu do spokoju i lekceważenia problemu już nie ma. Zwłaszcza gdy obserwuje się zdobywanie przez tę swoistą subkulturę kolejnych przyczółków. To, co jeszcze chwilę wcześniej wydawało się absolutnie niedopuszczalne, staje się faktem i zaraża kolejne obszary. Równanie do najgłupszych jest przecież o wiele łatwiejsze niż próby doganiania najsprawniejszych intelektualnie. Gołym okiem widać brak odporności Polaków na tę tabloidową zarazę. A ci, którzy powinni z tym walczyć bądź z urzędu – jak publiczne media – bądź z powołania – jak świat kultury, mają, wstyd powiedzieć, wielkie, choć niechlubne zasługi w promocji takich postaw. Wystarczy spojrzeć na skład stałych gości najpopularniejszych programów publicystycznych w telewizji publicznej i stacjach komercyjnych, by złapać się za głowę. A później gospodynie i gospodarze tych programów stają na czele walki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Nagi tors agenta Tomka

Jak się zdaje, największym wydarzeniem politycznym ubiegłego tygodnia było ukazanie się nagiego torsu agenta Tomka nad walizą pełną pieniędzy. Zdjęcia obiegły prasę i internet. Półnaga gwiazda CBA w pretensjonalnej pozie, z głupawym wyrazem twarzy wygina się nad otwartą walizką z pieniędzmi. Dziennikarze oszaleli ze szczęścia. Wreszcie coś się dzieje! Zaczęli przepytywać polityków, co sądzą o tych zdjęciach. Politycy – zgodnie z oczekiwaniami: ci z Platformy byli oburzeni, ci z PiS i jego odrostów nie widzieli w tym nic złego. Przepytywany na tę okoliczność poseł Macierewicz zadeklarował swą jednoznacznie heteroseksualną orientację, a po tym zastrzeżeniu wyłączającym kontekst erotyczny oświadczył, że zdjęcia mu się podobają. Na odchodnym rzucił przez ramię, że publikowanie zdjęć operacyjnych jest przestępstwem. No, tu chyba przesadził. Czyżby lekka nadwaga agenta była aż tajemnicą państwową? Sam były agent, dziś poseł na Sejm, tłumaczył się przed kamerą swoim nieporadnym językiem, że nie chciał „spocić koszuli” i dlatego zdjął ją przed akcją. Tu ekssuperagent ujawnił kolejne tajemnice: że przed akcją pocił się z emocji i że miał tylko jedną koszulę. To ostatnie może sugerować, że do prowokacji użyto wszystkich pieniędzy z budżetu CBA, więc trzeba było oszczędzać na koszulach. W tym całym błazeństwie do kwadratu (najpierw błaznował agent z walizą pieniędzy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Upiory przeszłości

Noc żywych trupów w Polsce trwa nie tylko od święta, ale i na co dzień. Jak mawia prof. Zbigniew Pełczyński, w Polsce bardziej ceni się zmarłych i cmentarze niż żywych ludzi i ich problemy. Upiory przeszłości w barwach narodowych ostatnio tańczą swój nacjonalistyczny taniec coraz częściej. 13 grudnia znowu będą odprawiać jasełka nad grobem demonizowanego peerelu. Ten dzień wpisuje się w kalendarz świąteczny polskiej prawicy. Inne specjalne daty w kalendarzu „prawdziwego Polaka” to m.in. zdominowany przez nacjonalistów w minionym okresie 11 listopada, stanowiący dobry pretekst do urządzania bijatyk ulicznych, zapraszania neofaszystów z zagranicy i polowań na „innych”. Prawdziwi Polacy cenią również datę 17 września i lubią podkreślać, że wojna rozpoczęła się właśnie tego dnia – nie od napaści faszystowskich Niemiec, ale od inwazji Rosji. Dlatego zamiast urządzać antywojenne demonstracje 1 września, wolą organizować antykomunistyczne wiece 17 września. Gdyby ktoś się uczył historii od „prawdziwych Polaków”, myślałby, że w czasie II wojny światowej Polska walczyła z Rosją, a nie z Niemcami. Może dlatego prawicowi nacjonaliści wolą budować legendę Narodowych Sił Zbrojnych zwalczających lewicową partyzantkę pod hasłem walki z „żydokomuną”, niż wspominać tych, którzy stawiali opór faszyzmowi. Stąd już blisko do uznania, że największym obozem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Po konkursie na ambasadę w Berlinie został bezwartościowy projekt i 17,5 mln zł do zapłacenia. Kilka dni temu wiceminister Jerzy Pomianowski ogłosił, że do roku 2016 ma być zbudowana polska ambasada w Berlinie. Ba, przedstawił nawet jej makietę, bo na projekt architektoniczny ogłaszany był konkurs. Budowa ambasady kosztować ma 40 mln euro. I teraz pytanie za 100 punktów: czy warto do takich deklaracji przywiązywać wagę? Doświadczenie podpowiada, że trzeba do nich podchodzić ostrożnie. Rejwach wokół ambasady RP w Berlinie trwa już bowiem ponad 15 lat! Przez ten czas pokolenie berlińczyków przyzwyczaiło się, że w centrum stolicy, przy Unter den Linden, straszy szkielet budynku polskiej ambasady. A minister Sikorski od pięciu lat, rok w rok mówił w Sejmie, że za chwilę sprawa ruszy z kopyta. I nic. Wszystko zaczęło się w roku 1997, kiedy postanowiono odnowić istniejący budynek ambasady, zwykły biurowiec klasy Lipsk. Wyliczono, że koszt remontu wyniesie ok. 20 mln zł. I nawet już się do tego zabierano, ale ktoś doszedł do wniosku, że nie ma sensu poprawiać czegoś, co i tak nigdy nie będzie eleganckie, że lepiej będzie zburzyć stary budynek i w tym miejscu zbudować nową ambasadę. MSZ rozpisało więc konkurs, określając powierzchnię nowej ambasady na 7

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Młode, tanie, z HIV

Nieletnie tajlandzkie prostytutki pracują od 10 do 14 godzin na dobę W zawodzie prostytutki pomyślność rzadko jest długotrwała. Również, niestety, wiele prostytutek umiera w młodym wieku. W północnej Tajlandii, Kambodży i niektórych regionach Indii ogromną ich liczbę, a ściślej większą część pokolenia, zabija AIDS. Nawet te kobiety, które zostały prostytutkami z wyboru, nie wyobrażały sobie, że będzie to równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku śmierci. Wśród dziewcząt zwabionych i zmuszonych do sprzedaży usług seksualnych występuje jeden z najwyższych wskaźników zakażenia wirusem HIV. Jak na ironię, jest to skutek wymagań klientów, pragnących prostytutek młodych, „czystych” i zdrowych. Wiele ofiar AIDS zostało zwerbowanych do prostytucji przed ukończeniem 16 lat. Zanim osiągną 25. rok życia, konsumenci zrezygnują z ich usług, a właściciele domów publicznych przestaną je zatrudniać. Te kobiety nie dożyją nawet trzydziestki. W domach publicznych można kupić bardzo młode dziewczęta i kobiety. Wprawdzie niektóre są tak atrakcyjne fizycznie i wyszkolone w swoim zawodzie, że sprzedają usługi seksualne jeszcze po 30. roku życia, ale większość domów publicznych preferuje młodsze; młode i tanie. Dlatego prostytutki rzadko pracują tam dłużej niż kilka lat, po czym przenoszą się do innych sektorów przemysłu seksualnego. Ich pobyt

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.