01/2014

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kultura

Wóda, seks, historia i władza

2014 może się okazać drugim z rzędu znakomitym rokiem polskiego kina. I znów rozpocznie go film Wojtka Smarzowskiego Mówi, że zabiera się do filmów, gdy coś go boli i uwiera. Niespełna rok temu do kin wchodziła „Drogówka”, w której Wojciech Smarzowski, uchodzący za jednego z kultowych reżyserów, rozprawiał się z siedmioma grzechami głównymi naszego społeczeństwa (m.in. z korupcją, cudzołóstwem i hipokryzją oraz zgnilizną władzy). Tym razem na warsztat wziął jeden, ale jakże powszechny: alkoholizm. – Z powieści Jerzego Pilcha oraz z mojego – sądzę, że mogę tak napisać – niegrzecznego widzenia kina można zmontować ekstramocny koktajl. Będzie miał sporo kolorów, bo pracuję z aktorami na półtonach i niuansach, będzie międzynarodowy, bo wierzę, że są szanse na festiwale, i zapewniam, że będzie popularny, bo picie to jednak cały czas nasz sport narodowy. Tylko z kacem każdy będzie musiał radzić sobie sam – zdradza reżyser. W głównej roli obsadził rozchwytywanego ostatnio Roberta Więckiewicza, którego w minionym półroczu mogliśmy podziwiać jako lidera „Solidarności” w „Wałęsie. Człowieku z nadziei” Andrzeja Wajdy, a następnie jako Adolfa Hitlera w „AmbaSSadzie” Juliusza Machulskiego. Teraz będzie typowym polskim alkoholikiem. Grany przez niego Jerzy jest pisarzem, który ulega zgubnemu nałogowi. Pewnego dnia poznaje jednak młodą dziewczynę (Julia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Co zrobić z Senatem – rozmowa z prof. dr hab. Marianem Grzybowskim

Od początku obowiązywania konstytucji z 1997 r. przeważała jej neoliberalna interpretacja Prof. dr hab. Marian Grzybowski  – profesor zwyczajny w Katedrze Prawa i Nauk o Administracji w Instytucie Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, były członek Komitetu Nauk Politycznych PAN, kierownik Katedry Prawa Ustrojowego Porównawczego Uniwersytetu Jagiellońskiego, w latach 2001-2010 sędzia Trybunału Konstytucyjnego, autor licznych prac naukowych z zakresu prawa konstytucyjnego porównawczego. Czy z polską konstytucją jest tak źle, że wszystkie partie w parlamencie, a i organizacje społeczne poza nim nawołują do jej zmiany? – Uważam, że jest ona dostatecznie funkcjonalna jak na warunki, w jakich powstała. Nie widzę potrzeby generalnych zmian, ani w zakresie podstawowych zasad ustroju Rzeczypospolitej, ani w sferze regulacji statusu jednostki, wolności praw i obowiązków człowieka i obywatela. Są one dostosowane do europejskich standardów. Można natomiast mówić o potrzebie uzupełnień, doprecyzowań czy korekt, tam gdzie pojawiły się wątpliwości konstytucyjne albo gdzie życie na tyle poszło naprzód, że pojawiły się nowe zagadnienia, które w konstytucji z 1997 r. nie zostały wystarczająco uregulowane. Co wymaga doprecyzowania? – W konstytucji mamy np. dziwną sytuację w odniesieniu do prokuratury, która jest w niej wzmiankowana, choć szerszej, systemowej regulacji brak. Przewidziano uczestnictwo prokuratora generalnego w postępowaniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Łapówki od Siemensa

Były dyrektor koncernu skazany na wypłacenie wielomilionowego odszkodowania Największa afera korupcyjna powojennych Niemiec wciąż daje zajęcie Temidzie. Sąd w Monachium orzekł, że były dyrektor do spraw finansowych Siemensa, 60-letni Heinz-Joachim Neubürger, musi zapłacić dawnemu pracodawcy 15 mln euro odszkodowania. Według sądu, Neubürger nie dopełnił obowiązków i nie zapobiegł ani nie zwalczał korupcji, którą przedstawiciele Siemensa uprawiali w różnych krajach. Podczas dochodzenia menedżer przyznał, że w 2003 r. dostał informację o łapówkach wręczanych przez pracowników koncernu politykom nigeryjskim. To rekordowa rekompensata zasądzona w skandalu Siemensa, który wybuchł siedem lat temu. Jak napisał dziennik „Augsburger Allgemeine Zeitung”, nawet dla dyrektora, który zarabiał 2,7 mln euro rocznie, taki wyrok to dotkliwy cios. Przed dwoma laty zakończono postępowanie karne przeciw Neubürgerowi. Prokuratura w Monachium nie wniosła oskarżenia, w zamian były dyrektor finansowy wpłacił 400 tys. euro na rzecz organizacji charytatywnej. Heinz-Joachim Neubürger w 2006 r. odszedł z Siemensa, w którym przepracował osiem lat na kierowniczych stanowiskach, jak podkreśla, z przyczyn osobistych. Obecnie mieszka w Londynie i zasiada w radzie nadzorczej Niemieckiej Giełdy oraz w radach innych firm. Zamieszani w skandal byli dyrektorzy Siemensa zawarli ugody i przekazali dawnemu pracodawcy znacznie niższe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Najważniejsze to dobrze się ożenić

Migreny, stany lękowe, pieniądze i kochankowie – kulisy amerykańskiej kampanii prezydenckiej Amerykańskie kampanie wyborcze to nie tylko mięso: dane statystyczne i demograficzne, grupy fokusowe, spoty, virale (zabawne filmiki reklamowe itp., rozprzestrzeniające się metodą podaj dalej – przyp. red.), organizacja, mobilizowanie wyborców i zbieranie pieniędzy. Tamtejsza polityka to również sos: kandydaci i sztabowcy, mężowie, żony i kochankowie, przyjaciele i wrogowie, sympatie, antypatie i fobie, przypadki, dni złe i dobre. O tym sosie opowiadają Mark Halperin i John Heilemann w jeszcze ciepłej – wydanej w listopadzie 2013 r. – książce „Double Down: Game Change 2012”. Autorzy są znanymi dziennikarzami, współpracującymi m.in. z MSNBC i „Time’em”. Ich wcześniejsza publikacja, „Game Change”, poświęcona prezydenckiej kampanii wyborczej w 2008 r., była bestsellerem. Jej ekranizacja, w której wystąpili Julianne Moore (grała Sarah Palin), Ed Harris (w roli Johna McCaina) i Woody Harrelson, została uhonorowana m.in. trzema Złotymi Globami i pięcioma nagrodami Emmy. Nie zaskakuje więc, że wydawca zaproponował autorom 5 mln dol. zaliczki na tom o kampanii wyborczej 2012 r. Sukces poprzedniej książki przydał się również bardzo przy zbieraniu materiału o ostatniej kampanii – każdy uczestnik wydarzeń chciał rozmawiać z Halperinem i Heilemannem.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Co się stało z arabską wiosną?

Kto zyskał, a kto stracił na przemianach w krajach arabskich Polityczna zawierucha, która trzy lata temu rozpoczęła się w Tunezji, aby następnie ogarnąć inne kraje arabskie, przyniosła nadzieję na gruntowne zmiany polityczne i gospodarcze. Masowe bunty ludzi przeciw dyktaturom, biedzie oraz niesprawiedliwemu podziałowi i tak umiarkowanego bogactwa nazwano na Zachodzie arabską wiosną, nawiązując do europejskiej Wiosny Ludów. Arabowie mówią raczej o rewolucjach, które teraz nie przypominają już wiosny, tylko niekończącą się jesień. Najgwałtowniejsze protesty ogarnęły zarówno Tunezję, Egipt i Libię, gdzie udało się obalić dyktatorskie reżimy, jak i Jemen, Syrię oraz Bahrajn, gdzie to się nie powiodło. O ile w Tunezji i Egipcie obyło się bez konfliktów na szerszą skalę, co nie znaczy, że bez ofiar, o tyle w Syrii oraz w Libii wybuchły krwawe wojny domowe. Niespokojnie było w ubogim Jemenie, gdzie wprawdzie pozbawiono Alego Abdullaha Saleha stanowiska szefa państwa, ale ten skrupulatnie odbudowuje dziś swoje wpływy. Na mały Bahrajn w ogóle nie zwracano uwagi. Tam zbuntowali się m.in. szyici, stanowiący większość pozbawioną władzy, państwem rządzą bowiem sunnici wspierani przez Arabię Saudyjską. Egipska kontrrewolucja Pierwsze rewolty wybuchły w Tunezji i w Egipcie. W obu krajach udało się dokonać niemożliwego, czyli zmusić autokratów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Minister lat 27

Niektórzy kpią, że w pierwszą podróż zagraniczną szef austriackiego MSZ pojedzie do Disneylandu Korespondencja z Wiednia Najmłodszy minister w historii II Republiki, Sebastian Kurz, już trzy lata temu okupował czołówki gazet. Jako przywódca młodzieżówki ludowców (ÖVP) zachęcał do głosowania na partię kampanią „Czarne jest podniecające!”, pozując z atrakcyjnymi dziewczętami na czarnym hummerze przed wiedeńskim klubem Moulin Rouge. Jako 24-latek został sekretarzem stanu ds. integracji i… okazał się zdolnym, skutecznym politykiem. Przetrwał żarty z nazwiska, oznaczającego krótki, krótko, i pytania o jego polityczne przetrwanie. Młody sekretarz stanu błyskawicznie wskoczył na polityczny szczyt, a teraz jest najmłodszym w Europie ministrem spraw zagranicznych. Macedoński szef MSZ Antonio Milošoski miał 30 lat, kiedy otrzymał tekę, a serbski, Vuk Jeremić – 31 lat. Nowy rząd Austrii jest nieco starszy od poprzedniego, średnia wieku wynosi 49,9 lat. Kurz, student prawa bez doświadczenia dyplomatycznego, musi sporo się nauczyć, by swobodnie zasiąść do stołu rozmów choćby z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem. Za nominacją Kurza stoi Michael Spindelegger (ÖVP), obecny wicekanclerz, minister spraw zagranicznych w poprzednim rządzie. „Spiegel” w wydaniu online pisze, że na początku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Jestem cierpliwa i nie narzekam – rozmowa z Danutą Stenką

Rola Judyty w „Nigdy w życiu!” zrobiła mi dużo dobrego, uwolniła od stereotypu heroiny. Bardzo tego potrzebowałam Danuta Stenka – aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa. Popularność przyniosła jej rola Judyty w przeboju kinowym „Nigdy w życiu!” na podstawie powieści Katarzyny Grocholi. Obecnie jest aktorką Teatru Narodowego w Warszawie. (…) Twoim pierwszym prawdziwym przebojem była dopiero rola Judyty w „Nigdy w życiu!” Ryszarda Zatorskiego z 2004 r. – Tak. Ten film zrobił mi dużo dobrego, uwolnił od stereotypu dramatycznej heroiny. Bardzo tego potrzebowałam, choć mało brakowało, a nie zagrałabym Judyty. Jako aktorka grająca w dramatach raczej nie miałaś co liczyć na przychylność producentów. – Pomysł, żeby obsadzić mnie w roli Judyty, należał do Kasi Grocholi. Bardzo chciała, żebym to ja zagrała tę bohaterkę. Cały czas przypominała producentom, żeby zaprosili mnie na casting. Ale to w ogóle nie wchodziło w rachubę, nikt nie przyjmował tego do wiadomości. Oni uważali, że jestem aktorką dramatyczną, absolutnie się do takiej roli nie nadaję, strata czasu. W końcu jednak zostałam zaproszona – to był już dosłownie rzut na taśmę, mieli w zasadzie gotową obsadę, tylko nie mogli dopasować dzieci do dorosłych. Podeszłam do wyzwania na kompletnym luzie. Uznałam, że skoro tak długo zwlekano z castingiem, przypuszczalnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ukraińcy nad Wisłą

W Unii Europejskiej są już od dawna i zarabiają tu grosze – Musieliśmy zapłacić 3,6 tys. dol., aby nasza Wiera dostała pracę pielęgniarki w szpitalu w Żytomierzu – mówi 48-letni Wasyl, który od 12 lat jest w Polsce. Korupcja, nawet głód. Tak można by scharakteryzować życie na Ukrainie. W ciągu tych wielu lat od rozpadu ZSRR nic się nie zmieniło, jak twierdzą moi rozmówcy. Dlatego ich krajanie wciąż przyjeżdżają do Polski w nadziei na lepsze życie. W Unii Europejskiej już więc są – i harują tu za grosze. Czy ich oczekiwania się spełniają? Nie wiadomo, ilu Ukraińców jest nad Wisłą. Niektóre statystyki podają, że 250 tys., inne mówią o 300 tys. Chociaż mogą być zatrudnieni legalnie, z takiego prawa korzysta niewielu. Reszta pracuje na czarno. Tak jest najlepiej – dla wszystkich. Dawniej ktoś, dziś nikt Schemat jest następujący: jeść byle co, mieszkać byle gdzie, aby tylko jak najwięcej zarobić. Nawet kosztem zdrowia. Po to, by ratować dzieci, wnuki, nawet dalszą rodzinę. – Bo u nas, na Ukrainie, głód. Rozumie pani? – mówi Olena, z wykształcenia technolog żywności, w Polsce od 1998 r. Przez 21 lat była dyrektorem departamentu żywienia zbiorowego w Iwano-Frankowsku, dawniej Stanisławowie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Długi marsz lewicy – rozmowa z Aleksandrem Kwaśniewskim

Nie mam żadnych wątpliwości, że uczciwe koalicyjne porozumienie centrum i lewicy dałoby rzeczywiście dobry wynik wyborczy Oto druga część rozmowy z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Część pierwsza ukazała się w świątecznym numerze „Przeglądu”. Panie prezydencie, porozmawiajmy o elitach. Długa jest litania pretensji do nich. W moim przekonaniu są słabym ogniwem w całym systemie. – Ale o jakich elitach mówimy? Polityka, biznes, media. O wszystkich elitach. – Myślę, że jest pan tu zbyt krytyczny. Kiedy patrzę na Niemców, tym bardziej widzę, jak u nas jest marnie. Gdy słucham prezydenta RP, na którego głosowałem – i namawiałem do tego samego ludzi o poglądach centrolewicowych – mam duże wątpliwości, czy jesteśmy poważnie traktowani. – Zacznijmy od tego, że ma pan bardzo wysokie wymagania. I ma pan prawo je stawiać. Tak samo społeczeństwo ma prawo do wysokich wymagań. Uważam jednak, że elity to bardzo szerokie pojęcie. Ale załóżmy, że szukamy w każdym środowisku tych, którzy mają wiedzę, doświadczenia, autorytet, których chętnie byśmy posłuchali jako wskazujących drogę. MARNOWANIE POTENCJAŁU No właśnie, a oni okazują się bezradni, nie mają recept. – Uważam, że współcześnie taka odpowiedź: nie wiem, czuję się dość bezradny, jest uczciwa. Szczerze mówiąc, dużo bardziej obawiam się tych, którzy mają

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Rzezie polsko-polskie – rozmowa z prof. Januszem Tazbirem

Haniebne epizody w historii Polaków Prof. Janusz Tazbir – historyk, badacz dziejów kultury staropolskiej oraz reformacji i kontrreformacji w Polsce, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, w latach 1983-1990 dyrektor Instytutu Historii PAN. Każdy, kto bliżej prześledzi tzw. historię popularną, pewnie dojdzie do wniosku, że w stosunku do sąsiadów zawsze byliśmy rycerscy, walczyliśmy za wolność waszą i naszą. – Nie byliśmy aniołami historii. W stosunkach z sąsiadami, w większości przecież pobratymcami, niczym specjalnym się nie różniliśmy od innych narodów, które mają w swojej historii, zwłaszcza w wiekach XVI i XVIII, nie mówiąc już o XX w., momenty lub okresy okrucieństw, niekiedy masowych. Co więcej, jest pewna prawidłowość – w dziejach wszystkich krajów, które nie były podbite, zwykle zapomina się o mało chwalebnych momentach we własnych dziejach. Co więcej, w pracach historycznych można znaleźć tego typu wytłumaczenia licznych mordów czy zbrodni dokonywanych nie tylko w czasie wojen: taka była epoka, tym się charakteryzowała, śmierć była pochodną polityki, sposobem odreagowywania typowym dla epoki itp. To o ludobójstwie w czasie II wojny światowej, Holokauście, zbrodni katyńskiej itd. w następnych stuleciach też będzie się pisało: taka epoka, zbrodnia była codziennością? – Nie sprawdzimy tego, ale jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.