02/2021

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Sądny rok Kościoła

W roku 2020 żegnamy Kościół autorytarny, ciasny, zaściankowy. Kościół zamkniętych drzwi Nic nie zapowiadało katastrofy. To miał być kolejny rok, w którym Kościół w Polsce gotów był czerpać pełnymi garściami z układu, jaki zawarł z PiS już pięć lat temu. A układ ten był prosty: proboszczowie, jak kraj długi i szeroki, popierają tzw. dobrą zmianę, głosząc jej chwałę, jednocześnie nie narzucają się zbytnio z niesieniem Dobrej Nowiny, która sprzeciwia się pogardzie i wykluczaniu ludzi – narodowemu sportowi PiS. Biskupi z kolei biorą udział w rozpętywanych przez rząd wojnach kulturowych, dając „bożym wojownikom partyjnym” poczucie, że gdy atakują słabszych, bronią katolickiej wiary i narodowej tradycji przed zalewem lewactwa, gendera i Netfliksa. Ciemna godzina Role zostały precyzyjnie rozpisane. Każdy znał swoją kwestię. Jednak pojawienie się w marcu 2020 r. koronawirusa, który przecież miał nas ominąć szerokim łukiem, wywróciło ten scenariusz do góry nogami. Pandemia nie tylko pokazała kłamstwa i mataczenie rządzących, ale przede wszystkim – z punktu widzenia religijnego – obnażyła nieprzydatność Kościoła. I nie jest to już tylko teza publicystyczna, ale stoją za tym twarde dane, jakie przynoszą badania opinii społecznej. Pierwszy raz od roku 1993 przeważają negatywne opinie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Nic, co ludzkie, nie jest naturze obce

W przyrodzie dzieją się rzeczy, o których nie śniło się nawet twórcom filmów porno Do debaty publicznej wdarła się seksualność, okraszona terminami „zboczeńcy” i „dewianci”. Argumenty teologiczne wskazują rzeczy niezgodne z prawem naturalnym, czyli boskim. Mitologia i teologia to nie moje działki, ale o naturze co nieco wiem. A w niej dzieją się rzeczy, o których nie śniło się teologom, konserwatywnym politykom ani twórcom filmów porno. Kiedyś w gnieździe sierpówki, gołębia zamieszkującego miasta i wsie, dojrzałem trzy jaja. Gołębim standardem są dwa. Zawsze w takich sytuacjach dzwonię do jednego z mądrzejszych kolegów. Podejrzewał gniazdo dwóch samic. Niestety, chwilę później gniazdo strąciła wichura i sprawa pozostała tajemnicą. Homoseksualizm w przyrodzie? Czemu nie, w końcu wywoływany jest przez drobne zamieszanie hormonalne na wczesnym etapie ciąży, a przecież jesteśmy sterowani hormonami w podobny sposób. Dwie one lub dwóch ich, a gdyby jeszcze kogoś zaprosić? Tak bywa np. u kokoszek, niewielkich ptaków wodnych. Zwykle obserwujemy tradycyjne pary ona i on, w otoczeniu piskląt, ale zdarza się, że panowie mają dwie żony albo pani ma dwóch mężów. Ta druga konfiguracja na ogół obfituje w dzieci, opieka dwóch samców pozwala świetnie wychować młode, samicy zaś składać i wysiadywać kolejne jaja. U wróblowatych zaradny samiec,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kogo z polityków dobrze zapamiętamy po roku 2020?

Kogo z polityków dobrze zapamiętamy po roku 2020? Dr hab. Ewa Marciniak, politolożka, UW Ja stawiam na Szymona Hołownię – to udany debiut polityczny. Hołownia potrafi nazwać swoje oczekiwania, określić problemy i pokazać, jak je rozwiązać. Korzystając z nowoczesnych narzędzi komunikacji, skupił wokół siebie grupę sympatyków. Nie wiadomo, czy jest wystarczająca do przekroczenia progu wyborczego, ale kontynuuje on ten sposób komunikowania się z sympatykami – rozmawia z ludźmi. Taki rozmawiający z ludźmi polityk to jest coś, co warto w mijającym roku odczytać jako pozytywne zjawisko. To polityk, który rozmawia z wyborcami również wtedy, kiedy nie ma wyborów. Jacek Żakowski, „Polityka”, Radio TOK FM Angela Merkel pokazała się w tym roku jako spełnienie marzenia o kompetentnym, odpowiedzialnym, poważnym liderze. W Polsce nie ma nikogo, kto mógłby z nią się równać. To jest moje marzenie, żebyśmy mieli, wszystko jedno, czy w wersji męskiej, czy żeńskiej, taką Angelę Merkel. Osobę, która potrafi wytrzymać rok, żeby nie powiedzieć nic dobrego o sobie, która potrafi słuchać mądrzejszych i w działaniach odnosi się do rzeczywistości, a nie do konkurentów politycznych. Osobę, której zależy na tym, by obywatelom dobrze się żyło, a nie na zdobywaniu punktów popularności. To naprawdę jest fenomen. Gdybym jednak miał wskazać jakiegoś polityka w Polsce, to wskazałbym ludzi z opozycji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Placek a duma narodowa

Najlepszej pizzy na świecie nie robią już Włosi. Czy to uderzenie w ich tożsamość? Quartieri Spagnoli, dosłownie dzielnice hiszpańskie, historyczna część Neapolu, jest tak napakowana sklepikami, kawiarniami i knajpkami, że czasem trudno uwierzyć, by ktokolwiek mógł mieszkać tu na stałe. Do niesłychanie ciasnych uliczek, gdzie poobijane samochody wymijają się z wszędobylskimi skuterami, turyści ciągną jednak masowo. Częściowo po to, żeby poczuć klimat starego Neapolu, pamiętającego czasy sprzed zjednoczenia Włoch czy XX-wiecznej modernizacji miasta. Wielu z nich pakuje się jednak w ten labirynt wąskich przejść i nierównej kostki brukowej w jednym, bardzo konkretnym celu. Chcą zjeść znaną na całym świecie, chronioną prawnie i kulturowo neapolitańską pizzę. Cienka, czasami tak bardzo, że wręcz pływająca. Z zapieczonymi, często zwęglonymi brzegami. Występująca najwyżej w kilku wersjach. Żaden ananas, awokado czy inne cuda z nowego świata. Prosty placek z sosem pomidorowym. Coraz popularniejszej nawet w Polsce pizzy „białej”, na której czerwonej papki brak, w Neapolu, przynajmniej tym tradycyjnym, nie uświadczymy. Pizza bez pomidorów to bowiem wymysł rzymski, a niesamowicie przeczuleni na punkcie kulinarnych tradycji mieszkańcy regionu Kampanii żadnych naleciałości z północy jako swoje nie zaakceptują. Tak było przez lata, a nawet całe wieki. To z Neapolu pizza wyruszyła na podbój –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia Z dnia na dzień

Dlaczego tak dużo lekarzy i pielęgniarek nie chce się szczepić na COVID-19?

Dlaczego tak dużo lekarzy i pielęgniarek nie chce się szczepić na COVID-19? Kaja Filaczyńska, specjalistka endokrynologii, działaczka Razem W Legnicy, w moim lokalnym szpitalu, chęć zaszczepienia się wyraziło ponad 70% pracowników, podobnie jest w innych placówkach w regionie, dlatego mam nadzieję, że dane dla całej Polski są już nieaktualne. Pamiętajmy jednocześnie, że przedstawiciele i przedstawicielki zawodów medycznych są częścią społeczeństwa, a w nim szeroko rozpowszechniona jest propaganda antyszczepionkowa, na którą przeznaczane są bardzo duże środki. Dlatego w ostatnich tygodniach tak bardzo brakowało mi intensywnych działań edukacyjnych ze strony rządu, nastawionych na rozwiewanie pojawiających się obaw, takich jak błędne przeświadczenie, że bezpieczeństwo stosowania szczepionek na COVID-19 nie zostało wystarczająco skrupulatnie przebadane. Liczę, że gdy ludzie zobaczą, że nie ma czego się bać, wszystkie grupy społeczne będą zgłaszać się masowo do programu szczepień, dzięki czemu uda nam się uzyskać odporność zbiorową. Dr Krzysztof Puchalski, socjolog zdrowia i medycyny, Instytut Medycyny Pracy Przedstawiciele zawodów medycznych w większości nie są ekspertami od szczepionek, za to podlegają tym samym uwarunkowaniom co reszta społeczeństwa, a ono niechętnie poddaje się dobrowolnym szczepieniom. Na grypę szczepi się kilka procent obywateli, a wśród lekarzy ten odsetek jest podobny. Dlatego należy szukać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Czarna ospa we Wrocławiu

Jak w 1963 r. zaszczepiono na ospę 8 mln Polaków W 1963 r. śmiertelne wirusy krążyły po Wrocławiu ponad sześć tygodni, zanim zorientowano się, że to ospa prawdziwa. Ale już walka z epidemią zajęła wrocławianom tylko dwa miesiące. Głównie dzięki izolacji chorych i masowym szczepieniom. Czarną ospę przywiózł do Wrocławia, z krótkiej podróży służbowej do Indii, oficer wywiadu Bonifacy Jedynak. Przyleciał 25 maja 1963 r., a już cztery dni później zaczął się skarżyć na dreszcze, wysoką gorączkę i wykwity skórne podobne do trądziku. Wrocławski lekarz stwierdził malarię, ale dla pewności skierował Jedynaka do gdańskiego Zakładu Medycyny Tropikalnej. Niestety, tamtejsi specjaliści ograniczyli się do potwierdzenia rozpoznania i nie dostrzegli, że pacjent oprócz malarii choruje na znacznie groźniejszą ospę. Ta błędna diagnoza uruchomiła łańcuch zakażeń, który zapisał się w historii jako epidemia czarnej ospy we Wrocławiu – największa po 1945 r. i ostatnia w Polsce, a także jedna z większych w powojennej Europie. Łańcuch śmierci Leczony na malarię Jedynak szybko uporał się również z czarną ospą i już 5 czerwca opuścił szpital MSW. Niestety, zdążył zarazić ospą Janinę Powińską, salową, która sprzątała jego szpitalną izolatkę. A kobieta przekazała chorobę nastoletniemu synowi i córce – 27-letniej Leokadii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Psychologia

Sesje gadania

Wojna w Wietnamie przyniosła większą ilość przypadków traumy wojennej niż II wojna światowa Wojna wietnamska stanowiła kolejny ważny punkt zwrotny w relacjach amerykańskiej armii z psychiatrią. W jakiś sposób ta wojna stała się jeszcze bardziej przerażająca niż jej przerażające poprzedniczki – fala napalmu spadała z nieba i paliła skórę dzieci; zwykłe przedmioty, jak wózki zakupowe czy pudełka ze słodyczami, stawały się improwizowanymi ładunkami wybuchowymi; amerykańskich żołnierzy wziętych do niewoli przez całe lata poddawano torturom. Wojna w Wietnamie przyniosła jeszcze większą ilość przypadków traumy wojennej niż II wojna światowa. Dlaczego? Często spotyka się jedną z dwóch teorii. Jedna z nich głosi, że tzw. wielkie pokolenie było po prostu silniejsze i bardziej opanowane od pokolenia boomu demograficznego, walczącego w Wietnamie. To pierwsze dorastało w czasie wielkiego kryzysu, kiedy chłopcom kazano „zachowywać zimną krew”, „zamknąć się w sobie” i w ciszy znosić emocjonalne cierpienie. Jest jednak i inne wytłumaczenie, które wydaje mi się bardziej prawdopodobne. Wedle tej teorii weterani II wojny światowej doświadczali takich samych konsekwencji psychicznych wojny co weterani z Wietnamu, ale społeczeństwo nie umiało rozpoznać objawów. Innymi słowy, szkody psychiczne u weteranów II wojny światowej były po prostu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Z ulicy na Loomio

Ogólnopolski Strajk Kobiet przeniósł dyskusję na platformę internetową Ogólnopolski Strajk Kobiet próbuje przenieść demokrację uliczną do internetu. Zebrane podczas protestów postulaty trafiają do sieci, gdzie są poddawane pod głosowanie. To utopia czy realna szansa dla obywateli na wprowadzenie w życie upragnionych przez nich zmian? OSK ogłosił 22 grudnia wejście w drugi etap rewolucji. Aktywistki od 22 października, czyli od ogłoszenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, zebrały postulaty pojawiające się najczęściej na transparentach uczestniczek i uczestników protestów. Teraz merytoryczną dyskusję nad naprawą państwa chcą toczyć na internetowej platformie Loomio. Klementyna Suchanow, jedna z liderek OSK, zaprasza tym samym do pracy pozytywistycznej wszystkich, którzy chcą naprawiać państwo. Loomio to platforma konsultacyjna, z której korzysta się za pomocą przeglądarki internetowej. Przypomina forum internetowe, jednak wyróżnia się tym, że od razu proponowane są na niej rozwiązania. Internauci mogą dyskutować o interesujących ich problemach, głosować na różne rozwiązania i proponować własne. Loomio zostało stworzone w Nowej Zelandii. Na początku platforma miała służyć do prowadzenia dyskusji na temat lokalnych spraw, ale szybko stała się narzędziem do budowania społeczeństwa obywatelskiego. Dyskusja odbywa się w grupach tematycznych. Użytkownicy włączają się do rozmów na interesujący ich temat i dyskutują, ustalając

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Kwarantanna narodowa

Gdy doktor Bernard Rieux, bohater „Dżumy” Alberta Camusa, wyszedł któregoś dnia z gabinetu, natknął się przed drzwiami na zdechłego szczura. Zlekceważył to. Ale wkrótce potem martwe szczury wywożono już z miasta całymi workami. Zaczęła się epidemia, a wraz z nią kwarantanna. W pierwszym szeregu walczących z zarazą stanął doktor Rieux. My na symptomy zarazy nie zwracaliśmy uwagi przez lata. Lekceważyliśmy je. Nie działały odpowiednie służby. Zresztą nie wydawało się to niezbędne – wirus nie powodował przypadłości cięższych niż grypa. No ale był! I nic z tym nie robiono. A jego najgroźniejsza mutacja żyła sobie spokojnie w przetrwalnikach. Wreszcie nastąpił atak. Ale nie zjawił się polski doktor Rieux. Dziś trudno nawet określić, kiedy to naprawdę się zaczęło. Traktując rzecz medycznie – w marcu minionego roku. Patrząc jednak całościowo – już ponad pięć lat temu. Dobrze więc, że przynajmniej teraz ogłosiliśmy kwarantannę. I przede wszystkim: że jest to kwarantanna narodowa. Ale skoro narodowa – to narodową musi być też epidemia. A w takim razie zagrożeniem jesteśmy wszyscy – dumny polski naród. Dumny? Już nie ma powodu do dumy. To przez naszą lekkomyślność polski organizm został zainfekowany. Co więcej jednak, Polska, dawne „przedmurze chrześcijaństwa”, stała się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski Z dnia na dzień

Zaradny katecheta

A może by tam wysłać egzorcystę? Nad Ostrołęką musi krążyć diabeł. Bo jak inaczej wyjaśnić ten ponury ciąg afer? Budowa elektrowni Ostrołęka C pochłonęła już 850 mln zł, a miasto ciągle liże rany po nieudolnych rządach byłego prezydenta Janusza Kotowskiego. Jego popisowym numerem było zorganizowane wspólnie z żoną, też katechetką, widowisko „Śpiewające płody”. Wystarczyło mu to na dobrze płatną posadę członka zarządu elektrowni. Z wiadomym skutkiem. Katecheta dostał więc nową fuchę – p.o. dyrektora Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Słusznie. Może tam równocześnie robić za eksponat.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.